Opowiadanie cz.46
*Violetta*
Trzy dni zleciały jak godzina. To już dzisiaj. Już dzisiaj
wielki bal w Studio 21! Nie mieliśmy dziś lekcji aby móc przygotować się na to
zdarzenie. Już z samego rana przyszła do mnie Angie aby pomóc mi wybrać
odpowiednie ubranie. Miałam sporo sukienek więc nie było potrzeby kupna nowej. Wspólnymi
siłami wybrałyśmy dla mnie jasnoczerwoną, wręcz można powiedzieć, że Magenta
sukienkę sięgającą mniej więcej do kostek, czarne szpilki jednak nie na zbyt
wysokim obcasie abym mogła swobodnie tańczyć, a na szyi zawiesiłam skromny
naszyjnik z napisem „love” i wiszące, czarne kolczyki. Największym problemem
okazały się włosy. Próbowałyśmy na różne
sposoby ale w każdej fryzurze coś nie pasowało. Kucyk odpadał. Kompletnie nie
pasuje na taką okazję. Kok? Nie do tej sukienki. W ogóle nie współgrały.
Rozpuszczone włosy? Mogło mi być z lekka niewygodnie gdyby przypadkiem wplątały
się w kolczyk. Pozostałam jednak przy ostatniej propozycji lecz z małą zmianką.
Angie pobiegła do domu po lokówkę i zakręciła mi włosy. Przez to wydawały się
trochę krótsze co zmniejszało ryzyko wypadku i wyglądało cudownie. Chciałam też
pomóc Angie w wyborze odzieży na bal lecz wolała zająć się tym sama. Ostatnio
jest jakaś zamknięta w sobie. Kiedy wchodzi do domu rozgląda się na wszystkie
strony z pretekstem, że chce zobaczyć co się zmieniło od jej ostatniej wizyty
lecz dobrze wiedziałam, że unika taty. Szkoda mi ich. Tata zresztą też jakoś
ostatnio posmutniał. Widać, że za sobą tęsknią. Tylko czemu nic z tym nie
zrobią? Właściwie to ten spokój taty na dzisiaj był niesamowicie potrzebny. Nie
chciałabym, żeby wparował do Studia w środku balu i wyciągał mnie do domu. Po
nim można spodziewać się właściwie wszystkiego chociaż i tak jestem mu bardzo
wdzięczna, że zaakceptował moją pasję do muzyki i śpiewu. Około osiemnastej do
domu wróciła po mnie Angie. Wyglądała przepięknie. Przy wejściu czekał równie
tata. Wyglądał na spiętego. Z tego wszystkiego nie wiedziałam już czy jest taki
ze względu na obecność cioci czy dlatego, że wychodzę. Właściwie to mogły to
być nawet obydwie opcje.
-Violu, tylko nie wracaj zbyt późno dobrze? – Spodziewałam
się tego pytania mimo wszystko. Nie byłby sobą gdyby nie poruszył tego tematu.
-Oczywiście tato. Nie martw się. Będą ze mną znajomi i
Angie. – Próbowałam w jakiś sposób go uspokoić aby nie zrobił czegoś głupiego.
-Baw się dobrze. – Ucałował mnie w czoło i nie zaszczycając
Angie wzrokiem udał się do swojego gabinetu. Razem z ciocią poszłyśmy w stronę
Studia gdzie miałam się spotkać z przyjaciółmi. Nie chciałam żeby po mnie
przychodzili bo wiem, że tata nie przepada na Tomasem. Właściwie nawet nie wiem
skąd wzięła się u niego ta cała nienawiść. Przecież on nigdy nie zrobił nic
złego. Na miejscu błyskawicznie dostrzegłam dwójkę moich towarzyszy na
dzisiejszy wieczór.
-Viola w końcu jesteś. – Krzyknęła Cami.
-Już się bałem, że nie przyjdziesz. – Tomas życzliwie
uśmiechnął się do mnie. Miałam wrażenie jakby w ogóle nie zauważył, że Camila
stoi tuż obok nas. – Ślicznie wyglądasz.
-Dziękuję. Wy również genialnie wyglądacie. Idziemy na sale?
– Zaproponowałam. W końcu jaki jest sens w sterczeniu na chłodzie kiedy w
środku jest bal. W końcu przyszliśmy się bawić.
-Jasne. Chodźmy. – Przytaknęli równocześnie. Równym krokiem
weszliśmy do głównej sali gdzie już kilka par tańczyło na parkiecie.
*Camila*
Na Sali było już sporo osób. Niektórzy tańczyli, niektórzy
podpierali ściany a jeszcze inni odpoczywali lub popijali sok. Zrobiło mi się
trochę głupio. Wszyscy mają parę, a ja jak głupia idę ze znajomymi. Gdyby nie
ja to oni też byliby sami. Jestem dla nich tylko i wyłącznie ciężarem. Ledwo po
wejściu Tomas poprosił Violettę do tańca i poszli na parkiet. A ja? Ja zostałam
sama. Zrezygnowana usiadłam przy stole podpierając głowę na dłoni. Może źle
zrobiłam przychodząc? Będę tu tak siedzieć do końca? W końcu kogo by
interesowała jakaś tam rudowłosa Camila. Myślałam, że nie powodzi mi się
ostatnio tylko w muzyce ale jak widać życie towarzyskie też nie jest dla mnie.
I wtedy zadzwonił mój telefon. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałam. W sumie
już było mi obojętne z kim rozmawiam. Może ktoś wyciągnął by mnie z tego całego
upokorzenia.

-Emm… hej. Z kim rozmawiam? – Zapytałam prosto z mostu.
-Ta ja. DJ. Jak zabawa?
-Świetnie po prostu. Bawię się na całego. Melanż życia. –
Odparłam sarkastycznie. Powinien spodziewać się, że bez niego to nie to samo.
-Po twoim głosie tego nie słychać. Coś mnie chyba kłamiesz.
-O co ci chodzi? Chcesz mi dokuczyć czy co? Nie wiem czemu
obchodzi cię teraz co ja czuję. Nie interesuj się. - Wtedy zobaczyłam go. Wszedł do Sali w czarnym
garniturze, włosami postawionymi do góry na żelu i różą w ręku. Prawdę mówiąc
na pierwszy rzut oka w ogóle nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę on. Wyglądał…
inaczej.
-Mnie nie oszukasz. Twoje oczy mówią wszystko. – Rozłączył
się i podszedł do mnie. – Słuchaj Cami. Przepraszam. Ja chyba nie myślałem
do końca racjonalnie. Myślałem tylko o
sobie kiedy powinienem dbać o ciebie. Wiem, że późno daję sobie z tego sprawię
ale wybaczysz mi? – Spojrzał mi w oczy. Nie potrafiłam mi nie wybaczyć. To było
niemożliwe. Widziałam jego skruchę. Jemu naprawdę na mnie zależało. Mi na nim
zresztą też. W odpowiedzi nie użyłam słów. Stanęłam na palcach i delikatnie
musnęłam jego usta. – Mam to rozumieć jako „tak”?
-Oj chodź już. – Zaśmiałam się i zaciągnęłam DJ’a na parkiet.
*Angie*
Kiedy rozdzieliłam się z Violą poszłam do łazienki sprawdzić
czy wszystko ze mną gra. Spojrzałam do lustra. Makijaż był w porządku. Trochę
mocniejszy jak zwykle lecz niezbyt wyzywający.
Z sukienką także wszystko było okej. Nic się nie zagięło, nic się nie
poplamiło. U sumie byłam tu głównie po to aby pilnować młodzieży ale w sumie
nauczyciele też mogą się zabawić lecz nie przesadnie i nadal czuwając. Może
jednak trochę przesadziłam. Jakoś tak wyjątkowo zależało mi na tym jak
wyglądam. Nie miałam tak od rozstania z Germanem. No ale to pewnie taki odruch.
Przyzwyczajenie. Któż wie? W końcu dla kogo miałabym być „idealna”? Nauczyciele
ze Studia są dla mnie przyjaciółmi no a Jeremias… wydaje mi się bardzo fajny.
Przez ostatnie trzy dni zdążyliśmy się trochę lepiej poznać. Naprawdę ciekawa
osoba. Lubię z nim przebywać. Czuję się tak swobodnie jakbym znała go od lat.
Lekko poprawiłam dłonią grzywkę i wyszłam z łazienki.
-No no… nieźle się odpicowałaś. – Usłyszałam już bardzo
znany mi głos dochodzący z drugiego końca holu. Nie był to nikt inny jak Jeremias.
Wyjątkowo nie był wystylizowany „na Chucka Norrisa” lecz miał na sobie białą
koszulę i eleganckie spodnie. Ciekawe też było to, że tym razem nie miał na
plecach brązowego plecaka który właściwie zawsze tam był.
-Jeremias? Co ty tu robisz? – Jego obecność dosyć mnie
zdziwiła. Jako pianista nie miał obowiązku przychodzenia na ten bal.
-Ehh… i tak nie mam co robić. Właściwie to dla takiego
widoku naprawdę było warto. – Uśmiechnął się zawadiacko. Czasami miałam
wrażenie, że mnie podrywa ale to na pewno tylko moje dzikie złudzenia.
-Dziękuję? Ty też świetnie wyglądasz. Tylko poczekaj
sekundkę… - Jego krawat był trochę bardziej poplątany niż zawiązany. Chyba
ubierał się w mega szybkim tempie bo takiego koszmarku krawatowego dawno nie
widziałam. Ostrożnie mu go zdjęłam i zawiązałam już prawidłowo. Podczas
robienia tego czułam jak moje poliki oblewa czerwień. Czemu? Zauważyłam jak
znajomy skrzętnie mi się przygląda. Kompletnie mnie to zawstydziło. Kiedy
skończyłam doprowadzać do porządku jego krawat wlepiłam wzrok w podłogę aby
ukryć swoją stanowczo zbyt barwną twarz. Jeremias jednak tylko się zaśmiał.
-Nie chowaj głowy. Słodko wyglądasz. – Szybko jednak zdał
sobie sprawę z tego co powiedział i zmienił temat. – No, elegancko. Widzę masz wprawę. Męża też
tak wyprawiasz? – uśmiechnął się z lekkim grymasem.
-Nie mam męża. – Odrzekłam. W końcu nie miałam powodu aby
mówić coś niezgodnego z prawdą.
-Oj przepraszam. Czyli chłopaka, tak? – Drałował dalej.
-Nie. Niestety jestem singielką od… jakiegoś czasu. –
Starałam się nie okazywać smutku. To przecież przeszłość.
-Ahh tak… - tym razem na jego twarzy wymalowało się coś na
rodzaj satysfakcji. Niee. Pewnie znowu mi się wydaje. W tym samym czasie
zauważyłam dwie znaczące litery…
-Jeremias mam pytanie. Dlaczego na twojej koszuli są
inicjały G.C? – To niesamowite jak można w ciągu kilku sekund tak zmieniać
wyraz twarzy. Tym razem zauważyłam zakłopotanie. Nie rozumiem…
-Ahh no widzisz. Bo tą koszulę dostałem od mojej ciotki… no
i ona… jest dyslektyczką. Nigdy nie mogła zapamiętać, że moje imię pisze się
Jeremias a nie Geremias, no a koszula jest dobra więc bez sensu byłoby ją
wyrzucać, prawda? – Tłumaczył się lekko jąkając.
-Przepraszam. Nie wiedziałam…
-Nic się nie stało. – Uśmiechnął się życzliwie. Lubiłam tą
minę. Czułam wtedy taki spokój wewnętrzny. – To może chodźmy już na tą salę
zanim wydarzy się coś co nie powinno się zdarzyć. – Zrobiliśmy tak jak
powiedział. Zastanawiało mnie tylko czy powiedział to w kontekście uczniów czy
kogo innego…
*Ludmiła*
Na tym całym balu nie działo się nic ciekawego. Ci idioci ze
szkoły w ogóle nie chcieli ze mną tańczyć. Z reszta ja z nimi też. Dlaczego
miałabym? Oni w ogóle umieli tańczyć? Właściwie całą imprezę przesiedziałam
sama przy barze. Sama… Nati oczywiście nie chciała przyjść. Ona nie rozumie, że
jej potrzebuję? Asystentka powinna być ze mną All Day All Night. Później na scenie śpiewała Violetka razem z
Tomim. Nie rozumiem co on widzi w tej beztalencicy? Na mnie strzelił focha i w
ogóle ze mną nie rozmawia. Nie rozumiem czemu. Ja tylko chcę mu pomóc uwolnić
się od tego czegoś o imieniu Violetta. Ale jak nie to nie. Jak nie docenia
mojego poświęcenia to nie mam zamiary zgrywać zdesperowaną. Później śpiewał
Lion z tą..no… nie znam jej. W ogóle to go nie rozumiem. Najpierw kręci ze mną,
następnie bierze się za Violkę a teraz jeszcze inną sobie znalazł? Serio?
Imbecyl nie człowiek. Po tych żałosnych występach podszedł do mnie… On.
-Cześć. Dlaczego taka ładna dziewczyna siedzi tu sama przez
całą imprezę, co? – Chłopaki uśmiechnał się tak… tak… powalająco.
-Emm… mówisz do mnie?
-Nie, mówię do soku. – Spojrzałam na niego pytająco. – No do
ciebie. Stało się coś?
-Mi? Niee… gdzież? Mi nigdy nic się nie dzieję. Jestem taką
niezniszczalną supernową. Sam rozumiesz. – Próbowałam jakoś zrobi na nim wrażenie.
Trudno jednak poznać jak idzie kiedy rozmawia się z kimś kto wiecznie się
uśmiecha.
-Widzę, że znasz się na kosmosie? Tak więc nie wiesz, czy z
Marsa dodzwonię się na Wenus?
-Wybacz ale kompletnie nie rozumiem o czym gadasz. –
Zaśmiałam się.
-Nieważne. – Wyciągnął z kieszeni niewielką karteczkę i
długopis po czym zapisał na niej jakieś cyfry. – Masz. Zadzwoń jakbyś czegoś
potrzebowała. – Mrugnął.
-Ee.. dzięki? – Nie do końca wiedziałam co odpowiedzieć.
-A tak swoją drogą… nie widziałaś gdzieś Violetty? – Nie no
znowu?!?! Czy Violetta musi być wszędzie gdzie postawię stopę? – Jest taka
dosyć niska, brązowe włosy…
-Znam ją ale nie wiem gdzie jest. Chyba wyszła. –
Powiedziałam lekko poirytowana.
-Okey, dzięki. Do zobaczenia. – Uśmiechnął się jeszcze
szerzej i wyszedł z Sali. Poczułam w środku ciepło którego nigdy wcześniej nie
czułam. Ale co to było?
*Violetta*
Właściwie odkąd przyszłam na bal nie było tak źle. Większość
czasu tańczyłam z Tomasem ale również z innymi chłopakami ze Studia… no oprócz
Leona. Unikał mnie jak ogień wody. Pierwsza godzina zleciała mi tak szybko, że
czułam jakby tak naprawdę minęło dziesięć minut. Głośna muzyka znieczulała ból
stóp więc miałam siły na jeszcze niejeden taniec. Trochę stresował mnie fakt iż
zaraz będę musiała wyjść na scenę i śpiewać tak razem z Tomasem i Livi lecz
starałam się o tym nie myśleć. Z resztą ufam Tomasowi jak nikomu innemu. W
końcu nadszedł ten moment. Pablo wyszedł na scenę i wyłączył muzykę. Wziął do
ręki mikrofon aby nas zapowiedzieć.
-Witam wszystkich. Z tego co widzę to wszyscy dobrze się
bawią. Jestem z tego powodu bardzo zadowolony. Aby jeszcze bardziej umilić wam
ten wieczór poprosiłem czterech z was aby tutaj zaśpiewali. Większość pewnie
wie o kogo chodzi lecz aby nie było nieporozumień… Tomas, Violetta! Zapraszam
na scenę!
-I Livi! – Powiedziałam stojąc jeszcze na parkiecie. W tym
oto momencie osoba o której mówiłam stanęła obok mnie.
-Vilu ale Pablo mówił, że będziesz śpiewała ty i Tomas. Ja
od początku nie byłam w to zamieszana.
-Ale... ale jak to? – To co usłyszałam mnie lekko
zszokowało. Byłam pewna, że pośpiewamy sobie razem jak paczka kumpli a tu takie
coś. Mimo wszystko wyszłam na scenę razem z Tomasem. Kiedy tylko z głośników
dało się usłyszeć pierwsze akordy podkładu do piosenki „Verte de Lejos” Tomi
chwycił mnie za dłoń i zaczął pierwszą zwrotkę. W refrenie dołączyłam do niego.
Nasze głosy jak zwykle świetnie się zgrały. Zawsze gdy śpiewam z Tomasem
zapominam o całym Bożym świecie. Wszystkie problemy znikają w jakiejś dalekiej,
zamglonej otchłani. Piosenka nie była bardzo długa więc szybko minęła. Ostatni
wers należał do mnie…
-„Nadie oucupado tu lugaaaaar” – Zaśpiewałam patrząc
Tomasowi w oczy. Pojawił się tam mały błysk którego wcześniej nie widziałam. Postanowiłam
nazwać go Józek. Dopiero po zejściu ze sceny zdałam sobie sprawę, że
pomyliłam tekst. Gdyby była to tylko mała pomyłka… kompletnie zmieniłam sens
ostatniego wersu!
-„Błagam niech się okaże, że nikt tego nie zauważył” –
modliłam się w myślach. Rozejrzałam się po Sali. Nikt szczególnie zwracał na
mnie uwagi więc stwierdziłam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Nadszedł czas na moment którego się bałam. Pablo zaprosił na scenę mojego
byłego i jego nową dziewczynę. Z jednej strony trochę byłam przybita tym widokiem
ale z drugiej kipiała ze mnie złość i zazdrość. W końcu „zakochana para” wzięła
w dłonie mikrofony i puszczono podkład do „Podemos”. Piękna piosenka. I
pomyśleć, że kiedyś wydawało mi się, że jest w niej cząstka mnie. Jak ja mogłam
się tak mylić? Głupia jestem i tyle. Kiedy ci już śpiewali Tomas podszedł i
objął mnie ramieniem aby dodać mi otuchy. A ja? Przecież nie miałam powody,
żeby go odtrącić. Był dla mnie największym wsparciem. Oparłam głowę na jego
ramieniu i dalej oglądałam występ mimo iż były to dla mnie katusze. W końcu nie
wytrzymałam. Leon i Lara przez cały czas patrzyli na siebie, trzymali za ręce i
przytulali. Tak Jakby robili to celowo aby mi dokuczyć. Wyplątałam się z odjęć
Tomasa i szybkim krokiem wyszłam ze Studia. Zdenerwowana usiadłam na ławce.
Helios już nie otaczał ziemi swoim blaskiem. Panował mrok. Jedyne światło
dochodził z wnętrz Studia i lamp parkowych. Sama już nie wiedziałam co robić.
Żeby przypadkiem nie było za dobrze z nieba chlusnął deszcz. Pojawił się jakby
z nikąd. Na mojej twarzy wymalowało się zgaszenie. Nie minęło dziesięć sekund i
wstałam już prawie cała przemoczona. Dawno nie było takiej strasznej ulewy.
Ostatnio chyba kiedy… nie jednak nie pamiętam. Na bal nie chciałam wracać.
Postanowiłam wrócić do domu. Podwinęłam troszkę suknie aby jej nie zabłocić i
rozpoczęłam swój bieg. Szczęście naprawdę mi nie dopisywało ponieważ biegnąć
przez park poślizgnęłam się i upadłam. Moja pierwsza myśl po poślizgu brzmiała
„No nie! Nie dość, że upadnę i będzie boleć to jeszcze ubrudzę sobie
sukienkę!”. Jednakże po upadku nie odczuwałam bólu. Otworzyłam moje zaciśnięte
jak do tej pory oczy i ujrzałam nad sobą twarz Tomasa. Rozejrzałam się wokoło.
Najwyraźniej złapał mnie tuż przed kolizją z

-Dzięki. – Wydukałam wbijając wzrok w ziemię. Dopiero wtedy
zdałam sobie sprawę z tego co właśnie się wydarzyło. Tomas chyba odczuł moje
zmieszanie.
-Vilu… przepraszam. Nie chciałem tego… znaczy… właściwie to
chciałem ale nie chciałem, żeby to tak wyszło. Wiem, zawiodłaś się na mnie ale
ja już tak dalej nie mogę. Nie potrafię bez ciebie żyć! – Powiedział mi prosto
w twarz. Jego słowa z jednej strony zdziwiły mnie mimo iż wiedziałam o tym, a z
drugiej rozumiałam go. Aby mu przerwać wtuliłam się w jego ramiona. Staliśmy
tak w deszczu przez kilka sekund… minut… a może i więcej. Straciłam poczucie
czasu. Liczyło się tylko tu i teraz. Dawno się tak nie czułam. Taka błogość i
wewnętrzny spokój. Leon zapewniał mi to… przez jakiś czas. Później oddalał się
coraz bardziej aż w końcu mnie zostawił. A Tomas? Tomas zawsze przy mnie był.
Na dobre i na złe. Przestaję rozumieć siebie. Dlaczego go zwodziłam? Skoro go
kocham a on mnie nic nie szkodzi nam na przeszkodzie do szczęścia.
-Kocham cię. – Wyszeptałam.
-Ja ciebie też. Przecież wiesz…
-Wiem. I to ja cię przepraszam. To wszystko co się stało to
moja wina. Nie chciałam żebyś się przeze mnie źle czuł. Wybacz mi… proszę…
-Nie mam czego ci wybaczać. – Objął moje dłonie po czym je
ucałował. – To co? Wracamy moja księżniczko? – Uśmiechnął się zawadiacko.
-Chciałabym ale sam spójrz… - Wskazałam na suknię. Była cała
ubłocona i mokra.
-Więc zróbmy inaczej. Odprowadzę cię do domu, przebierzesz
się i wrócimy. Może być?
-Nie, to chyba nie wypali. Robi się późno. I tak za chwilę
musiałabym wracać. Chociaż ten pomysł z odprowadzeniem jest okey. – Zaśmiałam
się.
-To lepiej chodźmy bo jakbyś nie zauważyła to cały czas po
nas leje. – Prawda. Wcześniej tego nie zauważyłam. Biegiem udaliśmy się do
najbliższego przystanku. W końcu na takim deszczu nie wypadało biec pieszo.
Autobus pojawił się całkiem szybko. W środku oprócz kierowcy była tylko jakaś
starsza Pani. Na nasz widok podniosła wzrok z gazety.
-Ojeju. Cóż to się stało? – Zwróciła się do nas. Trochę mnie
to zdziwiło. Zwykle nie rozmawiam z ludźmi których nie znam a ta Pani ni z owąd
zagadała.
-Deszcz i… takie tam. – Odparłam krótko. Chyba bez sensu
było opowiadać całą historię.
-I takie tam, powiadasz? No jak widać nie chcesz nic powiedzieć
starej kobiecie. No nic. Przepraszam.
-Nic się nie stało. Nie chciałam Pani urazić.
-Nic się nie stało moje dziecko. Myślisz, że nigdy mi się to
nie zdarzyło. Jeżdżę tak całymi dniami bez celu. Nie mam co robić. Moje życie
już dawno straciło sens.
-Proszę tak nie mówić. – Wypalił Tomas. – Stało się coś
poważnego. Możemy Pani jakoś pomóc?
-Dla mnie już dawno jest za późno. Ale z tego co widzę wy
jesteście jeszcze młodzi i szczęśliwi. Obiecajcie mi tylko jedno. Obiecajcie,
że już zawsze będziecie szczęśliwi i nie podacie się.
-Dlaczego mielibyśmy się poddać?
-Świat jest pełen zagadek. Niektórzy chcą wiedzieć stanowczo
zbyt dużo a zagadka jest magią. Kiedy chce się tej magii pozbyć można stracić
radość i sens życia. Po prostu obiecajcie. Chcę tylko tego.
-Obiecujemy. – Odparliśmy jednogłosem. Tak naprawdę obydwoje
byliśmy kompletnie zmieszani zaistniałą sytuacją jednak był w tej staruszce coś
intrygującego. Coś co było zagadką. Ale to co powiedziała miało sens.
Najwyraźniej nie powinnam wiedzieć o niej nic więcej. Wiem tyle na ile pozwolił
mi los. Nim się spostrzegliśmy byliśmy obok mojego domu. Pożegnaliśmy się z
tajemniczą kobietą i wysiedliśmy. W duchu modliłam się jeszcze żeby tata nie
był zły o to, że Tomi przyszedł. Kiedy weszliśmy do środka okazało się jednak,
że taty nie ma!
-Ale Olgo, na pewno nie wiesz gdzie poszedł? – Drążyłam.
Trochę się zmartwiłam.
-Ale skąd ja mam wiedzieć? Wyszedł kilka minut po tobie i
powiedział tylko, że wróci za jakieś trzy godziny. Minęły około dwie i pół więc
nie ma co się martwić. A ty lepiej idź już spać. – Dopiero wtedy zauważyła, że
obok mnie przy drzwiach do kuchni stoi Tomas. – A ten kawaler co tu robi? –
Zapytała szczerząc się.
-Przyszedł mnie odprowadzić.
-Oh jak miło. A teraz zmykasz, tak? – W pytaniu odniosła się
do Tomasa.
-Olgita! Proszę nie zachowuj się jak tata. Tomas zostanie
tylko na chwilkę. – Próbowałam przekonać gosposię.
-Wiesz Vilu, ona chyba ma rację. Już pójdę. Do jutra. –
Musnął mój policzek i odszedł w stronę drzwi. Wychodząc natknął się jeszcze z
Federico. Zamienili kilka zdań i rozeszli się. Po tym mój Włoski przyjaciel
podszedł do mnie.
-Co się stało, że tak szybko wyszłaś? Nie wyobrażasz sobie
jak Fran i Cami się o ciebie martwiły.
-To trochę długa historia. Jutro ci opowiem. – Odrzekłam i
poszłam do swojego pokoju. W swoim świecie od razu upadłam na łóżko.
Najchętniej zasnęłabym od razu lecz brudna sukienka nie była zbyt wygodną
piżamą. Wstałam i zdjęłam z siebie odzież po czym ubrałam już normalną piżamę.
Ponownie położyłam się w łóżku z zamiarem zaśnięcia lecz na mój telefon
przyszedł sms. Podniosłam komórkę i odczytałam wiadomość.
„Dobranoc kochanie ;**”
Tak, to był Tomas. Zaledwie dwa słowa wywołały na mojej
twarzy uśmiech. Odłożyłam telefon, przewróciłam się na drugi bok i zasnęłam.
_______________________________________________________
Mówiłam, że będzie długi i starannie napisany? Mówiłam. Mówiłam, że będzie szybko wstawiony? Niee... XD Ojtam, ojtam. Niby długo nie znaczy dobrze ale w moim przypdku jeednak tak :P
No i ten... wkońcu ten bal! :D Camila jednak zastała swojego księcia w garniturze haha xd
Jeremias zarywa do Angie... ok. Sama się boję tego pisać. No bo German podrywacz? Srsly? >.<
No i oczywiście beso Tomasetty! (wiem, że mnie nienawidzicie XD) Ja tam się jarałam pisząc to :P Ale nie bójta się. To jeszcze nie koniec Leonka :D
No i komentujcie coś bo tak niefajnie jak jest pusto :c Strzelę focha i przestanę pisać jak tak dalej będzie ;O
Ale cooo tam. Kto by tęsknił za tymi wypocinami XD See you guys <3 /Pala