Rozdział 48
*Leon*
Noc w celi minęła koszmarnie. Ani na chwilę nie zmrużyłem
oka. Było tam niezbyt czysto i kompletnie niewygodnie. Miałem do wyboru albo
spać na podłodze, albo na mega twardym, dziwnie zdeformowanym łóżku. Z dwojga
złego już chyba podłoga była lepsza. Było zimno a do przykrycia miałem co? Koc.
Dziurawy i również brudny koc. Niewiadomo ile opryszków pod nim spało. Po
dotyku można było wywnioskować, że naprawdę wielu. Był przepocony tak, że nie
było nawet mowy o tym, żebym się tym przykrył. Po kilku godzinach zauważyłem,
że zaczyna się przejaśniać. Nie wiedziałem dokładnie która godzina. Byłem już
zmęczony leżeniem na chłodnej ziemi. Ile jeszcze to wszystko potrwa? A jeżeli
sąd skaże mnie na pozbawienie wolności? Skoro ledwo wytrzymuję jedną noc to co
będzie jeżeli naprawdę trafię do więzienia? Zresztą byłoby to niesprawiedliwe.
Przecież finalnie nic złego nie zrobiłem. Po kolejnej godzinie w areszcie
pojawił się jakiś policjant. Nie widziałem go wcześniej. No ale cóż. Przecież
niemożliwością jest by w Buenos Aires było tylko dwóch policjantów. Podszedł do
mojej celi i ku mojemu zdziwieniu… otworzył ją.
-Panie Verdas, w związku z tym, że nasi detektywi nie
znaleźli żadnych powodów dla dalszego przetrzymywania pana w areszcie, jest pan
wolny jednak nie może pan wyjeżdżać poza miasto przez najbliższy miesiąc. –
wyklepał jakby uczył się tego tekstu na pamięć.
-Aha? – odparłem niepewnie. Wprawdzie to była najlepsza
wiadomość w moim życiu ale tak dziwnie to powiedział, że nie byłem w stanie
załapać sytuacji.
-Proszę wziąć swoje rzeczy. – dodał.
-Ala ja tutaj nic nie mam. Jak mnie przywlekliście tak tu
jestem. – albo mi się wydawało albo ten typek był jakiś niedorozwinięty.
Chłopak był mniej więcej w moim wieku, a biorąc to pod uwagę mógł być najwyżej
stażystą. Mimo to jego zachowanie był irytująco sztuczne.
-W takim razie proszę za mną. – wskazał w stronę wyjścia do
holu po czym poszedł w tym kierunku. Lekko osłupiały poszedłem za nim pozostawiając
celę. Jakoś nie będę za nią tęsknił. W holu nic się nie zmieniło od wczoraj. No
może dlatego, że była jakoś godzina od świtu na posterunku było mniej policji a
mianowicie przy biurku siedział dyżurujący popijając gorącą kawę i zajadając
precla a po korytarzach krzątało się dwóch innych. Był też oczywiście pan
stażysta który zatrzymał się przy biurku dyżurującego i wziął do ręki jakąś
kopertę.
-Proszę bardzo. To zakaz opuszczania miasta. Wszystkie
powody i skutki złamania zakazu również są wypisane w środku. Dziękuję, miłego
dnia. – powiedział i z grobową twarzą odszedł w kierunku jakiegoś
pomieszczenia. I tyle? Mam sobie iść? W filmach zawsze wyglądało to bardziej…
emocjonująco. Przeczesałem włosy dłonią, wzruszyłem ramionami i wyszedłem. Na
parkingu stały dwa radiowozy i znajomy biały SUV.
-Co ty tu robisz tato? – zapytałem podchodząc do samochodu.
– Śledzisz mnie?
-Co ty wygadujesz? Jestem twoim ojcem. Przyjechałem odebrać
cię z aresztu. Czy to coś nadzwyczajnego? Wczoraj musiałem się nieźle namęczyć,
żeby przekonać tych zbaraniałych policjantów, że nic nie zrobiłeś. – odparł ze
spokojem lecz w jego głosie pojawiła się nutka zmartwienia. Było to dziwne, bo
on nigdy się mną nie interesował.
-Nieważne. Zapomnij. – wsiadłem do samochodu na miejsce
pasażera obok kierowcy i zatrzasnąłem drzwi. – Ale właściwie to co robisz w
Buenos Aires? Z tego co wiem miałeś wrócić z Chorwacji za jakiś tydzień.
-Owszem miałem ale sprawy potoczyły się lekko nie po mojej
myśli więc wróciłem trochę wcześniej a dokładnie wczoraj po południu. Nie
wyobrażasz sobie jaką szopkę odstawiłem na lotnisku kiedy zadzwoniła twoja
matka i powiedziała, że zamknęli cię. Chciałem jak najszybciej przyjechać i
wyjaśnić całą sprawę ale tam wszystko działo się tak powoli. – zaśmiał się
lekko patrząc przed siebie.
-Ty… martwiłeś się o mnie? – wypaliłem. Dlaczego było to dla
mnie dziwne? Ojciec nigdy się mną nie interesował. Każda chwila którą mogłem z
nim spędzić była dla mnie świętą. Wiecznie wyjeżdżał w interesach. Myślała, że
jeżeli będzie mi dawał pieniądze na wszystko co mi się upodoba to wszystko
będzie dobrze. Wprawdzie przez krótki okres było mi to nawet na rękę lecz
szybko mi przeszło. Zawsze brakowało mi miłości ojca lecz przez te osiemnaście
lat zdążyłem się przyzwyczaić. Ale teraz? Co się stało, że tak po prostu wrócił
jakby nigdy nic?
-Jasne, że się martwiłem. Przecież jesteś moim synem. –
uśmiechnął się i uruchomił silnik samochodu.
-Aha. To fajnie. – zapiąłem pasy i odwróciłem wzrok w okno w
drzwiach od mojej strony. Nie wiedziałem co innego odpowiedzieć. To co
powiedział było dla mnie ważne. Nigdy bym nie pomyślał, że jemy na mnie zależy.
Jednak nie potrafiłem odpowiedzieć. Nie miałem pojęcia co. Nie potrafiłem z nim
rozmawiać jak z ojcem. Był dla mnie jakiś obcy.
Cała droga do domu minęła w ciszy. Na początku tata chciał
rozluźnić atmosferę żartując lecz wkrótce też się poddał. Wysiadłem z auta i
udałem się do kuchni. Byłem szaleńczo głodny więc pochłonąłem talerz kanapek.
Następnie wziąłem orzeźwiający prysznic. Jak na złość w tym całym areszcie było
mega wilgoć przez co moje włosy się koszmarnie przetłuściły. Nie ukrywam też,
że z nerwów wylałem z siebie chyba litry potu. Po kąpieli czułem się jak
nowonarodzony. Ubrałem się i poszedłem pieszo do Studia. Mam nadzieję, że nikt
się nie dowiedział o tym co stało się wczoraj. To by było trochę niezręczne
chodzić do szkoły w której wszyscy patrzę na ciebie z ukosa szeptając ukradkiem nie tylko o tym co było, a tworząc
jeszcze nowsze niestworzone rzeczy. Wszedłem do budynku i pierwsze co zrobiłem
to rozejrzałem się. Wszystko było jak dawniej. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
Najprawdopodobniej nic nie wiedzieli. Spokojnie udałem się do swojej szafki
gdzie natknąłem się na Gregorio.
-Dzień dobry. – powiedziałem ale on tylko zmierzył mnie
podejrzliwym wzrokiem. – Coś nie tak?
-Tak, właściwie tak. Chodź za mną. – odrzekł i poszedł w
stronę gabinetu dyrektora. Akurat tam. Zrezygnowany poszedłem za nim. Wszedłem
do środka a Gregorio momentalnie wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi. Ta
sytuacja była aż nadmiar dziwna. Wzruszyłem ramionami i już miałem nacisnąć
klamkę gdy usłyszałem męski głos.
-Leon… - przestraszony odwróciłem się w stronę gabinetu.
Skierowany w stronę okna stał Pablo. No tak. Mogłem się domyślić, że Gregorio
prowadzi mnie do niego. – Czy mogę wiedzieć co ty tu robisz? – zapytał z grozą
powoli odwracając się w moim kierunku.
-Wypuścili mnie z aresztu. Uznali, że nic nie zrobiłem. –
odpowiedziałem z uśmiechem.
-Nie. – zaśmiał się lecz nie wesoło. – Pytam co robisz t u t
a j. W Studio.
-Jak to co robię. Przyszedłem na lekcję. – odparłem tym
razem lekko niepewnie. Bałem się do czego zmierza Pablo.
-Bardzo śmieszne wiesz. Wczoraj cię wyrzuciłem. – po tym
nastąpiła chwilą ciszy.
-Ale, ale Pablo. To musi być…
-Pomyłka? Oj nie mój drogi. Dobrze pamiętam co powiedziałem.
I to w dodatku po tym co zrobiłeś. Zabierz swoje rzeczy i opuść Studio. –
odrzekł i usiadł przy biurku. Nie miałem już sił by się bronić. Wróciłem do
swojej szafki i zacząłem ją opróżniać. Nie było w niej jakoś dużo rzeczy.
Głównie były to nuty do różnych piosenek a oprócz nich jeszcze strój na zajęcia
taneczne, stroik do gitary i kapodaster oraz różne zdęcia które wisiały po
wewnętrznej stronie szafki. Większość z nich to były zdjęcia z przyjaciółmi.
Ostatnio dowiesiłem sporo z Larą. Kiedy nam się razem nudziło często robiliśmy
zdjęcia...
-O jejku Lara! – powiedziałem na głos. Przez wczorajszą
akcję kompletnie zapomniałem jej o wszystkim powiedzieć. Jak najszybciej
zebrałem zdjęcia i wrzuciłem do plecaka z całą resztą rzeczy. Ostatnie zdjęcie
było z Violettą. Nie zauważyłem go wcześniej. Było zaklejone innymi i przez to
trochę poniszczone. To wszystko przez nią. Gdyby mnie nie okłamywała do niczego
by nie doszło. W tym momencie spokojnie szedłbym do klasy. No ale nie. Zapiąłem
plecak, narzuciłem go na plecy i przemknąłem do wyjścia tak by nikt mnie nie
zauważył.
Drogę do domu pokonałem biegiem. No cóż. Uznajmy to z dobrą
rozgrzewkę. Plecak rzuciłem w kąt pokoju i zbiegłem do garażu. Odpaliłem motor
i pojechałem na tor motocrossowy. Był on
sporo oddalony od mojego domu więc bieg tak czy inaczej odpada. Miałem
nadzieję, że spotkam tam Larę. Na miejscu od razu ją dostrzegłem. Tak jak
zwykle majstrowała przy jednym z motorów treningowych.
-Lara! – krzyknąłem będąc jeszcze kilka metrów od niej.
Momentalnie podniosła głowę. Kiedy mnie zobaczyła wypuściła z dłoni śrubokręt,
pomnie i wskoczyła mi na ręce. To był zaskakujący i trochę dziwny gest ale i
miły. Bez zastanowienia przycisnąłem ją do siebie. Po chwili jednak odsunęła
się, zmieniła wyraz twarzy na… właściwie groźny i uderzyła mnie w bark. W tym
momencie kompletnie się zmieszałem.
-A to za co? – zapytałem.
-Jeszcze pytasz? Wczoraj po zajęciach miałeś przyjść na
trening ale zapadłeś się pod ziemię. Nie było cię ani w Studiu ani na torze. Ty
masz pojęcie co ja przeszłam. Dzwoniłam do ciebie przez cały wczorajszy dzień.
Zostawiłam ci chyba z pięćdziesiąt wiadomości a ty nie dałeś żadnego znaku
życia! Z jednej strony mam ochotę cię zabić a z drugiej przytulić i nigdy nie
puścić!
-To ja wybieram tą drugą opcję – Lara westchnęła i ponownie
mnie przytuliła.
-Obiecaj, że już nigdy mi tak nie zrobisz.
-Obiecuje kochanie. – ucałowałem ją w czoło. I odsunąłem się
lekko lecz nadal trzymając ja za biodra. – Wiesz bo chodzi o to, że wtedy…
-Nie. Nie mów mi. Nie chcę wiedzieć. Nie potrzebne mi to do
szczęścia. Idź już lepiej się przebierz i wskakuj na tor. Pokaż innym jak się
jeździ – zaśmialiśmy się po czym poszedłem zrobić to co mi kazała.
*Tomas*
Poranek był dla mnie wielką udręką. Przebranie się czy
poranna toaleta były trudniejsze niż cokolwiek co w życiu robiłem. Nie
pogardziłbym nagrodą za te wyczyny. Śniadanie sobie odpuściłem. Wczorajszego
dni aż przejadłem się nerwami. Wchodząc do Studia starałem się zachowywać jak
zawsze lecz również nie było to proste. Wręcz niewykonalne. W końcu ciążyło na
mnie brzemię którego nie dało się od tak pozbyć – złamana ręka. To wielkie
utrudnienie w muzyce lecz muszę sobie z tym dać radę. Kiedy przechodziłem przez
hot czułem na sobie wzrok… właściwie wszystkich którzy tam byli. Bałem się
podnieść głowę i spojrzeć im w oczy. Po chwili jednak postanowiłem pokonać to
zażenowanie i popatrzyłem prosto przed siebie. Nie rozglądałem się a mimo to
wiedziałem, że mnie obserwują. Nagle jakby z pod ziemi wyrósł Pablo. Był podenerwowany
ale gdy mnie spostrzegł zmieniło się to na zdziwienie. Wskazał dłonią abym
poszedł za nim. Doszliśmy do Sali tanecznej która była pusta.
-Tomas? – zapytał.
-Tak? Stało się coś? – na moje szczęście zabrzmiało to
normalnie.
-Dziwna sprawa bo pytam dziś o to drugi raz ale co ty tu
robisz?
-Przyszedłem na lekcje.
-Przecież masz złamaną rękę – powiedział lekko się śmiejąc.
-Prawda. Nie będę mógł tańczyć, grać i tak dalej ale to nie
zmienia faktu, że mogę chodzić na śpiew.
Pablo westchnął i podrapał się po tyle głowy. Zawsze tak
robi gdy się nad czymś zastanawia.
-Dobrze – przytaknął. – Ale nikt nie może się dowiedzieć co
się stało z twoją ręką. Wyniknęłoby z tego zbyt wiele problemów.
-Obiecuję – odparłem salutując jak w wojsku. Z jednej strony
ta sytuacja trochę mnie śmieszyła.
-Ykhymm…. – w progu drzwi stanął Gregorio. Miał na sobie
obcisłą, czarną koszulkę i brązowe, sztruksowe spodnie. Krócej mówiąc, wyglądał
tak jak zawsze. Jego mina była groźna i jakby wypełniona pretensjami. – Mogę wiedzieć
co robicie w mojej sali? Mam tu zaraz zajęcia. A Pan – skierował wzrok na mnie –
najwyraźniej nie może tańczyć. Co sobie zrobiłeś chłopcze? Wypadek przy
strojeniu fortepianu? – zaśmiał się szyderczo.
-Daruj sobie Gregorio – za jego plecami stała Jackie. –
Dobrze wiedz co się stało więc twoje drwiny są nie na miejscu. I przypominam,
że to nie twoja sala tylko nasza.
-Oh Żaklin – nauczyciel tańca powoli odwrócił się. – Jeszcze
tu jesteś?
-Dopiero tu przyszłam dla twojej informacji.
-Jakaś ty zabawna, kochaniutka – zaśmiał się ironicznie. –
Pytałem co jeszcze robisz w Studio. Myślałam, że Antonio zorientował się, że
takie beztalencie jak ty jest tutaj gorsze od samych uczniów.
-O nie, nie, nie – wtrącił się Pablo. – Prosiłem was setki
razy. Nie przy uczniach. Tomas idź już na lekcje.
-Dobrze. Dowidzenia – powiedziałem odchodząc.
-Zrozumiałem, że nie przy uczniach. Ale on uczniem za
niedługo nie będzie. Zresztą nie rozumiem co on tu robi po tym incydencie –
usłyszałem przekraczając próg między szatnią a korytarze. Postanowiłem jednak
zignorować to. Nawet jeśli bym tam wrócił to nic by to nie dało. Z Gregorio nie
powinienem zadzierać. I tak już ma mnie po dziurki więc pogarszanie sprawy nie
jest najlepszym krokiem.
Tak jak powiedział mi Pablo poszedłem na lekcje. Dzisiaj
znowu moją pierwszą jak i niestety jedyną lekcją była zajęcia ze śpiewu.
Zostały jeszcze około dwie minuty do dzwonka więc ludzie nadal byli na korytarzu.
Przed klasą Angie stała Violetta wraz z Franceską i Camilą. Kiedy mnie
zobaczyła, podbiegła rzucając mi się w ramiona.
-Ałć! Vilu. To boli! – podskoczyła ode mnie patrząc ze
zdziwieniem. – Ręka – upomniałem.
-Jejku, przepraszam. Z tego wszystkiego zapomniałam.
Tęskniłam i martwiłam się od ciebie.
-Nie przejmuj się. Mówiłem. To tylko ręka – odrzekłem i
delikatnie otuliłem ją jedną ręką. Ona natomiast objęła mnie za szyję jakby
nigdy miała nie puścić.
-Tomas… - szepnęła Francesca zbliżając się z Camilą w naszym
kierunku. – Viola mówiła nam co się stało. Przykro nam.
-To nic. Tylko… błagam powiedzcie, że nikt więcej o tym nie
wie.
-No wieesz… - powiedziała Camila przeciągając.
-Co wiem? Błagam, Cami. Tylko nie…
-Oj no bo godzinę temu rozmawiałam z Maxim i nie jestem
pewna czy mu to powiedziałam czy nie. Ale spoko. Nie denerwuj się. Już lecę go
poszukać. Jeśli mu coś wspomniałam to pewnie nie zdążył jeszcze nikomu przekazać
tego. Obym zdążyła przed dzwonkiem – wyklepała i pobiegła w stronę drzwi
wyjściowych pozostawiając mnie w zakłopotaniu. W tym momencie zadzwonił
dzwonek. Camila jednak nie wracała. Najwyraźniej wyczuła powagę sytuacji.
-Emm… Vilu?
-Hm? – mruknęła.
-Czy możesz Mnie już puścić? Lekcja się zaczyna.
-A muszę? Tak dobrze mi tutaj – podniosła głowę i zrobiła
minkę zbitego psiaka.
-Niestety tak – roześmiałem się i skradłem jej małego
całusa. Wtedy ona puściała mnie i udaliśmy się do klasy gdzie już wszyscy
czekali.
_______________________________________________________
Rozdział dodany prawie 2 miesiące po poprzednim.... mówi sie trudno i płynie się dalej :D
Heh Paulina taka happy a wy już pewnie szykujecie na mnie noże ;-; Coż... powiedzmy, że przeżywam teraz coś typy zawieszenia artystycznego. Pisanie przychodzi mi z trudem. Z tego co widzicie rozdział to krócina. Mógłby być dłuższy ale musielibyście jeszcze trochę poczekać a, że ma dobre serce postanowiłam was nie męczyć i wrzuciłam to coś. Nic się nie dzieje, Leosiek wyszedł z paki.... nudy.
ALE może przed początkiem roku szkolnego zdąże jeszcze coś wyskrobać choć nie zapewniam. Wena raz jest, a arz jej nie ma. Lenistwo niestety jest zawsze więc nic nie wiadomo.
Dzięki za komentarze w poprzednim rozdziale i mam nadzieję, że tutaj też nie będziedzie próżnować (w przeciwności do mnie ;-;).
Gracias por todo y hasta la proxima <3 /Pala