Rozdział 49
*Jackie*
Weszłam z impetem do pokoju nauczycielskiego trzaskając na
sobą drzwiami. Gwałtownie usiadłam na krześle przy stole i oparłam głowę na
dłoniach. Z tego wszystkiego chciało mi się płakać.
Bezsilność i zmęczenie.
Uczucie którego najbardziej nienawidzę. Gregorio to
najbardziej denerwujący, egocentryczny i obrzydliwy człowiek w Argentynie. Nie.
Na świecie. Z tym czymś nie da się dogadać. Zawsze słyszy to co chce słyszeć. Żadne
argumentu do niego nie docierają. I akurat ja muszę z nim pracować? Jest tulu
innych ludzi i akurat ja? Ja mam 24 na dobę mieć potargane nerwy? Co to, to
nie. Zawsze po kłótni z nim, bo rozmową tego nie da się nazwać, czułam w klatce
piersiowej nieprzyjemne mrowienie. Prosiłam Antonia miliony razy by coś z nim
zrobił a on tylko potakiwał i usiłował wytłumaczyć, że „Gregorio nie jest taki
zły jak się wydaje”. Urocze. Szkoda, że nie prawdziwe. Gdyby z nim chociaż dało
się współpracować ale niee… Nie akceptuje żadnych moich kroków tylko robi całą
choreografie jakby był jedynym nauczycielem tańca w całym Studiu. W dodatku
usilnie próbuje ośmieszyć mnie przed uczniami. Na początku potrafiłam się
obronić lecz potem zaczęło mnie to męczyć. Teraz kiedy tylko zaczynam próbować
dominować nad Gregorio, szybko kończy się to porażką. Stałam się bezsilna…
-Co się dzieje Jackie? – naprzeciwko mnie usiadł Pablo
którego wcześniej najprawdopodobniej nie zauważyłam.
-A jak myślisz? Gregorio nie daje mi żyć. Zaraz po tym jak
ty i Tomas wyszliście z klasy on znowu zaczął tą swoją żałosną gadkę.
-Już ci mówiłem, że nim nie należy się przejmować.
-Łatwo powiedzieć. Po kogo stronie ty w ogóle jesteś? Bo z
tego co widzę ty i wujek Antonio cały czas bronicie togo imbecyla!
-Nie Jackie. Nie bronimy go. Uwierz, mi też nie raz zalazł
za skórę.
-Więc? Skoro tak było to raczej powinieneś stanąć po mojej
stronie. Pablo ja już nie wytrzymuje nerwowo! Za niedługo to ja chyba skończę w
szpitalu psychiatrycznym! Wiesz ty co? Ja chyba muszę odejść. Da dam rady
dłużej!
-Jackie spokojnie. Nie krzycz tak. Wszystko będzie dobrze.
Nie musisz odchodzić. Naprawdę… - powiedział ze stoickim spokojem w głosie.
-To śmieszne – zaśmiałam się ironicznie, w stylu Gregorio. –
To śmieszne, że tak mówisz. Postaw się na moim miejscu! Jak byś się czuł? –
Pablo jednak nic nie odpowiedział. Wstał z krzesła i przeszedł na drugą stronę
stołu. Kucnął obok mnie. – Co?
-Jackie… - zaczął z troską w głosie. – Zaufaj mi. Pogadam z
nim jeszcze raz. Jeśli nie poskutkuje to coś wymyślę. Obiecuję – po tych
słowach objął ręką moje biodro i pocałował mnie. Natychmiastowo to
odwzajemniłam. Położyłam ręce na jego ramionach i zatraciłam się w tej cudownej
chwili. Brakowało mi tego. Ostatnio Pablo w ogóle nie miał dla mnie czasu.
-Jak słodziutko – usłyszałam nagle aż za dobrze znany mi
głos. Odskoczyłam od Pablo jak od ognia. W progu stał Gregorio oparty o framugę
odbijając o ziemię swoją nieodłączną piłeczkę.
-Co się stało kochanie? – zapytał Pablo. Mój wzrok powrotem
wylądował na nim. Czyżby nie słyszał tego co powiedział Gregorio? Znowu
spojrzałam w kierunku drzwi. Ku mojemu zdziwieniu były zamknięte, a Gregorio
zniknął. Rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju. W środku nikogo nie było oprócz
naszej dwójki. – Jackie. Co się dzieje? – patrzył na mnie swoimi misiowatymi
oczami. Nie rozumiałam tego co przed chwilą się stało. Spanikowana po prostu
przytuliłam się do Pablo.
-Wszystko gra. Kocham cię… - wyszeptałam. To co miało
miejsce kilka sekund wcześniej było dziwne. Chyba dostaję jakiejś paranoi.
-Ja ciebie też. Zrobiłbym dla ciebie wszystko. Pamiętaj o
tym – odparł.
*Angie*
Dzisiejszego dnia po ukończeniu ostatniej lekcji nie miałam
najmniejszej ochoty na powrót do domu. Odkąd nie mieszkam u swojego szwagra
wracam po pracy do domu i nudzę się aż do momentu w którym idę spać. Nie należy
to do moich ulubionych zajęć więc postanowiłam zostać trochę dłużej w Studio.
Stanęłam przed klawiszami i przejechałam po nich dłonią. Na myśl przyszła mi
moja niegdyś ulubiona piosenka.
There’s always gonna be another mountain
I’m always gonna wanna make it move
Always gonna be an uphill battle
Sometimes I’ gonna have to Lose
Ain’t about how fast I get there
Ain’t about waht’s waiting on the other side
It’s the climb
Zaśpiewałam, doskonale pamiętając słowa. Akurat ta piosenka
opisywała moje teraźniejsze życie. Życie to jedna wielka wspinaczka. Było wiele
gorszych momentów ale to już czas aby wyjść na prostą, ogarnąć wszystko i
ustatkować się.
W tym momencie przez korytarz przechodził Jeremias. Na jego
widok na mojej twarzy zawitał uśmiech. Może to los postawił go na mojej drodze
aby pomógł mi być tą nową Angie? Kto wie.
Nagle do głowy wpadły mi całkiem dobre słowa. Cóż… przemianę
można również zacząć od napisania piosenki. Czemu nie? Wyjęłam partyturę z
melodią którą skomponowałam prawdę mówiąc dosyć dawno bo kilka tygodni przed
przyjazdem Violetty i Germana do Buenos Aires. Od tamtego czasu nie pisałam
żadnych piosenek a na moje szczęście ta melodia nawet pasowała. Uderzyłam w
klawisze próbując połączyć słowa z muzyką.
Ya teraz que algo se enciende de nuevo
Tiene sentido intentar
Cuando estamos juntos!
Czemu nie? Było całkiem dobrze. Teraz zostało tylko napisać
całą resztę piosenki.
Zanim się zorientowałam słońce powoli zachodziło a moja
piosenka dalej nie była kompletna. Napisałam zaledwie jedną zwrotkę i chórki z
których byłam niezwykle dumna. Ten przypływ kreatywności najwyraźniej był
przelotny. Najwyraźniej nie było mi dane skończyć dzisiaj tą piosenkę.
Spojrzałam na zegarek który wskazywał 19:10. Mimo tego nadal nie miałam ochoty
wracać do mieszkania. Postanowiłam jednak udać się tam na chwilę by zjeść
kolację a później odwiedzić Violettę. Codziennie widuję ją w Studio to nie to
samo co kiedyś. Tęsknię za wieczornymi rozmowami z nią, wspólnymi posiłkami i
porannymi spacerami do szkoły. Ze wszystkich osób tęsknie tylko za nią.
Spakowałam swoje rzeczy do torebki i wyszłam na korytarz.
Miałam zamiar od razu iść do domu lecz natknęłam się na Jeremiasa.
-Ty jeszcze tutaj? Myślałam, że już dawno poszedłeś –
powiedziałam podchodząc bliżej.
-Cóż, miałem iść wcześniej ale Antonio poprosił mnie żebym
pomógł mu dziś uregulować rachunki. Skoro potrafię dlaczego miałbym odmówić
prawda?
-No tak… przykro mi że musiałeś cały dzień przesiedzieć w
pracy. To trochę…
-Dlaczego przykro? – przerwał mi. – Twój śpiew bardzo mi
umilił ten czas wiesz? – jego kąciki ust podniosły się w lekkim śmiechu. Mo
również nie pozostały bez odpowiedzi. Zawstydziłam się.
-To… to mnie było słuchać? – zapytałam czując jak moją twarz
oblewa róż.
-A no owszem. Masz piękny głos. Niepotrzebnie się
czerwienisz. Chociaż… słodko tak wyglądasz.
-Dzięki? – ze wszystkich sił starałam się niebyt tak spięta
lecz na marne. Jeremias totalnie mnie onieśmielał.
-Nie masz za co dziękować. Mówię samą prawdę. Ale póki co
trochę się śpieszę. Muszę tylko wziąć swoje rzeczy i idę.
-A no tak. Ja też już idę. Bye! – machnęłam ręką na
pożegnanie kiedy wychodziłam.
*German*
Kiedy Angie wyszła ze Studia pognałem do Sali śpiewu aby
wziąć nuty które tam zostawiłem po południu. Jednym machnięciem ręki zebrałem
je do kupy i wpakowałem do plecaka. W Studiu zostałem sam więc mogłem w spokoju
się przebrać w normalne ubrania. Będąc już w swoich jeansach i niebieskiej
koszuli wyszedłem ze Studia z plecakiem na plecach.
Do domu doszedłem nadzwyczaj spokojnie. Aż dziwne. Zwykle po
drodze jak na złość spotykałem ludzi ze Studia lub… Jade. W sumie spotkałem ją
tylko dwa razy lecz to i tak przerażające. Ględziła coś, że chce do mnie
wrócić… albo o butach. Trudną ją zrozumieć. Zawsze jednak pozostawałem bez
reakcji. Ignorowałem ją i szedłem dalej a ona mnie zostawiałam po zwykle dwóch
przecznicach. Na moje szczęście nigdy nie zauważała plecaka co jest dziwne kiedy
tak rzuca się w oczy. Przypuszczam, że dziś miałem spokój dlatego, że zanim
doszedłem do domu zapadł zmrok.
Wchodząc do domu rzuciłem plecach cichaczem do gabinetu.
Ledwo zdążyłem to zrobić bo z góry zeszła Violetta.
-Hej Violu – przywitałem córkę.
-Cześć tato. Czemu wróciłeś tak późno? Gdzie byłeś? –
wypytywała.
-Musiałem załatwić kilka rzeczy za miastem. Jak chcesz to
zapytaj Ramallo. On to potwierdzi – skłamałem.
-Tłumaczysz się jak buntowniczy nastolatek – parsknęła
śmiechem. – A swoją drogą pytałam Ramallo gdzie jesteś i powiedział, że nie
wie.
-Pewnie zapomniał. Następnym razem ja zadzwonię do ciebie i
poinformuje, ok?
-Jasne tato. I żebym więcej nie musiała się o ciebie
martwić! – powiedziała tonem rodzica co brzmiało co najmniej komicznie.
-Bardzo śmieszne wiesz? A teraz zmykaj na górę spać.
-Tato… to, że jest już ciemno wcale nie oznacza, że jest
późno. Jest dopiero po dwudziestej.
-Noo… nie ważne. Idź na górę – powiedziałem. Czasami nie
kontroluję samego siebie i znowu zaczynam gadać jak nadopiekuńczy ojciec. Ale w
sumie ona jest moją jedną córką. Trudno jest nie uważać na taką.
-Dobrze, już idę Tylko zostawiłam telefon w twoim gabinecie.
Wezmę go i wracam na górę. Ok.?
-Dobra… - kiedy Violetta już podchodziła do drzwi
przypomniałem sobie o plecaku. – Nie!
-Co się stało? – spojrzała przerażona.
-Idź na górę. Przyniosę ci telefon.
-Ale…
-Już, już. Na górę. Hop siup po schodkach. Dajesz! –
próbowałem jak najszybciej wyprowadzić ją na górę.
-Tak, ja nie mam już pięciu lat. Pójdę sama – uwolniła się
od mojego dotyku i poszła do pokoju. Ja
natomiast wręcz pobiegłem do gabinetu zamykając się w środku. Z plecaka wyjąłem
nuty i położyłem na chwilę na biurku natomiast plecak wraz z zawartością ukryłem
za szafką. Następnie wróciłem do partytur. Otworzyłem szufladę zamykaną na
klucz i wrzuciłem tam stos papierów. Już miałem zamykać kiedy zauważyłem
partyturę która nie należy do mnie. Przeczytałem słowa piosenki. Szybko sobie
przypomniałem skąd je znam. Kiedy pomagałem Antonio z rachunkami słyszałem jak
Angie ją śpiewa. Wyjąłem ją na blat po czym zamknąłem szufladę na klucz. Piosenkę
Angie wziąłem natomiast do salonu i położyłem na fortepianie. Przysiadłem przy
nim i zacząłem wybijać nuty na klawiaturze. Piosenka była piękna… niestety nie
cała. W niektórych momentach osobiście naniósłbym małe zmiany lecz musiałem
jutro jakoś oddać ją Angie.
Po chwili zadzwonił dzwonek. Przerwałem granie i podszedłem
do drzwi. Do dziwne. Kogo diabli niosą o tej porze?
Kiedy otworzyłem drzwi już miałem odpowiedz na moje pytanie.
W progu stała Angie. Miała minę jakby miała ochotę kogoś zabić. Czyżby dowiedziała
się o Jeremiasie? Ta droga do domu rzeczywiście była zbyt spokojna.
*Angie*
Lekko spięta zadzwoniłam do drzwi domu Castillo. Po chwili
otworzył je German. Wydawał się być zaskoczony moją wizytą. Postanowiłam jednak
nie przywiązywać do tego zbytniej uwagi.
-Mogę wejść – spytałam.
-T tak. Jasne. Wejdź – odsunął mi się z drogi, a gdy weszłam
do środka zamknął za mną drzwi. Ja jednak po wejściu nie zatrzymałam się tylko
od razu udałam się do pokoju siostrzenicy.
-Angie – usłyszałam głos Germana w połowie drogi do schodów
po czym powoli odwróciłam się w jego kierunku. – Co ty tu robisz o tej porze? –
no tak. Mogłam się spodziewać, że „wielkiemu panu” coś nie będzie pasować.
-Przyszłam odwiedzić Violettę – odparłam obojętnie.
-O tej godzinie? Nie sądzisz, że jest troszkę późno?
-Dobrze. Już sobie idę. Przekaż tylko Violetcie, żeby przed
lekcję podeszła do mnie bo z tego co
widzę nie mogę na spokojnie z nią porozmawiać – warknęłam i udałam się w stronę wyjścia. Kiedy mijałam Germana on jednak chwycił mnie za ramiona i przyciągnął trochę bliżej siebie tak byśmy stanęli twarzą w twarz. Nic nie mówiłam. Czekałam tylko aż wytłumaczy mi co to ma znaczyć.
widzę nie mogę na spokojnie z nią porozmawiać – warknęłam i udałam się w stronę wyjścia. Kiedy mijałam Germana on jednak chwycił mnie za ramiona i przyciągnął trochę bliżej siebie tak byśmy stanęli twarzą w twarz. Nic nie mówiłam. Czekałam tylko aż wytłumaczy mi co to ma znaczyć.
-Przepraszam, nie chciałem być niemiły – wydukał. – To twoja
siostrzenica. Nie mogę ci zabronić spotykać się z nią.
-Gdybym nie była zabroniłbyś mi? Chociaż nie. Nie
odpowiadaj. Nie chcę tego wiedzieć – uwolniłam się od dotyku szwagra i ruszyłam
w stronę schodów. Mój wzrok jednak zarejestrował przy fortepianie coś co jest
moją własnością. Natychmiastowo zawróciłam i pochwyciłam moją paru turę do
dłoni.
-German możesz mi wytłumaczyć co tutaj robi moja partytura?!
_______________________________________________________
I co teraz?!?!??! :oooo
Wiem kochacie mnie <33
Jednak nie udało mi się napisać rozdziału przez początkiem roku szkolnego ale tak czy siak jest teraz ^^
Jak zauważyliście teraz będzie poruszony troszkę wątek "tych dorosłych" (co mnie bardzo cieszy bo o nich lepiej mi się pisze(a głownie Germangie♥)). Tak se myśle... wrócić Hermanszi czy nieee xD
Dobra nieważne. Nie mówię kiedy rozdział bo i tak nie dotrzymam słowa bla bla bla...kocham was! Ciao! :D ♥