Rozdział 51
*Jackie*
Następnego ranka obudziło mnie słońce wpadające
do pokoju przez okno. Lekko uchyliłam oczy. Byłam wyjątkowo wyspana i
wypoczęta. Dawno tego nie było.
-Wstawaj Żaklin. Spóźnisz się do Studia. – Za
namową głosu spojrzałam na zegarek który wskazywał… Jedenastą! Wyskoczyłam z
łóżka jak strzała i wygrzebałam z szafy pierwsze lepsze ubranie kiedy
zorientowałam się, że przecież jestem sama w mieszkaniu a głos który słyszałam
to… Gregorio. I nagle dotarło do mnie dlaczego dzisiaj nie obudził mnie budzik.
Przecież mam urlop. A może urlop zdrowotny bo te ciągłe halucynacje są chore.
Zrezygnowana oklapłam na łóżko i pozostawiając strój wyjęty z szafy ubrałam na
siebie zwykłe, szare dresy i białą bokserkę. Włosy zamiast spinać w
nierozłącznego koka pozostawiłam rozpuszczone i zresztą poszarpane po śnie.
Więc tak to jest być bezrobotnym. Ale co tam. Odpocznę sobie od ciągłego gwaru
na korytarzach, nie będę musiała po raz kolejny tłumaczyć komuś choreografii od
początku bo zapomniał albo nie było go w szkole i jeszcze kilka razy się
wyśpię. Czyż to nie piękne?
W tym momencie jednak cisza była moim wrogiem.
Jedyny dźwięk jaki doszedł do moich uszu to hałas wywołany wsypywanymi płatkami
do miski. Nidy nie myślałam, że zatęsknię za gwarek nastolatków.
A może powinnam iść do Studia? – Myślałam
przełykając mleko ze zbożowymi płatkami. W tym momencie zadzwonił dzwonek co
było dziwne bo nie spodziewałam się nikogo i to w dodatkowo o tej porze.
Wszyscy moim znajomi myślą, że jestem w pracy bo jakby nie patrzeć nikomu nie
powiedziałam o urlopie. Podeszłam do drzwi i gdy już miałam je otwierać
pomyślałam, że to może być kolejna moja halucynacja. Prawdopodobnie za drzwiami
stał wyimaginowany Gregorio. W końcu mogłam się spodziewać wszystkiego po tym
co było ostatnio. Ostatecznie odwróciłam się i i gdy dochodziłam z powrotem do
stołu kuchennego dzwonek ponownie zadzwonił. Zignorowałam to lecz zadzwonił
kolejny raz. Zirytowana jednak postanowiłam otworzyć. Pewnie będzie jak zawsze.
Zobaczę Gregorio, a potem on zniknie i wszystko będzie ok. Ostrożnie otworzyłam
drzwi. Ku mojemu zdziwieniu nie zastałam tam Gregorio, a Pablo opartego o
ścianę.
-Pablo to ty. – ucieszyłam się i przytuliłam
chłopaka.
-Tak to ja. Spodziewałaś się kogoś innego? –
spojrzał podejrzliwie.
-Nie no skąd. Po prostu… dobra nieważne.
-Na pewno?
-Tak jasne. Co by się miało dziać? Ze mną
wszystko dobrze. – uśmiechnęłam się by nadać mojej wypowiedzi wiarygodności.
-To dobrze. Martwiłem się. W dodatku tak długo
nie otwierałaś, że naprawdę zacząłem się bać.
-Aaa… bo ja… byłam w łazience. No i nie mogłam
szybciej wyjść. – odpowiadałam chaotycznie ciągle mijając się z prawdą.
-Spokojnie, rozumiem. A mogę wejść?
-Co za pytanie. Wchodź. – ponownie się
uśmiechnęłam i odsunęłam na bok by Pablo mógł przejść po czym zamknęłam za nim
drzwi. Udaliśmy się do kuchni gdzie usiedliśmy przy stole. – Napijesz się kawy?
Herbaty? – spytałam.
-Nie, dzięki. Wpadłem tylko na chwilę.
-A co cię właściwie sprowadza? Czuję małe
spięcie. To mnie niepokoi…
-Przyszedłem sprawdzić co u ciebie. Miałem
przyjść wcześniej ale stwierdziłem, że jeszcze śpisz i nie chciałem cię budzić.
Wczoraj byłaś jakaś zmęczona więc wolałem, żebyś się wyspała i chyba miałem
rację bo od razu jesteś bardziej rozpromieniona. – uśmiechnął się ciepło co
sprawiło, że na moich policzkach wręcz natychmiastowo pojawiły się rumieńce.
-A ty przypadkiem nie masz teraz zajęć? Czyżby
buntowniczy Pablo znowu zrywał się z lekcji? – zażartowałam przez co on zaśmiał
się.
-Bardzo śmieszne. Po prostu mam okienko i
postanowiłem zajrzeć. Buntowniczy Pablo? Serio? – ponownie parsknął śmiechem.
-Czyżbyś nie pamiętał jak w gimnazjum
uciekliśmy z lekcji żeby spędzać ze sobą więcej czasu? Nigdy tego nie zapomnę.
Najlepsze czasy w moim życiu.
-Tak, pamiętam. Ale niestety było minęło. Po
jakimś czasie trzeba dorosnąć i zamienić się w tych co karają za ucieczki z
lekcji.
-Mów co chcesz, dla mnie i tak zawsze będziesz
tym samym, zwariowanym Pablito. – po tych słowach bez namysłu go przytuliłam.
Nie kochałam go tylko jako partnera ale również jako przyjaciela. Kiedy już się
odkleiliśmy powiedziałam:
-Pamiętasz jak podczas jednej z takich ucieczek
dałeś mi płytę Beatlesów? Od tego dnia dzięki tobie ich polubiłam. – oparłam
głowę na jego ramieniu.
-Polubiłaś? Dostałaś świra na ich punkcie!
-Może trochę. Ale to bez znaczenia. – mówiłam przez
śmiech. – A wiesz, że nadal mam tą płytę?
-Naprawdę? – skinęłam. – A może posłuchamy? –
zaproponował.
-Z ust mi to wyjąłeś. – skradł mi całusa po
czym udaliśmy się do mojego pokoju. Z podekscytowania na słuchanie z Pablo
płyty którą ostatnio słuchaliśmy wspólnie ponad piętnaście lat temu. Piosenki
płynęły z adaptera jedna po drugiej łagodząc moje zmysły. W końcu zaczęłam się
moja ulubiona. „All you need is love” <klik, do klimatu>. Już przy pierwszych słowach piosenki
Pablo zaczął sobie nucić a ja nie zwlekając dołączyłam do niego. Siedzieliśmy
wtuleni. Nagle on przekręcił głowę w moją stronę przypatrując się uważnie.
Zaczął przybliżać swoją twarz do mojej aż w końcu nasze usta połączyły się w
namiętnym pocałunku. Nie jednym zwykłym całusie. Może wcześniej miało się to
tak skończyć ale ani nasze ciała ani zmysły nie chciały tego przestrzegać.
Pocałunki stawały się coraz namiętniejsze. Za każdym muśnięciem moje pożądanie
wzrastało. Pragnęłam go całego. Już prawie nieświadomie zaczęłam rozpinać
guziki jego koszuli. Na chwilę przerwałam by zaczerpnąć oddechu i zrzucić z
siebie bokserkę po czym wróciłam do ściągania odzieży z Pablo. On natomiast
wsunął ręce za moje plecy by odpiąć mój biustonosz. Chwilę później byliśmy już
całkiem nadzy. Okrywała nas tylko kołdra. Nagle wróciły wszystkie wspomnienia.
To właśnie podczas wagarów kiedy Pablo dal mi płytę The Beatles, kiedy jej
słuchaliśmy, przeżyliśmy nasz pierwszy raz. Po tym zdarzeniu sprawy się różnie
potoczyły i nie byliśmy razem ale teraz wiedziałam, że liczymy się tylko my i
nikt inny. Nikt ni mógł nam przeszkodzić. Byliśmy jednością. A muzyka wciąż
grała…
*Federico*
Dziś miałem mieć próbę z… Ludmiłą jak mniemam.
Dziwne, że mimo tego, że widzieliśmy się już kilka razy to nigdy się sobie nie
przedstawiliśmy. Ciekawe czy ona wie jak ja mam na imię. – Zaśmiałem się sam do
siebie.
Przebrany już w strój do tańca czekałem w klasie.
Miała być tutaj już dziesięć minut temu. Najwyraźniej mnie wystawiła. No
trudno. Zebrałem swoje rzeczy i kiedy już miałem przejść przez próg drzwi,
zrobiła wejście smoka wpadając na mnie jak strzała. Tak jak ostatnio –
wylądowaliśmy obydwoje na podłodze.
-O mój Boże! – krzyknęła. – Przepraszam! Jeju...
wybacz mi. Tak mi przykro…
-Spokojnie. Nic się nie stało. – odpowiedziałem
a moje kąciki ust zachwiały się bo już nie wiedziałem czy śmiać się z tej
sytuacji czy zostawić ją i sobie iść obrażony bo mnie wystawiła. Ale w sumie…
przecież tutaj jest!
-Bardzo cię przepraszam, że się spóźniłam.
Kompletnie zapomniałam o tej… próbie… karze… nie wiem w sumie jak to nazwać.
Ah, więc zapomniała.
-Nic się nie stało. To jak Ludmiła? Próbujemy
czy odkładamy to na Kidy indziej? – tym razem już szczerze się uśmiechnąłem.
-Próbujemy …yy … no….
-Federico. – dokończyłem za nią.
-Ale ładnie! – podekscytowana spojrzała mi w
oczy. – A ja… - zaczęła teraz już niepewnie.
-Ludmiła. – ponownie dokończyłem za nią.
-Ale zaraz, zaraz. Skąd wiesz jak mam na imię?
– jej oczy jakby nagle się powiększyły ze zdziwienia.
-Gregorio mówił do ciebie na zajęciach po
imieniu. Domyśliłem się, że raczej nie mówił tak do ciebie bo ma tak na imię …nie nie wiem…
twoja mam, siostra czy ktoś.
-A no tak. Ale jak chcesz to możesz nawet mówić
na mnie supernowa! – parsknąłem śmiechem.
-Dobrze, a więc supernowo, może zaczniemy
ćwiczyć bo jak wpadnie tu Gregorio to na gadaniu i kolejnej karze się nie
skończy. – śmiałem się dalej i pociągnąłem Ludmiłę na środek Sali.
Ludmiła. Jak tak teraz o tym myślę to skądś
znam to imię.
Przez najbliższą godzinę ćwiczyliśmy
choreografię Gregorio. Raz szło nieźle a następnym razem obydwoje lądowaliśmy
na posadzce nie mogąc powstrzymać śmiechu. Finalnie było dużo lepiej niż na
początku ale tą próbę która prawdę mówiąc miała być nauką, bardziej będę
wspominać jako dobrą zabawę i mile spędzony czas z Ludmi. Jest niesamowicie
miła. Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy nie miałem pojęcia, że kiedyś się
poznamy a co więcej polubimy. Bo ona chyba też mnie lubi… tak sądzę. Kiedy
razem tańczymy, śmiejemy się, rozmawiamy czy chodźmy patrzymy na siebie czuję
jakby czegoś mi dotychczas brakowało i nagle się pojawiło. Ot tak. Chciałbym
częściej się z nią widywać. Szkoda, że razem mamy tylko zajęcia z tańca. Choć i
to jest dobre bo gdyby nie zmiana podziału godzin, możliwe, że teraz nadal
bylibyśmy platonicznymi uczniami szkoły muzycznej. Kto by pomyślał, że
kiedykolwiek będę coś zawdzięczał Gregoriowi? Nauczycielowi który mnie wręcz
niecierpki. Świat lubi zaskakiwać.
-To jak? Ostatni raz próbujemy i kończymy? –
zapytała blond włosa gdy odkładała na parapet butelkę wody mineralnej,
niegazowanej i oczywiście chłodnej. Już zdążyła mi opowiedzieć jaką wodę pije.
Strasznie dużo mówi ale nie przeszkadza mi to. Jej głos jakoś kojąco na mnie
działa.
-A co? Już chcesz się mnie pozbyć? – spytałem
żartobliwie opierając się ręką o ścianę obok niej.
-N nie. Skąd? Po prostu jestem trochę zmęczona.
– odpowiedziałam zawstydzona wpatrując się w podłogę. Uśmiechnąłem się i dłonią
uniosłem jej podbródek ku górze by zajrzeć w jej oczy. Było one soczyście
brązowe. Szybko zatraciłem się w jej spojrzeniu. Z transu wyrwał mnie dopiero
jej głos. – To jak? Tańczymy?

W końcu przestałem zwracać uwagę na to co robię
i mój wzrok skupił się jedynie na Ludmile. Przez nieuwagę w pewnym momencie
poplątały mi się nogi i upadłem… prosto na swoją partnerkę.
-Ałć! – krzyknęła.
-Przepraszam cię. Tak bardzo nie chciałem. –
gwałtownie wstałem i pomogłem jej wstać.
-Nic się nie stało, tylko… au… boli mnie trochę
kostka. – po tych słowach prawię się przewróciła lecz w ostatnim momencie
przytrzymałem ją tak, że staliśmy twarzą w twarz, bardzo, ale to bardzo blisko
siebie. Los jednak chyba stwierdził, …że to za dużo jak na jeden dzień i zesłał
do Sali Gregorio.
-A co tu się wyprawia?! – krzyknął oburzony. –
Kazałem wam ćwiczyć a nie migdalić się! Bieżcie swoje rzeczy i wynocha stąd. –
wskazał na drzwi po czym skrzyżował ręce czekając aż się ulotnimy. Zdumieni
wzięliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy, a raczej ja wyszedłem a Ludmiła wykuśtykała
opierając się o moje ramię. Kiedy byliśmy już na korytarzy spytałem:
-Na pewno dasz radę sama dojść do domu?
-Tak, tak sądzę. – puściła mnie i nie zdążyła
nawet postawił pierwszego kroku kiedy znowu prawie upadła. Na szczęście zdążyła
ponownie się mnie przytrzymać.
-Coś mi się nie wydaje. – bez namysłu wziąłem
ją na ręce i podążyłem w stronę drzwi wyjściowych ze szkoły.
-Ymm.. Federico? Co ty robisz? – zapytała.
-Jak to co? Niosę cię do domu. Nie pozwolę,
żebyś w takim stanie musiała sama się mordować.
-Ale…
-Żadnego ale. Nie chcę słuchać wymówek. Jedyne
co teraz mi powiesz, to to gdzie mieszkasz bo niestety nie mam gps’a. – zaśmiała
się.
Po dokładnej instrukcji jak dojść do jej domu
zaniosłem ją. Co chwile pytała czy nie jest mi ciężko ale ja zaprzeczałem
zgodnie z prawdą. Ta siłownia na serio wiele daje. PO około piętnastu minutach
byliśmy już w jej domu. Zostawiłem ją przed drzwiami, po czym pożegnałem ją
całusem w policzek i odszedłem.
*Gregorio*
Te dzieciaki są niewychowane. Nawet po Ludmile
nie spodziewałem się takich rzeczy. Mieli ćwiczyć a jedyne co robili to
romansowali. Co się dzieje z dzisiejszą młodzieżą? W takie sprawy powinien już
ingerować dyrektor którego oczywiście gdzieś wcięło. Nie ma to jak powierzyć
szkołę nieodpowiedzialnego Pablito. Trzeba nie mieć głowy na karku!
Wtedy „wyszedł wilk z lasu” prosto do mojej
klasy. I chyba naprawdę był w lesie. Włosy miał w nieładzie, guzik przy koszuli
niedopięty i czuć od niego było jakąś dziwną woń.
-Gregorio, gdzie jest dziennik drugiej grupy z
twoich zajęć? Nigdzie nie mogę go znaleźć.
-A może najpierw ty mi powiedz gdzie ty się
podziałeś? Przypominam ci, że miałeś dziś prowadzić lekcję. Pobudka! –
wrzasnąłem.
-Możesz dać sobie spokój? Coś mi wypadło. To
masz ten dziennik?
-Co ci wypadło? Wizyta u psychiatry? Chyba
byłeś już zapisać się do wariatkowa? Po tym jak wyglądasz, wnioskuję, że jednak
to drugie.
-Nie? – poprawił koszulę i dopiął guzik. –
Byłem u Jackie.
No tak.
-Ah u Żaklin, powiadasz. Po co? W godzinach
pracy?
-Gregorio co ci odbiło. To ja jestem twoim
szefem, nie odwrotnie.
-To ja jestem twoim szefem, nie odwrotnie. –
przedrzeźniłem go. – To tylko dlatego, żę Antonio nie widzi pewnych rzeczy. Ale
nie bój się. Coś czuję, że niedługo przejrzy na oczy i zobaczy jak
nieodpowiedzialny jesteś.
-O czym ty w ogóle do mnie mówisz? Wiesz co?
Sam znajdę ten dziennik bo ty chyba nie jesteś zbyt skory do rozmowy. A co do
Jackie to już nie twoja sprawa, jasne?
-Oczywiście. – wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Nagle przeszła mnie pewna dziwna myśl. Powiedział, e nie moja sprawa. On jej
coś zrobił? Brzmiał dosyć niepewnie. Może powinienem iść zobaczyć co się stało…
Stop! Gregorio! O czym ty myślisz?! Co cię
obchodzi w ogóle jakaś podrzędna nauczyciele czka tańca?!
Sfrustrowany poszedłem do pokoju
nauczycielskiego, wziąłem swoje rzeczy do torby i wyszedłem. Kiedy byłem już na
zewnątrz, przystanąłem po czym zamiast iść do siebie wybrałem całkowicie inną
drogę – do domu Jackie. Ciekawość zwyciężyła bo inaczej tego uczucia nazwać nie
mogłem.
Mieszkała ona dosyć blisko Studia więc
doszedłem tam po niespełna pięciu minutach. Stanąłem przed drzwiami odczekując
kilka sekund zadzwoniłem dzwonkiem. NI minęła nawet minuta a drzwi otworzyły
się a przede mną stała Jackie.
-Czego zapomniałeś? – spytała po czym spojrzała
na mnie i stanęła w bezruchu. – No nie. Znowu to samo. – dramatycznie walnęła
głową o framugę drzwi. To chyba jednak ona potrzebowała psychiatry.
-Jak to samo? Nie przypominam sobie żebym już
kiedyś tu był. Raczej nie miałem powodów. – rozejrzałem się wokoło z lekko
skwaszoną miną.
-Daruj sobie i rozpłyń się w powietrzu tak jak
zawsze. Ok? Nie nękaj mnie już! – prawie wrzasnęła.
-Ty się dobrze czujesz? – a może Pablo ją czymś
naćpał? – Jak już mówiłem, nie byłem tu nigdy więc nie wiem skąd pomysł z
nachodzeniem! Przyszedłem tylko sprawdzić czy wszystko gra. I tyle. – znowu
nastała chwila ciszy. Przyglądała mi się ze zdziwieniem.
-Gregorio?
-Co? Nadal coś niejasne? – moje nerwy z sekundy
na sekundę były coraz wyższe.
-O matko! Gregorio to naprawdę ty? –
wytrzeszczyła oczy.
-A kto inny? Wyglądam jak Leonardo Di Caprio? A
może Ricky Martin?
-N nie. Przepraszam. To… długa historia. Ale
zaraz, zaraz. Po co tu przyszedłeś? Mam urlop. Odpoczywam.
-Yh, już mówiłem naście razy, że przyszedłem
sprawdzić czy wszystko gra. Co w tym
jest trudnego do zrozumienia?
-Wszystko poczynając od tego, że mnie nie
cierpisz i to z wzajemnością.
Ałć.
-W sumie prawda. – potwierdziłem.
-W dodatku co by mi się miało dziać?!
-Nic właściwie… ale to co masz na szyi wcale
tego nie potwierdza. – wskazałem na siny kawałek skóry, a ona szybkim ruchem
nasunęła na to kołnierz swetra.
I wtedy zrozumiałem co to było. Żaden siniak.
Ślad po wizycie Pablo. Najzwyklejsza malinka.
-To nic! Wiesz ty co? Idź stąd lepiej bo
zakłócasz mój spokój. Brakowało jeszcze tylko tego, żeby ludzie z pracy tu
przychodzili. Jakby Angie albo Beto się tu wybierali to powiedz im, że mnie nie
ma. – zatrzasnęła drzwi przed moim nosem. Odwróciłem się i podążyłem już prosto
do mojego domu. Jedyne co czułem to nieprzyjemne kłucie w klatce piersiowej.
Złość? Niekoniecznie. Z niej to co najwyżej mogę się pośmiać. Zazdrość? …NIE!
Skąd? O co miałbym być zazdrosny? Pablo robi z nią co chce a mi nic do tego.
Obrzydzenie? To prędzej. W końcu stałem naprzeciwko niej aż około dziesięć
minut. I spróbuj tu człowieku wytrzymać bez odruchu wymiotnego.
_______________________________________________________
Na dobry początek... czy ten rozdział jest za długi? xD
Miałam zamiar napisać krótki aby szybko wrzucić ale niestety z moją weną nie ma uproś, więc jeśli mam pomysł i tego nie napisze to będę się źle czuła ;-;
Scenka +18.... taaa... nieoceniajcie mnie xd Tak mi ta stytuacja spasowałą więc tak musiało być xd Prawdopodobnie będzie to miało swoje skutki ale cii... nic nie wiecie ^^
Mam nadzieję, że tym razem uda mi się jeszcze coś napisać przed końcem listopada bo wiem, że to niefajne jak wrzucam rozdział raz na miesiąc. Trzymajcie kciuki. Byeee /Pala