czwartek, 5 czerwca 2014

Opowiadanie cz.46


*Violetta*

Trzy dni zleciały jak godzina. To już dzisiaj. Już dzisiaj wielki bal w Studio 21! Nie mieliśmy dziś lekcji aby móc przygotować się na to zdarzenie. Już z samego rana przyszła do mnie Angie aby pomóc mi wybrać odpowiednie ubranie. Miałam sporo sukienek więc nie było potrzeby kupna nowej. Wspólnymi siłami wybrałyśmy dla mnie jasnoczerwoną, wręcz można powiedzieć, że Magenta sukienkę sięgającą mniej więcej do kostek, czarne szpilki jednak nie na zbyt wysokim obcasie abym mogła swobodnie tańczyć, a na szyi zawiesiłam skromny naszyjnik z napisem „love” i wiszące, czarne kolczyki. Największym problemem okazały się włosy.  Próbowałyśmy na różne sposoby ale w każdej fryzurze coś nie pasowało. Kucyk odpadał. Kompletnie nie pasuje na taką okazję. Kok? Nie do tej sukienki. W ogóle nie współgrały. Rozpuszczone włosy? Mogło mi być z lekka niewygodnie gdyby przypadkiem wplątały się w kolczyk. Pozostałam jednak przy ostatniej propozycji lecz z małą zmianką. Angie pobiegła do domu po lokówkę i zakręciła mi włosy. Przez to wydawały się trochę krótsze co zmniejszało ryzyko wypadku i wyglądało cudownie. Chciałam też pomóc Angie w wyborze odzieży na bal lecz wolała zająć się tym sama. Ostatnio jest jakaś zamknięta w sobie. Kiedy wchodzi do domu rozgląda się na wszystkie strony z pretekstem, że chce zobaczyć co się zmieniło od jej ostatniej wizyty lecz dobrze wiedziałam, że unika taty. Szkoda mi ich. Tata zresztą też jakoś ostatnio posmutniał. Widać, że za sobą tęsknią. Tylko czemu nic z tym nie zrobią? Właściwie to ten spokój taty na dzisiaj był niesamowicie potrzebny. Nie chciałabym, żeby wparował do Studia w środku balu i wyciągał mnie do domu. Po nim można spodziewać się właściwie wszystkiego chociaż i tak jestem mu bardzo wdzięczna, że zaakceptował moją pasję do muzyki i śpiewu. Około osiemnastej do domu wróciła po mnie Angie. Wyglądała przepięknie. Przy wejściu czekał równie tata. Wyglądał na spiętego. Z tego wszystkiego nie wiedziałam już czy jest taki ze względu na obecność cioci czy dlatego, że wychodzę. Właściwie to mogły to być nawet obydwie opcje.
-Violu, tylko nie wracaj zbyt późno dobrze? – Spodziewałam się tego pytania mimo wszystko. Nie byłby sobą gdyby nie poruszył tego tematu.
-Oczywiście tato. Nie martw się. Będą ze mną znajomi i Angie. – Próbowałam w jakiś sposób go uspokoić aby nie zrobił czegoś głupiego.
-Baw się dobrze. – Ucałował mnie w czoło i nie zaszczycając Angie wzrokiem udał się do swojego gabinetu. Razem z ciocią poszłyśmy w stronę Studia gdzie miałam się spotkać z przyjaciółmi. Nie chciałam żeby po mnie przychodzili bo wiem, że tata nie przepada na Tomasem. Właściwie nawet nie wiem skąd wzięła się u niego ta cała nienawiść. Przecież on nigdy nie zrobił nic złego. Na miejscu błyskawicznie dostrzegłam dwójkę moich towarzyszy na dzisiejszy wieczór.
-Viola w końcu jesteś. – Krzyknęła Cami.
-Już się bałem, że nie przyjdziesz. – Tomas życzliwie uśmiechnął się do mnie. Miałam wrażenie jakby w ogóle nie zauważył, że Camila stoi tuż obok nas. – Ślicznie wyglądasz.
-Dziękuję. Wy również genialnie wyglądacie. Idziemy na sale? – Zaproponowałam. W końcu jaki jest sens w sterczeniu na chłodzie kiedy w środku jest bal. W końcu przyszliśmy się bawić.
-Jasne. Chodźmy. – Przytaknęli równocześnie. Równym krokiem weszliśmy do głównej sali gdzie już kilka par tańczyło na parkiecie.

*Camila*

Na Sali było już sporo osób. Niektórzy tańczyli, niektórzy podpierali ściany a jeszcze inni odpoczywali lub popijali sok. Zrobiło mi się trochę głupio. Wszyscy mają parę, a ja jak głupia idę ze znajomymi. Gdyby nie ja to oni też byliby sami. Jestem dla nich tylko i wyłącznie ciężarem. Ledwo po wejściu Tomas poprosił Violettę do tańca i poszli na parkiet. A ja? Ja zostałam sama. Zrezygnowana usiadłam przy stole podpierając głowę na dłoni. Może źle zrobiłam przychodząc? Będę tu tak siedzieć do końca? W końcu kogo by interesowała jakaś tam rudowłosa Camila. Myślałam, że nie powodzi mi się ostatnio tylko w muzyce ale jak widać życie towarzyskie też nie jest dla mnie. I wtedy zadzwonił mój telefon. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałam. W sumie już było mi obojętne z kim rozmawiam. Może ktoś wyciągnął by mnie z tego całego upokorzenia.
-Hej Cami. – Ledwo słyszalny głos odezwał się w komórce. Przez muzykę jednak nie byłam w stanie rozpoznać głosu mojego rozmówcy.
-Emm… hej. Z kim rozmawiam? – Zapytałam prosto z mostu.
-Ta ja. DJ. Jak zabawa?
-Świetnie po prostu. Bawię się na całego. Melanż życia. – Odparłam sarkastycznie. Powinien spodziewać się, że bez niego to nie to samo.
-Po twoim głosie tego nie słychać. Coś mnie chyba kłamiesz.
-O co ci chodzi? Chcesz mi dokuczyć czy co? Nie wiem czemu obchodzi cię teraz co ja czuję. Nie interesuj się. -  Wtedy zobaczyłam go. Wszedł do Sali w czarnym garniturze, włosami postawionymi do góry na żelu i różą w ręku. Prawdę mówiąc na pierwszy rzut oka w ogóle nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę on. Wyglądał… inaczej.
-Mnie nie oszukasz. Twoje oczy mówią wszystko. – Rozłączył się i podszedł do mnie. – Słuchaj Cami. Przepraszam. Ja chyba nie myślałem do  końca racjonalnie. Myślałem tylko o sobie kiedy powinienem dbać o ciebie. Wiem, że późno daję sobie z tego sprawię ale wybaczysz mi? – Spojrzał mi w oczy. Nie potrafiłam mi nie wybaczyć. To było niemożliwe. Widziałam jego skruchę. Jemu naprawdę na mnie zależało. Mi na nim zresztą też. W odpowiedzi nie użyłam słów. Stanęłam na palcach i delikatnie musnęłam jego usta. – Mam to rozumieć jako „tak”?
-Oj chodź już. – Zaśmiałam się i zaciągnęłam DJ’a na parkiet.

*Angie*

Kiedy rozdzieliłam się z Violą poszłam do łazienki sprawdzić czy wszystko ze mną gra. Spojrzałam do lustra. Makijaż był w porządku. Trochę mocniejszy jak zwykle lecz niezbyt wyzywający.  Z sukienką także wszystko było okej. Nic się nie zagięło, nic się nie poplamiło. U sumie byłam tu głównie po to aby pilnować młodzieży ale w sumie nauczyciele też mogą się zabawić lecz nie przesadnie i nadal czuwając. Może jednak trochę przesadziłam. Jakoś tak wyjątkowo zależało mi na tym jak wyglądam. Nie miałam tak od rozstania z Germanem. No ale to pewnie taki odruch. Przyzwyczajenie. Któż wie? W końcu dla kogo miałabym być „idealna”? Nauczyciele ze Studia są dla mnie przyjaciółmi no a Jeremias… wydaje mi się bardzo fajny. Przez ostatnie trzy dni zdążyliśmy się trochę lepiej poznać. Naprawdę ciekawa osoba. Lubię z nim przebywać. Czuję się tak swobodnie jakbym znała go od lat. Lekko poprawiłam dłonią grzywkę i wyszłam z łazienki.
-No no… nieźle się odpicowałaś. – Usłyszałam już bardzo znany mi głos dochodzący z drugiego końca holu. Nie był to nikt inny jak Jeremias. Wyjątkowo nie był wystylizowany „na Chucka Norrisa” lecz miał na sobie białą koszulę i eleganckie spodnie. Ciekawe też było to, że tym razem nie miał na plecach brązowego plecaka który właściwie zawsze tam był.
-Jeremias? Co ty tu robisz? – Jego obecność dosyć mnie zdziwiła. Jako pianista nie miał obowiązku przychodzenia na ten bal.
-Ehh… i tak nie mam co robić. Właściwie to dla takiego widoku naprawdę było warto. – Uśmiechnął się zawadiacko. Czasami miałam wrażenie, że mnie podrywa ale to na pewno tylko moje dzikie złudzenia.
-Dziękuję? Ty też świetnie wyglądasz. Tylko poczekaj sekundkę… - Jego krawat był trochę bardziej poplątany niż zawiązany. Chyba ubierał się w mega szybkim tempie bo takiego koszmarku krawatowego dawno nie widziałam. Ostrożnie mu go zdjęłam i zawiązałam już prawidłowo. Podczas robienia tego czułam jak moje poliki oblewa czerwień. Czemu? Zauważyłam jak znajomy skrzętnie mi się przygląda. Kompletnie mnie to zawstydziło. Kiedy skończyłam doprowadzać do porządku jego krawat wlepiłam wzrok w podłogę aby ukryć swoją stanowczo zbyt barwną twarz. Jeremias jednak tylko się zaśmiał.
-Nie chowaj głowy. Słodko wyglądasz. – Szybko jednak zdał sobie sprawę z tego co powiedział i zmienił temat.  – No, elegancko. Widzę masz wprawę. Męża też tak wyprawiasz? – uśmiechnął się z lekkim grymasem.
-Nie mam męża. – Odrzekłam. W końcu nie miałam powodu aby mówić coś niezgodnego z prawdą.
-Oj przepraszam. Czyli chłopaka, tak? – Drałował dalej.
-Nie. Niestety jestem singielką od… jakiegoś czasu. – Starałam się nie okazywać smutku. To przecież przeszłość.
-Ahh tak… - tym razem na jego twarzy wymalowało się coś na rodzaj satysfakcji. Niee. Pewnie znowu mi się wydaje. W tym samym czasie zauważyłam dwie znaczące litery…
-Jeremias mam pytanie. Dlaczego na twojej koszuli są inicjały G.C? – To niesamowite jak można w ciągu kilku sekund tak zmieniać wyraz twarzy. Tym razem zauważyłam zakłopotanie. Nie rozumiem…
-Ahh no widzisz. Bo tą koszulę dostałem od mojej ciotki… no i ona… jest dyslektyczką. Nigdy nie mogła zapamiętać, że moje imię pisze się Jeremias a nie Geremias, no a koszula jest dobra więc bez sensu byłoby ją wyrzucać, prawda? – Tłumaczył się lekko jąkając.
-Przepraszam. Nie wiedziałam…
-Nic się nie stało. – Uśmiechnął się życzliwie. Lubiłam tą minę. Czułam wtedy taki spokój wewnętrzny. – To może chodźmy już na tą salę zanim wydarzy się coś co nie powinno się zdarzyć. – Zrobiliśmy tak jak powiedział. Zastanawiało mnie tylko czy powiedział to w kontekście uczniów czy kogo innego…

*Ludmiła*

Na tym całym balu nie działo się nic ciekawego. Ci idioci ze szkoły w ogóle nie chcieli ze mną tańczyć. Z reszta ja z nimi też. Dlaczego miałabym? Oni w ogóle umieli tańczyć? Właściwie całą imprezę przesiedziałam sama przy barze. Sama… Nati oczywiście nie chciała przyjść. Ona nie rozumie, że jej potrzebuję? Asystentka powinna być ze mną All Day All Night. Później na scenie śpiewała Violetka razem z Tomim. Nie rozumiem co on widzi w tej beztalencicy? Na mnie strzelił focha i w ogóle ze mną nie rozmawia. Nie rozumiem czemu. Ja tylko chcę mu pomóc uwolnić się od tego czegoś o imieniu Violetta. Ale jak nie to nie. Jak nie docenia mojego poświęcenia to nie mam zamiary zgrywać zdesperowaną. Później śpiewał Lion z tą..no… nie znam jej. W ogóle to go nie rozumiem. Najpierw kręci ze mną, następnie bierze się za Violkę a teraz jeszcze inną sobie znalazł? Serio? Imbecyl nie człowiek. Po tych żałosnych występach podszedł do mnie… On.
-Cześć. Dlaczego taka ładna dziewczyna siedzi tu sama przez całą imprezę, co? – Chłopaki uśmiechnał się tak… tak… powalająco.
-Emm… mówisz do mnie?
-Nie, mówię do soku. – Spojrzałam na niego pytająco. – No do ciebie. Stało się coś?
-Mi? Niee… gdzież? Mi nigdy nic się nie dzieję. Jestem taką niezniszczalną supernową. Sam rozumiesz. – Próbowałam jakoś zrobi na nim wrażenie. Trudno jednak poznać jak idzie kiedy rozmawia się z kimś kto wiecznie się uśmiecha.
-Widzę, że znasz się na kosmosie? Tak więc nie wiesz, czy z Marsa dodzwonię się na Wenus?
-Wybacz ale kompletnie nie rozumiem o czym gadasz. – Zaśmiałam się.
-Nieważne. – Wyciągnął z kieszeni niewielką karteczkę i długopis po czym zapisał na niej jakieś cyfry. – Masz. Zadzwoń jakbyś czegoś potrzebowała. – Mrugnął.
-Ee.. dzięki? – Nie do końca wiedziałam co odpowiedzieć.
-A tak swoją drogą… nie widziałaś gdzieś Violetty? – Nie no znowu?!?! Czy Violetta musi być wszędzie gdzie postawię stopę? – Jest taka dosyć niska, brązowe włosy…
-Znam ją ale nie wiem gdzie jest. Chyba wyszła. – Powiedziałam lekko poirytowana.
-Okey, dzięki. Do zobaczenia. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej i wyszedł z Sali. Poczułam w środku ciepło którego nigdy wcześniej nie czułam. Ale co to było?

*Violetta*

Właściwie odkąd przyszłam na bal nie było tak źle. Większość czasu tańczyłam z Tomasem ale również z innymi chłopakami ze Studia… no oprócz Leona. Unikał mnie jak ogień wody. Pierwsza godzina zleciała mi tak szybko, że czułam jakby tak naprawdę minęło dziesięć minut. Głośna muzyka znieczulała ból stóp więc miałam siły na jeszcze niejeden taniec. Trochę stresował mnie fakt iż zaraz będę musiała wyjść na scenę i śpiewać tak razem z Tomasem i Livi lecz starałam się o tym nie myśleć. Z resztą ufam Tomasowi jak nikomu innemu. W końcu nadszedł ten moment. Pablo wyszedł na scenę i wyłączył muzykę. Wziął do ręki mikrofon aby nas zapowiedzieć.
-Witam wszystkich. Z tego co widzę to wszyscy dobrze się bawią. Jestem z tego powodu bardzo zadowolony. Aby jeszcze bardziej umilić wam ten wieczór poprosiłem czterech z was aby tutaj zaśpiewali. Większość pewnie wie o kogo chodzi lecz aby nie było nieporozumień… Tomas, Violetta! Zapraszam na scenę!
-I Livi! – Powiedziałam stojąc jeszcze na parkiecie. W tym oto momencie osoba o której mówiłam stanęła obok mnie.
-Vilu ale Pablo mówił, że będziesz śpiewała ty i Tomas. Ja od początku nie byłam w to zamieszana.
-Ale... ale jak to? – To co usłyszałam mnie lekko zszokowało. Byłam pewna, że pośpiewamy sobie razem jak paczka kumpli a tu takie coś. Mimo wszystko wyszłam na scenę razem z Tomasem. Kiedy tylko z głośników dało się usłyszeć pierwsze akordy podkładu do piosenki „Verte de Lejos” Tomi chwycił mnie za dłoń i zaczął pierwszą zwrotkę. W refrenie dołączyłam do niego. Nasze głosy jak zwykle świetnie się zgrały. Zawsze gdy śpiewam z Tomasem zapominam o całym Bożym świecie. Wszystkie problemy znikają w jakiejś dalekiej, zamglonej otchłani. Piosenka nie była bardzo długa więc szybko minęła. Ostatni wers należał do mnie…
-„Nadie oucupado tu lugaaaaar” – Zaśpiewałam patrząc Tomasowi w oczy. Pojawił się tam mały błysk którego wcześniej nie widziałam. Postanowiłam nazwać go Józek. Dopiero po zejściu ze sceny zdałam sobie sprawę, że pomyliłam tekst. Gdyby była to tylko mała pomyłka… kompletnie zmieniłam sens ostatniego wersu!
-„Błagam niech się okaże, że nikt tego nie zauważył” – modliłam się w myślach. Rozejrzałam się po Sali. Nikt szczególnie zwracał na mnie uwagi więc stwierdziłam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nadszedł czas na moment którego się bałam. Pablo zaprosił na scenę mojego byłego i jego nową dziewczynę. Z jednej strony trochę byłam przybita tym widokiem ale z drugiej kipiała ze mnie złość i zazdrość. W końcu „zakochana para” wzięła w dłonie mikrofony i puszczono podkład do „Podemos”. Piękna piosenka. I pomyśleć, że kiedyś wydawało mi się, że jest w niej cząstka mnie. Jak ja mogłam się tak mylić? Głupia jestem i tyle. Kiedy ci już śpiewali Tomas podszedł i objął mnie ramieniem aby dodać mi otuchy. A ja? Przecież nie miałam powody, żeby go odtrącić. Był dla mnie największym wsparciem. Oparłam głowę na jego ramieniu i dalej oglądałam występ mimo iż były to dla mnie katusze. W końcu nie wytrzymałam. Leon i Lara przez cały czas patrzyli na siebie, trzymali za ręce i przytulali. Tak Jakby robili to celowo aby mi dokuczyć. Wyplątałam się z odjęć Tomasa i szybkim krokiem wyszłam ze Studia. Zdenerwowana usiadłam na ławce. Helios już nie otaczał ziemi swoim blaskiem. Panował mrok. Jedyne światło dochodził z wnętrz Studia i lamp parkowych. Sama już nie wiedziałam co robić. Żeby przypadkiem nie było za dobrze z nieba chlusnął deszcz. Pojawił się jakby z nikąd. Na mojej twarzy wymalowało się zgaszenie. Nie minęło dziesięć sekund i wstałam już prawie cała przemoczona. Dawno nie było takiej strasznej ulewy. Ostatnio chyba kiedy… nie jednak nie pamiętam. Na bal nie chciałam wracać. Postanowiłam wrócić do domu. Podwinęłam troszkę suknie aby jej nie zabłocić i rozpoczęłam swój bieg. Szczęście naprawdę mi nie dopisywało ponieważ biegnąć przez park poślizgnęłam się i upadłam. Moja pierwsza myśl po poślizgu brzmiała „No nie! Nie dość, że upadnę i będzie boleć to jeszcze ubrudzę sobie sukienkę!”. Jednakże po upadku nie odczuwałam bólu. Otworzyłam moje zaciśnięte jak do tej pory oczy i ujrzałam nad sobą twarz Tomasa. Rozejrzałam się wokoło. Najwyraźniej złapał mnie tuż przed kolizją z
błotem. Tak jak wtedy kiedy… spotkaliśmy się… po raz pierwszy. Spojrzałam na niego. Nic nie mówiłam. Byłam w zbyt dużym szoku. On też nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Powoli zaczął zbliżać swoją twarz ku mojej. Był coraz bliżej i bliżej. Zetknęły się nasze czoła, nosy a w końcu.. usta. Tomas namiętnie pocałował mnie a ja po chwili dezorientacji zaczęłam oddawać pocałunki. W końcu zorientowałam się, że nadal leże na kolanach Tomasa tuż przy ziemi. Ostrożnie odsunęłam się i wstałam. Prawie doszłoby do kolejnego spotkania z glebą gdyby nie to, że Tomas szybkim ruchem chwycił moją dłoń i pomógł wstać.
-Dzięki. – Wydukałam wbijając wzrok w ziemię. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego co właśnie się wydarzyło. Tomas chyba odczuł moje zmieszanie.
-Vilu… przepraszam. Nie chciałem tego… znaczy… właściwie to chciałem ale nie chciałem, żeby to tak wyszło. Wiem, zawiodłaś się na mnie ale ja już tak dalej nie mogę. Nie potrafię bez ciebie żyć! – Powiedział mi prosto w twarz. Jego słowa z jednej strony zdziwiły mnie mimo iż wiedziałam o tym, a z drugiej rozumiałam go. Aby mu przerwać wtuliłam się w jego ramiona. Staliśmy tak w deszczu przez kilka sekund… minut… a może i więcej. Straciłam poczucie czasu. Liczyło się tylko tu i teraz. Dawno się tak nie czułam. Taka błogość i wewnętrzny spokój. Leon zapewniał mi to… przez jakiś czas. Później oddalał się coraz bardziej aż w końcu mnie zostawił. A Tomas? Tomas zawsze przy mnie był. Na dobre i na złe. Przestaję rozumieć siebie. Dlaczego go zwodziłam? Skoro go kocham a on mnie nic nie szkodzi nam na przeszkodzie do szczęścia.
-Kocham cię. – Wyszeptałam.
-Ja ciebie też. Przecież wiesz…
-Wiem. I to ja cię przepraszam. To wszystko co się stało to moja wina. Nie chciałam żebyś się przeze mnie źle czuł. Wybacz mi… proszę…
-Nie mam czego ci wybaczać. – Objął moje dłonie po czym je ucałował. – To co? Wracamy moja księżniczko? – Uśmiechnął się zawadiacko.
-Chciałabym ale sam spójrz… - Wskazałam na suknię. Była cała ubłocona i mokra.
-Więc zróbmy inaczej. Odprowadzę cię do domu, przebierzesz się i wrócimy. Może być?
-Nie, to chyba nie wypali. Robi się późno. I tak za chwilę musiałabym wracać. Chociaż ten pomysł z odprowadzeniem jest okey. – Zaśmiałam się.
-To lepiej chodźmy bo jakbyś nie zauważyła to cały czas po nas leje. – Prawda. Wcześniej tego nie zauważyłam. Biegiem udaliśmy się do najbliższego przystanku. W końcu na takim deszczu nie wypadało biec pieszo. Autobus pojawił się całkiem szybko. W środku oprócz kierowcy była tylko jakaś starsza Pani. Na nasz widok podniosła wzrok z gazety.
-Ojeju. Cóż to się stało? – Zwróciła się do nas. Trochę mnie to zdziwiło. Zwykle nie rozmawiam z ludźmi których nie znam a ta Pani ni z owąd zagadała.
-Deszcz i… takie tam. – Odparłam krótko. Chyba bez sensu było opowiadać całą historię.
-I takie tam, powiadasz? No jak widać nie chcesz nic powiedzieć starej kobiecie. No nic. Przepraszam.
-Nic się nie stało. Nie chciałam Pani urazić.
-Nic się nie stało moje dziecko. Myślisz, że nigdy mi się to nie zdarzyło. Jeżdżę tak całymi dniami bez celu. Nie mam co robić. Moje życie już dawno straciło sens.
-Proszę tak nie mówić. – Wypalił Tomas. – Stało się coś poważnego. Możemy Pani jakoś pomóc?
-Dla mnie już dawno jest za późno. Ale z tego co widzę wy jesteście jeszcze młodzi i szczęśliwi. Obiecajcie mi tylko jedno. Obiecajcie, że już zawsze będziecie szczęśliwi i nie podacie się.
-Dlaczego mielibyśmy się poddać?
-Świat jest pełen zagadek. Niektórzy chcą wiedzieć stanowczo zbyt dużo a zagadka jest magią. Kiedy chce się tej magii pozbyć można stracić radość i sens życia. Po prostu obiecajcie. Chcę tylko tego.
-Obiecujemy. – Odparliśmy jednogłosem. Tak naprawdę obydwoje byliśmy kompletnie zmieszani zaistniałą sytuacją jednak był w tej staruszce coś intrygującego. Coś co było zagadką. Ale to co powiedziała miało sens. Najwyraźniej nie powinnam wiedzieć o niej nic więcej. Wiem tyle na ile pozwolił mi los. Nim się spostrzegliśmy byliśmy obok mojego domu. Pożegnaliśmy się z tajemniczą kobietą i wysiedliśmy. W duchu modliłam się jeszcze żeby tata nie był zły o to, że Tomi przyszedł. Kiedy weszliśmy do środka okazało się jednak, że taty nie ma!
-Ale Olgo, na pewno nie wiesz gdzie poszedł? – Drążyłam. Trochę się zmartwiłam.
-Ale skąd ja mam wiedzieć? Wyszedł kilka minut po tobie i powiedział tylko, że wróci za jakieś trzy godziny. Minęły około dwie i pół więc nie ma co się martwić. A ty lepiej idź już spać. – Dopiero wtedy zauważyła, że obok mnie przy drzwiach do kuchni stoi Tomas. – A ten kawaler co tu robi? – Zapytała szczerząc się.
-Przyszedł mnie odprowadzić.
-Oh jak miło. A teraz zmykasz, tak? – W pytaniu odniosła się do Tomasa.
-Olgita! Proszę nie zachowuj się jak tata. Tomas zostanie tylko na chwilkę. – Próbowałam przekonać gosposię.
-Wiesz Vilu, ona chyba ma rację. Już pójdę. Do jutra. – Musnął mój policzek i odszedł w stronę drzwi. Wychodząc natknął się jeszcze z Federico. Zamienili kilka zdań i rozeszli się. Po tym mój Włoski przyjaciel podszedł do mnie.
-Co się stało, że tak szybko wyszłaś? Nie wyobrażasz sobie jak Fran i Cami się o ciebie martwiły.
-To trochę długa historia. Jutro ci opowiem. – Odrzekłam i poszłam do swojego pokoju. W swoim świecie od razu upadłam na łóżko. Najchętniej zasnęłabym od razu lecz brudna sukienka nie była zbyt wygodną piżamą. Wstałam i zdjęłam z siebie odzież po czym ubrałam już normalną piżamę. Ponownie położyłam się w łóżku z zamiarem zaśnięcia lecz na mój telefon przyszedł sms. Podniosłam komórkę i odczytałam wiadomość.

„Dobranoc kochanie ;**”

Tak, to był Tomas. Zaledwie dwa słowa wywołały na mojej twarzy uśmiech. Odłożyłam telefon, przewróciłam się na drugi bok i zasnęłam.
_______________________________________________________
Mówiłam, że będzie długi i starannie napisany? Mówiłam. Mówiłam, że będzie szybko wstawiony? Niee... XD Ojtam, ojtam. Niby długo nie znaczy dobrze ale w moim przypdku jeednak tak :P
No i ten... wkońcu ten bal! :D Camila jednak zastała swojego księcia w garniturze haha xd
Jeremias zarywa do Angie... ok. Sama się boję tego pisać. No bo German podrywacz? Srsly? >.<
No i oczywiście beso Tomasetty! (wiem, że mnie nienawidzicie XD) Ja tam się jarałam pisząc to :P Ale nie bójta się. To jeszcze nie koniec Leonka :D
No i komentujcie coś bo tak niefajnie jak jest pusto :c Strzelę focha i przestanę pisać jak tak dalej będzie ;O
Ale cooo tam. Kto by tęsknił za tymi wypocinami XD See you guys <3 /Pala

5 komentarzy:

  1. To jest Genialne <3333 .Boże kocham to czytać *o* <333

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego mi to zrobiłaś :P DAWAJ LEONETTE ♡
    Ach ten bal***
    Angie i German... Wole Pablo i Angie <3
    FOCH FOREVER

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj ta Leonetka :P Nie bój się to jeszcze nie koniec... z tym, że nie mam pomysłu >.<
      Ja to tam Pablito shippuję z kim innym... ale to iespiodzianka. W swoim czasie pojawi się to w opowiadaniu ale od razu mówię, że będzie to małe zaskoczenie... ale nie fochaj już :C

      Usuń
  3. Hahhaahah, to jest świetne, powaga! <333333
    Bal, bal, bal nie no nie mogę, aww *-*
    Tylko jak mogłaś zrobić beso Tomasetty, no jak?!
    ZUY CZŁOWIEKU TY! ;C
    Leónettę chcę, no! <3
    Postaram się wpadać (jak nie zapomnę) ;>

    ~~ Maja ♥

    OdpowiedzUsuń