piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 51


*Jackie*

Następnego ranka obudziło mnie słońce wpadające do pokoju przez okno. Lekko uchyliłam oczy. Byłam wyjątkowo wyspana i wypoczęta. Dawno tego nie było.
-Wstawaj Żaklin. Spóźnisz się do Studia. – Za namową głosu spojrzałam na zegarek który wskazywał… Jedenastą! Wyskoczyłam z łóżka jak strzała i wygrzebałam z szafy pierwsze lepsze ubranie kiedy zorientowałam się, że przecież jestem sama w mieszkaniu a głos który słyszałam to… Gregorio. I nagle dotarło do mnie dlaczego dzisiaj nie obudził mnie budzik. Przecież mam urlop. A może urlop zdrowotny bo te ciągłe halucynacje są chore. Zrezygnowana oklapłam na łóżko i pozostawiając strój wyjęty z szafy ubrałam na siebie zwykłe, szare dresy i białą bokserkę. Włosy zamiast spinać w nierozłącznego koka pozostawiłam rozpuszczone i zresztą poszarpane po śnie. Więc tak to jest być bezrobotnym. Ale co tam. Odpocznę sobie od ciągłego gwaru na korytarzach, nie będę musiała po raz kolejny tłumaczyć komuś choreografii od początku bo zapomniał albo nie było go w szkole i jeszcze kilka razy się wyśpię. Czyż to nie piękne?
W tym momencie jednak cisza była moim wrogiem. Jedyny dźwięk jaki doszedł do moich uszu to hałas wywołany wsypywanymi płatkami do miski. Nidy nie myślałam, że zatęsknię za gwarek nastolatków.
A może powinnam iść do Studia? – Myślałam przełykając mleko ze zbożowymi płatkami. W tym momencie zadzwonił dzwonek co było dziwne bo nie spodziewałam się nikogo i to w dodatkowo o tej porze. Wszyscy moim znajomi myślą, że jestem w pracy bo jakby nie patrzeć nikomu nie powiedziałam o urlopie. Podeszłam do drzwi i gdy już miałam je otwierać pomyślałam, że to może być kolejna moja halucynacja. Prawdopodobnie za drzwiami stał wyimaginowany Gregorio. W końcu mogłam się spodziewać wszystkiego po tym co było ostatnio. Ostatecznie odwróciłam się i i gdy dochodziłam z powrotem do stołu kuchennego dzwonek ponownie zadzwonił. Zignorowałam to lecz zadzwonił kolejny raz. Zirytowana jednak postanowiłam otworzyć. Pewnie będzie jak zawsze. Zobaczę Gregorio, a potem on zniknie i wszystko będzie ok. Ostrożnie otworzyłam drzwi. Ku mojemu zdziwieniu nie zastałam tam Gregorio, a Pablo opartego o ścianę.
-Pablo to ty. – ucieszyłam się i przytuliłam chłopaka.
-Tak to ja. Spodziewałaś się kogoś innego? – spojrzał podejrzliwie.
-Nie no skąd. Po prostu… dobra nieważne.
-Na pewno?
-Tak jasne. Co by się miało dziać? Ze mną wszystko dobrze. – uśmiechnęłam się by nadać mojej wypowiedzi wiarygodności.
-To dobrze. Martwiłem się. W dodatku tak długo nie otwierałaś, że naprawdę zacząłem się bać.
-Aaa… bo ja… byłam w łazience. No i nie mogłam szybciej wyjść. – odpowiadałam chaotycznie ciągle mijając się z prawdą.
-Spokojnie, rozumiem. A mogę wejść?
-Co za pytanie. Wchodź. – ponownie się uśmiechnęłam i odsunęłam na bok by Pablo mógł przejść po czym zamknęłam za nim drzwi. Udaliśmy się do kuchni gdzie usiedliśmy przy stole. – Napijesz się kawy? Herbaty? – spytałam.
-Nie, dzięki. Wpadłem tylko na chwilę.
-A co cię właściwie sprowadza? Czuję małe spięcie. To mnie niepokoi…
-Przyszedłem sprawdzić co u ciebie. Miałem przyjść wcześniej ale stwierdziłem, że jeszcze śpisz i nie chciałem cię budzić. Wczoraj byłaś jakaś zmęczona więc wolałem, żebyś się wyspała i chyba miałem rację bo od razu jesteś bardziej rozpromieniona. – uśmiechnął się ciepło co sprawiło, że na moich policzkach wręcz natychmiastowo pojawiły się rumieńce.
-A ty przypadkiem nie masz teraz zajęć? Czyżby buntowniczy Pablo znowu zrywał się z lekcji? – zażartowałam przez co on zaśmiał się.
-Bardzo śmieszne. Po prostu mam okienko i postanowiłem zajrzeć. Buntowniczy Pablo? Serio? – ponownie parsknął śmiechem.
-Czyżbyś nie pamiętał jak w gimnazjum uciekliśmy z lekcji żeby spędzać ze sobą więcej czasu? Nigdy tego nie zapomnę. Najlepsze czasy w moim życiu.
-Tak, pamiętam. Ale niestety było minęło. Po jakimś czasie trzeba dorosnąć i zamienić się w tych co karają za ucieczki z lekcji.
-Mów co chcesz, dla mnie i tak zawsze będziesz tym samym, zwariowanym Pablito. – po tych słowach bez namysłu go przytuliłam. Nie kochałam go tylko jako partnera ale również jako przyjaciela. Kiedy już się odkleiliśmy powiedziałam:
-Pamiętasz jak podczas jednej z takich ucieczek dałeś mi płytę Beatlesów? Od tego dnia dzięki tobie ich polubiłam. – oparłam głowę na jego ramieniu.
-Polubiłaś? Dostałaś świra na ich punkcie!
-Może trochę. Ale to bez znaczenia. – mówiłam przez śmiech. – A wiesz, że nadal mam tą płytę?
-Naprawdę? – skinęłam. – A może posłuchamy? – zaproponował.
-Z ust mi to wyjąłeś. – skradł mi całusa po czym udaliśmy się do mojego pokoju. Z podekscytowania na słuchanie z Pablo płyty którą ostatnio słuchaliśmy wspólnie ponad piętnaście lat temu. Piosenki płynęły z adaptera jedna po drugiej łagodząc moje zmysły. W końcu zaczęłam się moja ulubiona. „All you need is love” <klik, do klimatu>. Już przy pierwszych słowach piosenki Pablo zaczął sobie nucić a ja nie zwlekając dołączyłam do niego. Siedzieliśmy wtuleni. Nagle on przekręcił głowę w moją stronę przypatrując się uważnie. Zaczął przybliżać swoją twarz do mojej aż w końcu nasze usta połączyły się w namiętnym pocałunku. Nie jednym zwykłym całusie. Może wcześniej miało się to tak skończyć ale ani nasze ciała ani zmysły nie chciały tego przestrzegać. Pocałunki stawały się coraz namiętniejsze. Za każdym muśnięciem moje pożądanie wzrastało. Pragnęłam go całego. Już prawie nieświadomie zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli. Na chwilę przerwałam by zaczerpnąć oddechu i zrzucić z siebie bokserkę po czym wróciłam do ściągania odzieży z Pablo. On natomiast wsunął ręce za moje plecy by odpiąć mój biustonosz. Chwilę później byliśmy już całkiem nadzy. Okrywała nas tylko kołdra. Nagle wróciły wszystkie wspomnienia. To właśnie podczas wagarów kiedy Pablo dal mi płytę The Beatles, kiedy jej słuchaliśmy, przeżyliśmy nasz pierwszy raz. Po tym zdarzeniu sprawy się różnie potoczyły i nie byliśmy razem ale teraz wiedziałam, że liczymy się tylko my i nikt inny. Nikt ni mógł nam przeszkodzić. Byliśmy jednością. A muzyka wciąż grała…

*Federico*

Dziś miałem mieć próbę z… Ludmiłą jak mniemam. Dziwne, że mimo tego, że widzieliśmy się już kilka razy to nigdy się sobie nie przedstawiliśmy. Ciekawe czy ona wie jak ja mam na imię. – Zaśmiałem się sam do siebie.
Przebrany już w strój do tańca czekałem w klasie. Miała być tutaj już dziesięć minut temu. Najwyraźniej mnie wystawiła. No trudno. Zebrałem swoje rzeczy i kiedy już miałem przejść przez próg drzwi, zrobiła wejście smoka wpadając na mnie jak strzała. Tak jak ostatnio – wylądowaliśmy obydwoje na podłodze.
-O mój Boże! – krzyknęła. – Przepraszam! Jeju... wybacz mi. Tak mi przykro…
-Spokojnie. Nic się nie stało. – odpowiedziałem a moje kąciki ust zachwiały się bo już nie wiedziałem czy śmiać się z tej sytuacji czy zostawić ją i sobie iść obrażony bo mnie wystawiła. Ale w sumie… przecież tutaj jest!
-Bardzo cię przepraszam, że się spóźniłam. Kompletnie zapomniałam o tej… próbie… karze… nie wiem w sumie jak to nazwać.
Ah, więc zapomniała.
-Nic się nie stało. To jak Ludmiła? Próbujemy czy odkładamy to na Kidy indziej? – tym razem już szczerze się uśmiechnąłem.
-Próbujemy …yy … no….
-Federico. – dokończyłem za nią.
-Ale ładnie! – podekscytowana spojrzała mi w oczy. – A ja… - zaczęła teraz już niepewnie.
-Ludmiła. – ponownie dokończyłem za nią.
-Ale zaraz, zaraz. Skąd wiesz jak mam na imię? – jej oczy jakby nagle się powiększyły ze zdziwienia.
-Gregorio mówił do ciebie na zajęciach po imieniu. Domyśliłem się, że raczej nie mówił tak  do ciebie bo ma tak na imię …nie nie wiem… twoja mam, siostra czy ktoś. 
-A no tak. Ale jak chcesz to możesz nawet mówić na mnie supernowa! – parsknąłem śmiechem.
-Dobrze, a więc supernowo, może zaczniemy ćwiczyć bo jak wpadnie tu Gregorio to na gadaniu i kolejnej karze się nie skończy. – śmiałem się dalej i pociągnąłem Ludmiłę na środek Sali.
Ludmiła. Jak tak teraz o tym myślę to skądś znam to imię.

Przez najbliższą godzinę ćwiczyliśmy choreografię Gregorio. Raz szło nieźle a następnym razem obydwoje lądowaliśmy na posadzce nie mogąc powstrzymać śmiechu. Finalnie było dużo lepiej niż na początku ale tą próbę która prawdę mówiąc miała być nauką, bardziej będę wspominać jako dobrą zabawę i mile spędzony czas z Ludmi. Jest niesamowicie miła. Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy nie miałem pojęcia, że kiedyś się poznamy a co więcej polubimy. Bo ona chyba też mnie lubi… tak sądzę. Kiedy razem tańczymy, śmiejemy się, rozmawiamy czy chodźmy patrzymy na siebie czuję jakby czegoś mi dotychczas brakowało i nagle się pojawiło. Ot tak. Chciałbym częściej się z nią widywać. Szkoda, że razem mamy tylko zajęcia z tańca. Choć i to jest dobre bo gdyby nie zmiana podziału godzin, możliwe, że teraz nadal bylibyśmy platonicznymi uczniami szkoły muzycznej. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek będę coś zawdzięczał Gregoriowi? Nauczycielowi który mnie wręcz niecierpki. Świat lubi zaskakiwać.
-To jak? Ostatni raz próbujemy i kończymy? – zapytała blond włosa gdy odkładała na parapet butelkę wody mineralnej, niegazowanej i oczywiście chłodnej. Już zdążyła mi opowiedzieć jaką wodę pije. Strasznie dużo mówi ale nie przeszkadza mi to. Jej głos jakoś kojąco na mnie działa.
-A co? Już chcesz się mnie pozbyć? – spytałem żartobliwie opierając się ręką o ścianę obok niej.
-N nie. Skąd? Po prostu jestem trochę zmęczona. – odpowiedziałam zawstydzona wpatrując się w podłogę. Uśmiechnąłem się i dłonią uniosłem jej podbródek ku górze by zajrzeć w jej oczy. Było one soczyście brązowe. Szybko zatraciłem się w jej spojrzeniu. Z transu wyrwał mnie dopiero jej głos. – To jak? Tańczymy?
-Jasne. – odpowiedziałem i pociągnąłem i za rękę przed lustra. Pilotem włączyłem muzykę. Z głośników zaczęły wylewać się dźwięki piosenki „Algo suena en mi”. – Trzy, dwa, jestem i… - odliczyłem i zaczęliśmy tańczyć. Na początku szło znakomicie. Jej ruchy były takie perfekcyjne.
W końcu przestałem zwracać uwagę na to co robię i mój wzrok skupił się jedynie na Ludmile. Przez nieuwagę w pewnym momencie poplątały mi się nogi i upadłem… prosto na swoją partnerkę.
-Ałć! – krzyknęła.
-Przepraszam cię. Tak bardzo nie chciałem. – gwałtownie wstałem i pomogłem jej wstać.
-Nic się nie stało, tylko… au… boli mnie trochę kostka. – po tych słowach prawię się przewróciła lecz w ostatnim momencie przytrzymałem ją tak, że staliśmy twarzą w twarz, bardzo, ale to bardzo blisko siebie. Los jednak chyba stwierdził, …że to za dużo jak na jeden dzień i zesłał do Sali Gregorio.
-A co tu się wyprawia?! – krzyknął oburzony. – Kazałem wam ćwiczyć a nie migdalić się! Bieżcie swoje rzeczy i wynocha stąd. – wskazał na drzwi po czym skrzyżował ręce czekając aż się ulotnimy. Zdumieni wzięliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy, a raczej ja wyszedłem a Ludmiła wykuśtykała opierając się o moje ramię. Kiedy byliśmy już na korytarzy spytałem:
-Na pewno dasz radę sama dojść do domu?
-Tak, tak sądzę. – puściła mnie i nie zdążyła nawet postawił pierwszego kroku kiedy znowu prawie upadła. Na szczęście zdążyła ponownie się mnie przytrzymać.
-Coś mi się nie wydaje. – bez namysłu wziąłem ją na ręce i podążyłem w stronę drzwi wyjściowych ze szkoły.
-Ymm.. Federico? Co ty robisz? – zapytała.
-Jak to co? Niosę cię do domu. Nie pozwolę, żebyś w takim stanie musiała sama się mordować.
-Ale…
-Żadnego ale. Nie chcę słuchać wymówek. Jedyne co teraz mi powiesz, to to gdzie mieszkasz bo niestety nie mam gps’a. – zaśmiała się.
Po dokładnej instrukcji jak dojść do jej domu zaniosłem ją. Co chwile pytała czy nie jest mi ciężko ale ja zaprzeczałem zgodnie z prawdą. Ta siłownia na serio wiele daje. PO około piętnastu minutach byliśmy już w jej domu. Zostawiłem ją przed drzwiami, po czym pożegnałem ją całusem w policzek i odszedłem.

*Gregorio*

Te dzieciaki są niewychowane. Nawet po Ludmile nie spodziewałem się takich rzeczy. Mieli ćwiczyć a jedyne co robili to romansowali. Co się dzieje z dzisiejszą młodzieżą? W takie sprawy powinien już ingerować dyrektor którego oczywiście gdzieś wcięło. Nie ma to jak powierzyć szkołę nieodpowiedzialnego Pablito. Trzeba nie mieć głowy na karku!
Wtedy „wyszedł wilk z lasu” prosto do mojej klasy. I chyba naprawdę był w lesie. Włosy miał w nieładzie, guzik przy koszuli niedopięty i czuć od niego było jakąś dziwną woń.
-Gregorio, gdzie jest dziennik drugiej grupy z twoich zajęć? Nigdzie nie mogę go znaleźć.
-A może najpierw ty mi powiedz gdzie ty się podziałeś? Przypominam ci, że miałeś dziś prowadzić lekcję. Pobudka! – wrzasnąłem.
-Możesz dać sobie spokój? Coś mi wypadło. To masz ten dziennik?
-Co ci wypadło? Wizyta u psychiatry? Chyba byłeś już zapisać się do wariatkowa? Po tym jak wyglądasz, wnioskuję, że jednak to drugie.
-Nie? – poprawił koszulę i dopiął guzik. – Byłem u Jackie.
No tak.
-Ah u Żaklin, powiadasz. Po co? W godzinach pracy?
-Gregorio co ci odbiło. To ja jestem twoim szefem, nie odwrotnie.
-To ja jestem twoim szefem, nie odwrotnie. – przedrzeźniłem go. – To tylko dlatego, żę Antonio nie widzi pewnych rzeczy. Ale nie bój się. Coś czuję, że niedługo przejrzy na oczy i zobaczy jak nieodpowiedzialny jesteś.
-O czym ty w ogóle do mnie mówisz? Wiesz co? Sam znajdę ten dziennik bo ty chyba nie jesteś zbyt skory do rozmowy. A co do Jackie to już nie twoja sprawa, jasne?
-Oczywiście. – wyszedł zamykając za sobą drzwi. Nagle przeszła mnie pewna dziwna myśl. Powiedział, e nie moja sprawa. On jej coś zrobił? Brzmiał dosyć niepewnie. Może powinienem iść zobaczyć co się stało…
Stop! Gregorio! O czym ty myślisz?! Co cię obchodzi w ogóle jakaś podrzędna nauczyciele czka tańca?!
Sfrustrowany poszedłem do pokoju nauczycielskiego, wziąłem swoje rzeczy do torby i wyszedłem. Kiedy byłem już na zewnątrz, przystanąłem po czym zamiast iść do siebie wybrałem całkowicie inną drogę – do domu Jackie. Ciekawość zwyciężyła bo inaczej tego uczucia nazwać nie mogłem.
Mieszkała ona dosyć blisko Studia więc doszedłem tam po niespełna pięciu minutach. Stanąłem przed drzwiami odczekując kilka sekund zadzwoniłem dzwonkiem. NI minęła nawet minuta a drzwi otworzyły się a przede mną stała Jackie.
-Czego zapomniałeś? – spytała po czym spojrzała na mnie i stanęła w bezruchu. – No nie. Znowu to samo. – dramatycznie walnęła głową o framugę drzwi. To chyba jednak ona potrzebowała psychiatry.
-Jak to samo? Nie przypominam sobie żebym już kiedyś tu był. Raczej nie miałem powodów. – rozejrzałem się wokoło z lekko skwaszoną miną.
-Daruj sobie i rozpłyń się w powietrzu tak jak zawsze. Ok? Nie nękaj mnie już! – prawie wrzasnęła.
-Ty się dobrze czujesz? – a może Pablo ją czymś naćpał? – Jak już mówiłem, nie byłem tu nigdy więc nie wiem skąd pomysł z nachodzeniem! Przyszedłem tylko sprawdzić czy wszystko gra. I tyle. – znowu nastała chwila ciszy. Przyglądała mi się ze zdziwieniem.
-Gregorio?
-Co? Nadal coś niejasne? – moje nerwy z sekundy na sekundę były coraz wyższe.
-O matko! Gregorio to naprawdę ty? – wytrzeszczyła oczy.
-A kto inny? Wyglądam jak Leonardo Di Caprio? A może Ricky Martin?
-N nie. Przepraszam. To… długa historia. Ale zaraz, zaraz. Po co tu przyszedłeś? Mam urlop. Odpoczywam.
-Yh, już mówiłem naście razy, że przyszedłem sprawdzić czy wszystko gra.  Co w tym jest trudnego do zrozumienia?
-Wszystko poczynając od tego, że mnie nie cierpisz i to z wzajemnością.
Ałć.
-W sumie prawda. – potwierdziłem.
-W dodatku co by mi się miało dziać?!
-Nic właściwie… ale to co masz na szyi wcale tego nie potwierdza. – wskazałem na siny kawałek skóry, a ona szybkim ruchem nasunęła na to kołnierz swetra.
I wtedy zrozumiałem co to było. Żaden siniak. Ślad po wizycie Pablo. Najzwyklejsza malinka.
-To nic! Wiesz ty co? Idź stąd lepiej bo zakłócasz mój spokój. Brakowało jeszcze tylko tego, żeby ludzie z pracy tu przychodzili. Jakby Angie albo Beto się tu wybierali to powiedz im, że mnie nie ma. – zatrzasnęła drzwi przed moim nosem. Odwróciłem się i podążyłem już prosto do mojego domu. Jedyne co czułem to nieprzyjemne kłucie w klatce piersiowej. Złość? Niekoniecznie. Z niej to co najwyżej mogę się pośmiać. Zazdrość? …NIE! Skąd? O co miałbym być zazdrosny? Pablo robi z nią co chce a mi nic do tego. Obrzydzenie? To prędzej. W końcu stałem naprzeciwko niej aż około dziesięć minut. I spróbuj tu człowieku wytrzymać bez odruchu wymiotnego. 
_______________________________________________________
Na dobry początek... czy ten rozdział jest za długi? xD
Miałam zamiar napisać krótki aby szybko wrzucić ale niestety z moją weną nie ma uproś, więc jeśli mam pomysł i tego nie napisze to będę się źle czuła ;-;
Scenka +18.... taaa... nieoceniajcie mnie xd Tak mi ta stytuacja spasowałą więc tak musiało być xd Prawdopodobnie będzie to miało swoje skutki ale cii... nic nie wiecie ^^
Mam nadzieję, że tym razem uda mi się jeszcze coś napisać przed końcem listopada bo wiem, że to niefajne jak wrzucam rozdział raz na miesiąc. Trzymajcie kciuki. Byeee /Pala

4 komentarze: