poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział 55


*2 dni później*

*Angie*

Spokojnie schodziłam po schodach do wejścia Studia… może jednak nie tak spokojnie. Od dwóch dni staram się unikać Jeremiasa. Niezły paradoks. Najpierw myślałam, że on mnie unika teraz sama to robię. Kobieta zmienną jest. Z reszta chodzi o to, że nie jestem w stanie dokończyć tej piosenki. Spodziewałam się tego choć w głębi serca miałam nadzieję, że się uda. Niestety nie okazało się to prawdą. Teraz za każdym razem jak go widzę to mam wrażenie, że mnie o nią zapyta. Właściwie to chyba logiczne kiedy mówi do mnie „Hej Angie, jak tak twoja pios…”. Nigdy w życiu w takim tempie nie udało mi się wymyślić wymówki, żeby odejść. Wprawdzie nie mogę tak cały czas uciekać ale co zrobić?
Szybko przeszłam przez korytarz od razu wpadając do pokoju nauczycielskiego.
-Wszystko gra Angie? – zapytał Pablo widząc mnie w takim pośpiechu.
-Tak, wszystko świetnie. Czemu pytasz?
-Przez ostatnie dni jesteś jakaś zabiegana. Jakbyś kogoś unikała, czy coś.
-Ja? Unikać kogoś? Pablo, przecież mnie znasz. – starałam się zbyć przyjaciela.
-Właśnie sęk w tym, że cię znam. Pytam serio. Coś się dzieje?
-Nie żartuj sobie. – zaśmiałam się lekko. – U mnie naprawdę wszystko dobrze, nie musisz się martwić. I nikogo nie unikam. Zostawmy Może już mój temat w spokoju, ok? Co tam u Jackie? – zapytałam i podeszłam do szafki z dziennikami by przygotować się na kolejną lekcję.
-Chyba dobrze. No, w sumie nie wiem. Nie rozmawiałem z nią ostatnio. Wolę dać jej trochę czasu żeby odpoczęła. Przed wzięciem urlopu jakoś dziwnie się zachowywała.
-No tak, racja, mówiła mi.
-Właściwie od kiedy tak się nią interesujesz? To do ciebie nie podobne.
-Dlaczego? Martwię się o koleżankę z pracy. Coś w tym nienormalnego?
-Nie no, nienormalnego to nie, ale zdziwiło mnie to. Myślałem, że się nie lubicie.
-Myliłeś się.
-Co ty właściwie robisz? – spojrzał na mnie dziwnie.
-Jak to co? Szukam dziennika, ale nie mogę sobie przypomnieć jaką mam teraz lekcję. Bądź tak dobry w sprawdź na planie.
-Angie…
-Co „Angie”? Proszę cię o przysługę to może chociaż raz mi pomóż. To wcale nie jest trudne.
-Angie, przecież zmiany w podziale godzin. Zaczynasz zajęcia za godzinę.
-Co?! Ale Jeremiasa też jeszcze nie ma, tak?
-Ha! Więc o niego chodzi! – aż się zerwał na równe nogi.
-O czym ty mówisz? Co o niego chodzi? Znowu coś wymyślasz. Wiesz co? Daj już sobie spokój.
Zdenerwowana wyszłam z pokoju nauczycielskiego chcą pozostawić przyjaciela w niepokoju lecz on po prostu się śmiał. Dureń.
W holu jednak nic mi nie dawało spokoju. Cami i Dj nagrywali vloga, Andres grał dla Livi na gitarze, moja siostrzenica stała z Tomasem przy jednaj z klas przytulając się, a Ludmiła spacerowała z jakimś chłopakiem który najwyraźniej nie jest uczniem Studia. Miała szczerą ochotę wyjść na środek i wykrzyczeć, że nie wszystko jest taki kolorowe. Chyba morze czerwone napływa. Co by nie zrobić czegoś niewłaściwego postanowiłam przeczekać godzinę w swojej klasie. Szybkim krokiem przemierzyłam korytarz. Kiedy przechodziłam przed próg wpadłam na kogoś kogo najbardziej się obawiałam.
-Jeremias…
-Angie. Szukałem cię wszędzie.
-Wybacz, śpieszę się. – odparłam i usiłowałam wyrwać się z jego objęć.
-Mam wrażenie, że mnie unikasz. Czemu? Nie rozumiem.
-To nie tak, nie unikam cię. Ja… przepraszam.
-Nie przepraszaj. Nie masz za co. Ja tylko nie rozumiem czemu. Zrobiłem coś źle? – wsunął mi za ucho pasemko włosów które dotychczas gościło na moim czole. Nerwowo rozejrzałam się. Wciąż byliśmy na korytarzu.
-Wejdźmy do klasy, dobrze? – tym razem puścił mnie i weszliśmy do środka. – Słuchaj Jeremias. To nie jest tak, że cię unikam. Nie chodzi o ciebie tylko o mnie. Nie bierz tego do siebie. Jesteś naprawdę świetnym facetem, ale… to naprawdę nie o to chodzi.
-Więc o co? Angie, możesz mi ufać.
Nie miałam już jak wybrnąć z tej sytuacji więc wzięłam głęboki wdech i powiedziałam…
-Chodzi o to, że nie jestem w stanie dokończyć tej piosenki. Próbowałam ale nie udało się. Już sama nie wiem co się ze mną dzieje. Pustka w głowie. – na moje słowa Jeremias zaczął się śmiać. – I widzisz? Śmiejesz się ze mnie.
-Nie śmieję się z ciebie. Śmieję się z tego, że bałaś się mi tego powiedzieć. Słuchaj, przecież możemy razem skończyć twoją piosenkę. Spędzanie z tobą czasu to dla mnie przyjemność. – uśmiechnął się ciepło.
-Dobrze. Ale pod jednym warunkiem. To nie jest moja piosenka, tylko nasza.
-Umowa stoi.

*Federico*

Przez ostatnie dni… a właściwie noce nie mogę spać. Mam koszmary o Ludmi i Luigi. O tym co się może między nimi dziać kiedy niema mnie w pobliżu. Bo kiedy jestem to stawiam się obok nich w każdej wątpliwej sytuacji. Martwię się o nią.
Przechodziłem akurat obok Studia kiedy zobaczyłem moją „parkę”. Obejmował ją w talii. Trudno wyrazić jak bardzo ja chciałbym być teraz na jego miejscu. Tym razem nie podchodziłem. Schowałem się za drzewem i słuchałem ich rozmowy.
-Więc co ty na to żebyśmy przeszli się do ciebie? Pospędzalibyśmy razem czas. No wiesz… - chyba mam jakieś genialne wyczucie czasu. Jednak nie wychodziłem wciąż z ukrycia. Byłem ciekawy jak ta rozmowa dalej się potoczy.
-Jasne! Zapraszam na basen! Dziesięć na dwadzieścia metrów. Mówię ci, genialne! – mnie nigdy nie zaprosiła na basen…
-Na basen? – hahaaa. Dla tej miny warto było czekać.
-Tak. Pływa się w nim. Czaisz?
-Tak czaję. – zaczął się śmiać aczkolwiek widziałem zażenowanie na jego twarzy. – Ale to może innym razem. Na razie muszę iść. Do zobaczenia później skarbeńku. – ucałował ją w policzek a we mnie się aż coś zagotowało.
Kiedy Luigi odszedł podążyłem za nim. Już za długo siedzę cicho. On mus zniknąć z Buenos Aires najszybciej jak się da, a co ważniejsze powinien się trzymać jak najdalej od Ludmiły.
-Luigi, stój! – krzyknąłem doganiając go.
-Wiedziałem, że za Mną idziesz. Jesteś zbyt przewidywalny, złociutki.
-Nie obchodzi mnie to. Nie chcę z tobą gadać teraz o sobie tylko o tobie. Nie masz już dosyć?
-Dosyć czego? Ja tam bardzo lubię jak się denerwujesz. Ten widok mnie doprawdy satysfakcjonuje.
-Daj Ludmile spokój. Już kilka dni za nią łazisz i jak na razie chyba coś poszło nie tak, nieprawdaż?
-Dlaczego? Jakby nie patrzeć to ja z nią jestem a nie ty. – zacisnąłem szczękę, żeby zaraz nie wybuchnąć.
-Nie jesteście razem. Przed chwilą cie spławiła.
-Spławiła? No raczej nie. Jak na mój gust jest po prostu głupia i nie załapała o co mi chodzi. Naprawdę nie wiem co ty w niej widzisz. Jest tępa jak ołówek.
-Nie mów tak o niej.
-Bo co? Znowu się na mnie rzucisz? Błagam, nie pogrążaj się jeszcze bardziej.
-Jesteś szmatą. Wiesz o tym?
-Wiem i dobrze mi z tym. Jakimś cudem będąc szmatą zachodzę dalej niż ty więc chyba powinieneś spróbować. Ah tak. Już taki byłeś tylko ci soda do głowy uderzyła i zgrywasz aniołka.
-Powiedz prawdę Luigi. Przyjechałeś tu do szkoły, zemścić się czy może przyjechałeś po mnie?
-Miłego dnia Fede. – uśmiechnął się szczeniacko. – Mam nadzieję, że te głupotki w końcu przestaną męczyć twoją rozczochraną główkę.
-A ciumkaj się ty fretko z czkawką. Nawzajem. – i odszedł. Luigi to człowiek zagadka. Nigdy nie wiadomo o co mu chodzi i zwykle jest to najbardziej nieoczekiwana rzecz. Jednak nie spocznę dopóki jego interesy nie przestaną się kręcić wokół Ludmiły.

*Leon*

Przez ostatnie dni w ogóle nie byłem na torze. Bardzo mi z tym ciężko ale trudno Est wymknąć się z domu kiedy mama zawsze jest na warcie. Ten poranek jednak był inny. Mama poszła na pilaste a tata.. kto go tam wie? Odkąd przyjechał jest jakiś dziwny. Taki milutki i jednocześnie jakby zamknięty w sobie. Znika czasami z domu na kilka godzin a po powrocie zachowuje się jakby nigdy nic.
Wziąłem kurtkę oraz kask i przemknąłem do garażu. Motor stał tam gdzie zawsze. Wsiadłem na niego a gdy już miałem go odpalić… okazało się, że w stacyjce nie ma kluczyków.
-Leon. – odwróciłem się lekko przestraszony. Tata stał za mną opierając się o framugę drzwi prowadzących bezpośrednio do domu.
-Przepraszam.
-Gdzie idziesz?
-Już nieważne. Jakie to ma znaczenie? Idę odnieść kask, przepraszam.
-Stój proszę. Mam do ciebie sprawę. Chodzi o to, że mam jutro dosyć ważne spotkanie z jednym biznesmenem i chciałbym, żebyś mi potowarzyszył. On ma córkę niewiele młodszą od ciebie, może się dogadacie. Zresztą chodzi o dobre wrażenie. Wybacz, że proszę cię o pomoc w kwestii pracy. Wiem, że tego nie lubisz, ale to naprawdę bardzo ważne.
-Niech będzie. Zresztą i tak nie mam nic do roboty.
-Świetnie. – rzucił w moją stronę kluczyki od motoru. – I jak chcesz to uciekaj ale następnym razem tak, żebym nie zauważył. – uśmiechnął się i wyszedł. Nie miałem już nawet ochoty rozważać jego intencji. Po prostu uruchomiłem motocykl i pojechałem na tor.
_______________________________________________________
I AM ALIVE EVERYBODY! Wielki come back :') 
Prawdę mówiąc nie zrezygnowałam z bloga. Po prostu to półrocze było dla mnie jedną wielką wojną z nauczycielami plus długo pracowałam nad prezentem dla mamy na urodzinexy (spodobał jej się! 8|). Ogarniam jeszcze pewne projekciory których efekty będziecie mogli pozać już wkrótce :)
A wracając: rodzialek pt. krótko i zwięźle. Sama musiałam sobie przypominać na czym skończyłam więc no x.x Nie ma tu zbyt wielkiej akcji aczkolwiek może ktoś coś ogarnie co może się przydażyć. Jasnowidze. Jasnowidze wszędzie ;-; 
Soł, obiecuję, że w następnym rozdziale będzie się więcej działo. Pinky promise! Bye /Pala

1 komentarz:

  1. Rozdział jak zawsze cudowny i mam nadzieje, że po zakończeniu roku będą często :D hm..ciekawe z kim sie spotka Leoś xd życze weny i czekam na następny :)

    Zparaszam do mnie:
    ifyoubelieve-leonetta.blogspot.com
    ;)

    OdpowiedzUsuń