Rozdział 56
*Angie*
Świeciło słońce i wiał lekki wiatr. Na dole droga, a na
drodze ja. Ja idąca do Studia najwolniej jak potrafiłam. To nie tak, że chciałam
się spóźnić. Poprzedniej nocy podjęłam pewną bardzo ważną decyzję. Decyzję o
wzięcie pewnym spraw w swoje ręce. Spraw sercowych. Po „związku” z Germanem z
nikim nie randkowałam. Byłam skazana na samotność dopóki nie pojawił się
Jeremias. I właśnie dziś postanowiłam mu powiedzieć co do niego czuję. Bardzo
dużo o tym myślałam i naprawdę czuję do niego coś mocnego. Coś co nie daje mi
spać po nocach. Sama nie wiem czy to już miłość ale chcę się dowiedzieć. Tym
czego jestem pewna jest to, że nie jest mi on obojętny i chciałabym, żebyśmy
spróbowali… tak razem. Wszystko jednak zależy od tego czy jemu dzieje się to
samo w moim kierunku.
Weszłam do Studia i już wiedziałam, ze nie ma odwrotu.
Postanowiłam jak najszybciej odnaleźć Jeremiasa i porozmawiać z nim nie
zważając na to, że był już dzwonek na lekcje. Udałam się więc do pokoju
nauczycielskiego bo tam powinien się on znajdować. I nie myliłam się. Niestety
oprócz niego znajdował się tam jeszcze Pablo i Leti.
-Co ty tu robisz Angie? – odezwał się mój przyjaciel.
-Jak to co? Pracuję. – odpowiedziałam obojętnie, a mój wzrok
powędrował w stronę Jeremiasa popijającego kawę.
-Angie, ale co robisz tutaj. Powinnaś być w klasie. Masz
teraz lekcje!
-Tak, ale…
-Żadnego ale! Zasuwaj na lekcje. Dziewczyno co się z tobą ostatnio
dzieję! – wypchnął mnie za drzwi nie zostawiając mi wyboru. Musiałam iść do
klasy.
Godzinę później wznowiłam swoje nastawienie i postanowiłam
podjąć drugą próbę rozmowy z Jeremiasem. Ku mojemu szczęściu był w Sali
tanecznej przygotowując się do zajęć – sam. Zapukałam w drzwi, a on odwrócił
się w moją stronę i uśmiechnął się.
-Hej. Co tu robisz?
-Zabawne, że pytasz. Mam wrażenie, że raz mnie stąd wygonisz
tak jak wcześniej Pablo. – zaśmiałam się nieśmiało.
-Nie, nie mam zamiaru cie wyganiać. Nie mam powodu by karać
się brakiem twojej obecności. – podobno komplementy mają wzmacniać naszą
samoocenę, ja natomiast zaczęłam czuć się mała i traciłam odwagę. – Więc? Co
cię tu sprowadza?
-Chciałam porozmawiać.
-Huh, brzmi to odrobinę poważnie. Chodzi o piosenkę?
-Właściwie to…
-Wybacz ale w tym momencie nie możemy się za nią wziąć. Za
chwile mam zajęcia, a Gregorio jest… cóż. Gregorio to Gregorio. Chyba nie muszę
tłumaczyć. O wilku mowa. – Tak jak powiedział, do Sali wszedł nauczyciel tańca.
-Jeśli masz mnie już porównywać do zwierzęcia, to niech nie
będzie to zapchlony pies, dobrze?
-Oczywiście Gregorio. Następnym razem porównam się do
króliczka z kokardką. Może być? – uśmiechnął się sarkastycznie i spojrzał na
mnie, a ja na niego. Adresat tej wypowiedzi jednak zignorował tą uwagę.
-Angie. Mogę wiedzieć co tu robisz? – Oho, zaczyna się. –
Bądź tak dobra i idź na swoje lekcje, a nie zakłócaj moich.
-Jest przerwa. – po moich słowach jak na złość zdzwonił
dzwonek.
-Oh już nie. Bardzo mi przykro i do nie widzenia. –
wzruszyłam ramionami i pożegnałam się z Jeremiasem całusem w policzek.
-Widzimy się później. – powiedział gdy wychodziłam, a ja
tylko odwróciłam się do niego potwierdzając to spotkanie skinięciem głowy.
I tak minęły kolejne godziny lekcyjne. Jak na złość ktoś coś
chciał ode mnie lub Jeremiasa nie dając nam szansy na rozmowę. Spojrzałam na
zegarek. Wskazywał pięć minut po czternastej. Mój dzień dobiegł końca.
Zawiesiłam na ramieniu swoja torbę, równocześnie poddając się. Wyszłam z pokoju
nauczycielskiego i udałam się prosto do wyjścia. Kiedy wychodziłam po schodach
usłyszałam jednak jak ktoś woła moje imię. German.
Kiedy się odwróciłam okazało się, że był to jednak Jeremias.
Szedł w moją stronę a ja spokojnie na niego czekałam mimo, ze w środku popadłam
w panikę. Akurat teraz jak postanowiłam odpuścić? Doprawdy?
-Angie, już idziesz? – zapytał kiedy już był obok mnie.
-Tak. Skończyłam lekcje na dziś.
-Świetnie. Ja też właśnie skończyłem. Może dokończymy naszą
piosenkę? – zasugerował kładąc nacisk na słowo „naszą”.
-Chciałabym ale jestem trochę zmęczona. Może zamiast tego
przejdziesz się ze mną? Jak myślisz?
-Z przyjemnością. – przytaknął, objął mnie ramieniem i
poszliśmy przez park.
Chodziliśmy tak przez dłuższy czas. Objęci, rozmawiając i
śmiejąc się. Nieprawdopodobne jak dobrze się dogadywaliśmy. Jakbyśmy znali się
od lat. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się obok budki ze słodyczami.
-Poproszę dwa jabłka w karmelu. – Jeremias złożył zamówienie
a ja spojrzałam na niego podejrzliwie. – Dziękuję. – powiedział sklepikarzowi i poszliśmy usiąść
na ławce.
-Skąd wiedziałeś? – zagadałam.
-Że ubóstwiam jabłka w karmelu. Zaskakujesz mnie coraz
bardziej.
-To… to zbieg okoliczności. Chyba wszyscy je lubią.
-Możliwe. Tylko wiesz co? Chyba nie wierzę w zbiegi
okoliczności. – powiedziałam patrząc mu w oczy.
-Doprawdy? A ja nie wierzę w to, że ledwo zaczęłaś jeść i
już się ubrudziłaś.
-Co?! – no i magia zniknęła. Zaczęłam nerwowo przecierać
twarz palcami. On natomiast się zaśmiał i powiedział:
-Spokojnie. Pomogę ci. – zbliżył się do mnie i delikatnie
przetarł kciukiem moją dolną wargę. Nie odsunął się jednak.
-Już? Już Nie ma?
-Nie ma.
-Więc jeśli chce możesz się odsunąć, naprawdę.
-A jeśli nie chcę? – wsunął kosmyk moich włosów na ucho jak
to miał w zwyczaju, a ja wciąż patrzyłam w jego oczy.
-Jeremias, mogę ci coś powiedzieć?
-Co tylko zechcesz.
-Bo chodzi o to, że próbuję to z siebie wydobyć od początku
dnia ale najpierw Pablo, później Gregorio no i wiesz. Nie było okazji.
-Teraz jest. Więc słucham.
-To nie takie łatwe. Nie często rozmawiam z ludźmi o
uczuciach i trochę nie wiem od czego zacząć. – patrzył na mnie nie przerywając.
– Od dłuższego czasu wydaje mi się… znaczy wiem to ale… mam na myśli to, że…
Jeremias ja… ja czuję cos do ciebie. I to nie jest byle co. Jesteś dla mnie
bardzo ważny. – westchnęłam ciężko dając do zrozumienia, ze skończyłam.
-Widać to.
-Bardzo?
-Nie. Ale wystarczająco żebym zauważył.
-Więc co mam z tym zrobić?
-Pozwól, że ci to wytłumaczę. – objął mój policzek dłonią i
zaczął przybliżać swoją twarz do mojej. Nagle obok nas pojawił się Beto… w
najgorszym możliwym momencie.
-Jeremias! Tutaj jesteś! Gregorio jest wściekły! Chodzi po
całej szkole, szuka się i mam wrażenie jakby rozniósł już pół Studia łącznie z
moją torbą w której miałem lunch! Ten człowiek nie ma sumienia!
-Beto…
-Serio! Miałem kanapkę z pysznym, świeżym serem. A teraz co?
Nadaje się tylko do śmietnika!
-Beto, ja już skończyłem zajęcia.
-Nie, niemożliwe. Patrzyłem na rozpiskę. Masz dziś do
piętnastej.
-Niech to szlak! Wybacz Angie, do jutra. – dał mi causa w
policzek i pobiegł ponownie do Studia zostawiając mnie w parku z Beto. Którego
obarczyłam pretensjonalnym spojrzeniem.
-Co? Przerwałem coś?
-A żebyś wiedział, że tak.
-No przepraszam. – bąknął i ugryzł kawałek niesmacznie
zdeformowanej kanapki.
*Leon*
Nadszedł wieczór. Zgodnie z obietnicą miałem dziś
towarzyszyć tacie na spotkaniu z jakimś biznesmanem. Ogarnąłem fryzurę, ubrałem
się schludnie i czekałem na ojca w samochodzie. Po chwili oczekiwania przyszedł
on też. Wyglądał jak zwykle. Biały garnitur. Marynarka rozpięta. Kremowa
koszula plus granatowy krawat i tradycyjna apaszka. Na nosie ciemne, okrągłe
okulary, a włosy zaczesane lekko do tyłu. Niby wszystko bez zmian ale odniosłem
dziwne wrażenie, że ostatnimi czasy wygląda jakoś marnie. W sumie nigdy nie był
tęgi. Był szczupły. Ale ostatnio aż do przesady.
-Gdzie właściwie jedziemy? To spotkanie jest w Buenos Aires?
Czy gdzieś za miastem?
-W Buenos Aires. To w sumie nie tak daleko. To nawet nie
jest żadne oficjalne spotkanie. To coś w rodzaju kolacji biznesowej. Musimy
omówić kilka spraw. Ale nie przejmuj się. Nie będziemy bardzo długo siedzieli.
Swoją drogą to miły mężczyzna. Właściwie to już go chyba znasz.
-Dobra. Bez znaczenia. Jedźmy już.
Tak jak powiedział, spotkanie miało się odbyć blisko. Po
dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu. Była to dzielnica w której mieszka
Violetta. Nawet zaparkowaliśmy praktycznie obok jej domu aczkolwiek nic nie
mówiłem. Po co miałem mu zawracać głowę moimi sprawami. Znając życie, wcale go
to nie obchodziło. Zresztą tu chodziło tylko o zaparkowanie samochodu.
Wysiadłem z auta i poszedłem w stronę domu obok.
-Leon, gdzie ty idziesz?
-Jak o gdzie? Na kolacje biznesową jak to ładnie ująłeś.
-Ale to tutaj! – wskazał na do mojej byłej a mi aż ugięły
się kolana. – Pamiętasz pana Castillo? No chodź! Z tego co pamiętam ma on córkę
mniej więcej w twoim wieku. Miła dziewczyna, poznacie się.
-Mówisz? – wycisnąłem przez zęby.
-Tak, chodźże! – przełknąłem ślinę i poszedłem w ślad ojca.
Stanęliśmy w drzwiach. Zadzwoniłem dzwonkiem w nadziei, ze Violetta nie otworzy
drzwi. I miałem szczęście. Przed nami stanęła Olga.
-Dobry wieczór! Wchodźcie, wchodźcie! Pan German zaraz
zejdzie. – weszliśmy wiec do środka, a gosposia zamknęła za nami drzwi. Miałem
dziwne wrażenie, że krzywo na mnie patrzy.
Dosłownie kilka sekund później na schodach pojawił się
ojciec Violetty.
-Witajcie! Justo, przyjacielu, dobrze się widzieć! –
przywitał się z moim tatą. – Leon. – jego entuzjazm trochę opadł i zaszczycił
mnie mocnym uciśnięciem dłoni. Przez to przypomniałem sobie dlaczego ci
domownicy mnie tak traktują. W drzwiach od kuchni stanęła winowajczymi tego
zamieszania. Jakby mogła nie opowiedzieć całemu światu o tym jakim to jestem
kryminalistą.
-Uhm, dobry wieczór. – przywitała się tym swoim słodkim
głosikiem.
-Violetta, jak ty wyrosłaś! Ostatnio jak cię widziałem
biegałaś po domu z dwoma kucykami! Poznaj mojego syna. O jest Leon. – wskazał
na mnie.
-Właściwie to my się już znamy. – powiedziałem.
-Naprawdę? Dlaczego nic nie mówiłeś?
-Chodziliśmy razem…
-..do szkoły! – przerwałem dziewczynie.
-Dobrze, zapraszam do stołu. – powiedział German.
Kolacja mijała niezręcznie. Tata rozmawiał z Germanem jakby
nigdy nic, natomiast ja i Violetta siedzieliśmy naprzeciwko nie odzywając się
ani słowem. Siedziała patrząc w talerz z jedzeniem. Ja zresztą też. Czasami
tylko na nią zerkałem. Nie mogłem uwierzyć w to jak nasz relacja się zmieniła w
przeciągu zaledwie kilku tygodni.
-Dzieciaki czemu siedzicie tak cicho? Wstydzicie się
rozmawiać przy starych rodzicach? Jeśli chcecie to idźcie do pokoju. Z resztą
pewnie się tylko nudzicie.
-Nie wiem czy to dobry pomysł. – wtrącił German.
-Spokojnie tato. – powiedziała Violetta i machnęła ręką żeby
szedł z nią. Pogubiłem się. O co jej chodziło? Wstałem jednak od stołu i
poszedłem za swoja ex do jej pokoju.
Kiedy zamknęła za mną drzwi zacząłem rozmowę.
-Co ty odwalasz? – no może jednak nie taką tytułową rozmowę.
-Ja się ciebie pytam co ty odwalasz? Po co tu przychodziłeś?
Nudzi ci się?
-Uwierz, nie nudzi mi się ani trochę. Mam cudowne życie,
dziewczynę, hobby. Wszystko jest beauty. Gdybym tylko wiedział, że jadę tutaj
to nawet bym nie pomyślał, żeby jechać z moim tatą. A tobie co? Z „Tomim” się
nie układa, że już mnie zapraszasz do swojego pokoju?
-Nie? Z Tomasem wszystko świetnie. Po prostu zirytowałeś
mnie swoją obecnością.
-Dla ciebie najlepiej byłoby jakbym umarł co? Nie boisz się
być w jednym pomieszczeniu z takim „kryminalistą”? Z tego co widzę chyba już
cała twoja rodzina mnie ma za takiego.
-A nie jesteś?
-Nie.
-Aha.
-Nie denerwuj mnie, proszę.
-Ja cię denerwuję? To ty chciałeś zabić mojego chłopaka.
-Jakie znowu zabić? O czym ty pieprzysz? Miej mnie za
jakiego chcesz ale nigdy bym nie zabił!
-Oczywiście.
Chciałabym teraz powiedzieć, że znam cię i wiem, że tak ale to byłaby
pomyłka. Bo nie znam cię. Nie jesteś już tym samym Leonem z którym chodziłam.
Jesteś obcy.
-Rzeczywiście. Nie jestem tym samym Leonem który był na tyle
głupi żeby cię kochać. – prawie krzyknąłem po czym między nami nastąpiła cisza.
Staliśmy naprzeciwko siebie jak idioci, aż w końcu Violetta wybuchła śmiechem.
– Dobrze się czujesz?
-Nie, chyba nie. – powiedziała przez śmiech. – Ty mnie
kochałeś? Oczywiście. Przypominam ci, że to ty najpierw zerwałeś ze mną! Więc
twoje późniejsze sceny zazdrości były bezpodstawne.
-To tera ja ci przypomnę dlaczego to zrobiłem. Nazwałeś mnie
Tomas. Na naszej randce.
-Wielkie mi halo. Pomyliłam się. Zdarza się. A ty strzeliłeś
focha jak primadonna. Z resztą, nie oszukujmy się. Kręciłeś z Larą za moimi
plecami.
-Po pierwsze, nie kręciłem z Larą. Po drugie, błagam cię.
Dzień później widziałem cię ściskającą się z Tomasem. Ah. No i z kim teraz
jesteś? Z nim. Więc nie wmawiaj mi teraz, że nic do niego nie czułaś.
-Dobrze. Masz rację. Gratuluję. A ty jesteś z Larą.
-Owszem. Ale zaczęliśmy razem chodzić dopiero jakiś czas po
naszym zerwaniu. Byłem wolny. Mogłem umawiać się z kim chcę. – rozłożyłem ręce
w geście sarkastycznego lamentu.
-Tak. A ja może i czułam coś do Tomasa ale byłam z tobą.
Wybrałam ciebie bo cię kocham! Znaczy kochałam.
-Kłamiesz! Dla ciebie zawsze tylko liczył się ten leszcz! –
popchnąłem ją do ściany i zablokowałem własnym ciałem.
-Puść mnie albo będę krzyczeć!
-Puszczę cię. Ale popatrz mi w oczy i powiedz jeszcze raz, że
mnie kochałaś. Bo nie potrafię uwierzyć, że mnie kochałaś.
-Kochałam. – powiedziała tym razem patrząc w moje oczy. Nie
kłamała. Mówiła prawdę ten jedyny raz. Przez chwilę moją głowę ogarnęła chęć
pocałowania jej. Byliśmy tak blisko. Ale mój mózg od dawna nie działał tak jak
trzeba. Teraz byłem tylko Lary i tylko ona była w moim sercu. A sercu ufałem.
Puściłem ją.
*German*
-Co się dzieje German. Mieliśmy porozmawiać o firmie, a
jesteś przez cały czas jakiś rozkojarzony. – powiedział Justo. Najwyraźniej znowu
się zamyśliłem.
-Przepraszam cię. Mam ostatnio sporo problemów.
-Co ty mi mówisz? German Castillo. Zawsze bezproblemowy ma
jakieś problemy?
-To nie śmieszne.
-Wybacz. Ale chyba sporo się zmieniło podczas mojej
ostatniej podróży.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. Moja córka zajmuje się muzyką,
odnalazły mnie tu babcia i ciotka Violetty. Plus żeby było przyjemniej –
zakochałem się.
-Nie gadaj! Coś czuję, że sprawy z Jade nie poszły tak jak
powinny, w końcu jej tu nie ma.
-Nie. Rozstaliśmy się. Właściwie to przez ciotkę Violetty.
-Co siostra Marii ma wspólnego z twoim związkiem? – zapytał
a ja tylko spojrzałem na niego znacząco. Natomiast on w odpowiedzi zakrztusił
się winem.
-Zakochałeś się w swojej szwagierce?!
-Jak miło, że mnie rozumiesz przyjacielu.
-Przepraszam. Zszokowałeś mnie trochę. I co? Jesteście razem
czy jak?
-Nie. I przez to powstał jeden z tych głównych problemów.
Wybacz, ale nie chcę o tym teraz mówić. Głowa mi już pęka od myślenia. Jeszcze
w dodatku poczucie winy mną szasta. Wypisze sobie chyba na jutro urlop.
-Jaki urlop? German jesteś właścicielem firmy.
-Mówiłem. Mam sporo problemów. To bardziej skomplikowane niż
myślisz. Ale błagam, dosyć o mnie. Jak u ciebie? Bo odnoszę dziwne wrażenie, że
nie jest najlepiej. Zmarniałeś. W dodatku sytuacja twojego biznesu.
-Nie tylko twoje życie jest skomplikowane. Ja… - obok nas
pojawili się Leon i Violetta, a Justo zamilkł.
*Leon*
Kiedy zeszliśmy na dół tata i German wciąż rozmawiali. Już
chyba nie o tych swoich śmiesznych biznesach więc uznałem, że nasza wizyta
zbliża się ku końcowi.
-Ta jak? Idziemy? – poklepałem ojca po plecach.
-Tak. Zbieramy się. – obrałem kurtkę i żegnaliśmy się przy
drzwiach z Germanem.
-Miło było cię znowu zobaczyć. Szkoda tylko, że nie
obgadaliśmy w końcu sprawy przejęcia firmy.
-Obgadamy to przy najbliższej okazji i przekaże się od razu
wszystkie prawa co do przejęcia wszystkich budynków.
-Co? – wtrąciłem. – Sprzedajesz firmę?! – zwróciłem się do
ojca. To był dla mnie szok. Praca zawsze była dla niego priorytetem. Całe życie
pracował na swoje imperium a teraz chce to wszystko rzucić w niepamięć.
-Tak. Właściwie nie całą. Drugą część przejmuje Ortiz. Ale
nieważne. Do następnego razu German. – pożegnał się i poszliśmy do samochodu.
Usiadłem w fotelu próbując zrozumieć. Ale nie było szans żebym to choć trochę
ogarnął.
-Czego nie rozumiesz?
-Dlaczego rezygnujesz z firmy? Przecież to twoje życie.
-Masz rację. To życie które poświęciłem nie temu co trzeba.
Nie bez powodu wróciłem Leon. Mówiłem ci, ze chcę spędzić z wami więcej czasu.
-Dlaczego? – wzruszył ramionami.
-Jak się człowiek starzeje to zaczyna patrzeć z innej
perspektywy. Swoją drogą. Mi się wydaje czy między tobą a Violettą…
-Nie kończ.
-Dobrze, przepraszam. Wiem, że jesteś z Ludmiłą i…
-Tej myśli też nie kończ.
-Nie jesteś już z Ludmiłą Ferro?
-Nie. Już od dawna. A Violetta, cóż… a Violetta też już nie
jest moją dziewczyną.
-Ahh teraz rozumiem. Chodziłeś z nią. Czyli to napięcie w
powietrzu to przez to. Dobrze. Wiedz opowiedz mi. Jakie jeszcze podboje sercowe
mnie ominęły?
-Więc… jestem teraz w związku. Z Larą. To dziewczyna którą
poznałem w Studio. Pomaga mi też na torze.
-Kochasz ją? – zapytał. Nie oczekiwałem tego. W sumie w
ogóle nie oczekiwałem, że będzie go to interesować. Ale mojej odpowiedzi byłem
pewny. Upewniłem się co do tego dziś.
-Tak. Najbardziej na świecie.
-Cieszę się. Bądź dla niej dobry. Kobieta to najpiękniejsze
co w życiu mężczyzny może się przytrafić. – powiedział po czym uruchomił
silnik. Ja już nic nie odpowiedziałem. Ta rozmowa i tak była dziwnie długa i…
ogólnie dziwna. Jedyne co mnie zastanawia to dlaczego zmienił temat? Myślał, że
się nie zorientuję, ale on coś ukrywał. Nie wiedziałem jeszcze co, ale na sto
procent coś ukrywał.
_______________________________________________________
Jeśli jesteś fanem Leonetty i to czytasz - wiedz, że Cie przepraszam. Chyba lubię się bawić uczuciami ludzi XD Ale luzik arbuzik, to nie koniec.
Mam nadzieję, że wszyscy aktywnie, bezpiecznie i wesoło spędzacie wakacje. Jesteśmy juz w połowie. Zbyt szybko to leci, nie uważacie? Kożystajcie z tego czasu który pozostał w stu procentach bo później znowu czeka 10 miesięcy zgrzytania zębami (a mnie w szczególności bo czeka na mnie 3 klasa gimnazjum co wiąże się z testami gimnazjalnymi).
All the love /Pala
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz