niedziela, 11 maja 2014

Opowiadanie cz.44


*Violetta*

Następnego dnia w Studio popadłam w lekką panikę. Zgodziłam się iść z Tomasem na bal szkolny. Sam na sam? To jest to czego chcę uniknąć. Jeszcze przed pierwszą lekcją postanowiłam zapytać przyjaciół czy z nami pójdą. Pierwszą osobą jaką spotkałam po wejściu do szkoły był Maxi. Wyglądał jednak jakoś dziwnie. Miał na sobie grubą bluzę co było dziwne przy temperaturze panującej na zewnątrz. Na jego głowie zwykle widniała czapka z daszkiem lecz dziś był to… kapelusz kowbojski. Chłopaki przechodził przez korytarz jakby czegoś się bał. Rozglądał się na wszystkie strony z miną poważniejszą niż Gregorio.
-Wszystko w porządku Maxi? – Zapytałam. Przyjaciel jednak tak się przestraszył, że aż podskoczył.
-Tak, tak. Wszystko w jak najlepszym porządku. Co by miało się stać… A czemu pytasz?
-Zachowujesz się jakoś dziwnie ale skoro twierdzisz, że wszystko w porządku to okey.
-Jeszcze coś? – Maxi wydawał się strasznie niecierpliwy. To było trochę dziwne.
-Właściwie to tak. Bo wiesz… ja i Tomas chcemy iść na bal tak w grupie przyjaciół i w ogóle. No i czy mógłbyś iść z nami?
-Fajnie by było ale sroki. Idę na bal z Laurunią…
-Jaką Laurunią? – Temat tajemniczej dziewczyny mnie zaciekawił. Czym bardziej dlatego, że odkąd chodzę do Studia nigdy nie widziałam go z żadną dziewczyną.
-Ciiiicho! – Uciszył mnie. – Chcesz, żeby Andres usłyszał?
-Nie do końca rozumiem o co chodzi…
-Tak więc… - Maxi zaczął tłumaczyć o co chodzi z Laurą i Andresem lecz ja nie słyszałam, ponieważ w tym momencie do szkoły wszedł Tomas. Nie chciałam żeby zobaczył czy usłyszał o czym rozmawiam z Maxim bo nie chciałam żeby poczuł się urażony z tego powodu, że już szukam ludzi do grupy na bal. Złapałam rapera na stanowczo za grubą bluzę i pociągnęłam do szatni.
-Vilu co ty wyprawiasz?! – Zapytał oburzony.
-Cisza. Chcesz żeby Andres cię usłyszał? – Nadal nie wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi lecz podziałało, ponieważ Maxi stanowczo się przeraził. Lekko wychylił głowę za drzwi aby zbadać korytarz.
-Ale Andresa tu nie ma.
-Nieważne. To idziesz z nami czy nie?
-Cały czas mówię, że nie… - Spojrzał na mnie z politowaniem i pretensją w oczach.
-Błagam. To ważne. – Próbowałam jeszcze jakoś przekonać przyjaciela.
-Albo mi się wydaje albo ty nie chcesz zostać sama z Tomasem. – Maximiliano bezbłędnie odczytał moje obawy.
-Nie… to znaczy tak… ale… dobra nieważne. Wybacz, że zawracałam ci głowę. – Powiedziałam po czym ukradkiem przemknęłam do klasy os śpiewu gdzie zastałam Camilę razem z DJ’em. Z tego co wczoraj mówiła mi przyjaciółka to są od niedawna razem.
-Cześć. – Przywitałam się. – Mam jedno krótkie pytanie. Czy moglibyście iść ze mną i Tomasem na bal?
-No jasne. Możemy iść jako dwie pary! – Powiedziała zrozentuzjowana Cami.
-Nie, nie i jeszcze raz nie. Chodzi mi o to żeby iść jako grupa. Rozumiesz?
-Taak rozumie ale w takim razem odpadamy. Ja i Dj idziemy we dwójkę.
-Serio idziemy? – DJ dziwnie zareagował.
-Dobra nieważne. Idę jeszcze zapytać Fran. Do zobaczenia później. – Powiedziałam i wyszłam na hol w poszukiwaniu kruczowłosej Włoszki. Po chwili ujrzałam ją na schodach i podbiegłam starając nie zwracać na siebie uwagi. Niestety – ona także miała już kim iść. W sumie mogłam się spodziewać. Jest z Marco już sporo czasu. Moim ostatnim celem był Federico. Ruszyłam w celu poszukiwania drugiego Włocha w tej szkole. Z głowo spuszczoną w duł aby zakryć twarz przed Tomasem. Idąc ponownie przez hol uderzyłam jednak w klatkę piersiową jakiegoś chłopaka. Szybko się uniosłam i zaczęłam przepraszać. Na moje nieszczęście okazało się, że była to osoba której właśnie unikałam – Tomas.
-Albo mi się wydaje albo ty mnie unikasz. – Czy ja naprawdę jestem aż tak przewidywalna? Jakimś cudem zauważył moją niechęć do spotkania z nim lecz wolałam zaprzeczyć aby nie zranić jego uczuć.
-Nie no skąd…
-Coś nie chce mi się wierzyć ale skoro tak mówisz to ci wierzę. Teraz wybacz ale obiecałem Beto, że nastroję gitary przed lekcją a już się spóźniłem.
-Nie ma sprawy. Idź. – Tomas ucałował lekko mój policzek przez co wyglądałam jak burak i odszedł w kierunku sali od muzyki. Czy on naprawdę musi być tak uroczy?

*German*

Następnego dnia już z rana zacząłem wcielać w życie swój plan. Zaraz po tym jak Violetta i Federico wyszli do Studia poszedłem do sklepu z przebraniami. Były stroje klaunów, wampirów, zombie, spidermana i tym podobnych lecz to nie było to czego szukałem. Po zażartych poszukiwaniach znalazłem luźne dżinsy, w miarę obcisły podkoszulek, skurzaną kamizelkę, dziwną czapkę tak zwaną „żulówkę” do tego perukę i sztuczne wąsy. Reasumując – kompletnie nie mój styl. Kiedy to przymierzyłem poczułem się jak w obcym ciele. Było mi niekomfortowo ale na szczęście kompletnie nie było widać, że to ja. Co więcej wyglądałem trochę jak
Jonny Deep. Swoje normalne ubrania schowałem do sporego brązowego plecaka który założyłem na plecy. Tak właśnie odziany udałem się do Studia 21. Już przed wejściem do szkoły zauważyłem pełno młodzieży. W tym większość chłopców. I, że moja córka się tu uczy?! To niebezpieczne… Już po wejściu do budynku zacząłem się gubić. Było tam pełno drzwi. W końcu natrafiłem do pokoju nauczycielskiego gdzie niestety nie zastałem właściciela Studia lecz dwie kobiety. Jedna z nich była w miarę wysoka, a jej włosy były spięte w kok. Nie widziałem jej nigdy wcześniej ale druga osoba była mi bardzo dobrze znana… Angie.
-Mogę w czymś pomóc? – Zapytała anielskim głosem. Byłem jakby zahipnotyzowany. Mógłbym jej słuchać dniem i nocą. – Halo! Słyszy mnie pan? – Powiedziała wyrywając mnie z myśli.
-T tak. Oczywiście. Szukam pana Antonio. Właściciela tej szkoły. Wiedzą panie gdzie mogę go znaleźć?
-Powinien być w pokoju naprzeciwko. – Odparła tym razem druga postać. Zacząłem czuć się niepewnie więc szybko postanowiłem się wycofać.
-Dziękuję. – Powiedziałem krótko i wyszedłem. Tak jak powiedziała tamta kobieta udałem się do pokoju naprzeciwko. Zapukałem i po usłyszeniu lekko zachrypniętego „proszę” wszedłem. W gabinecie ujrzałem osobą do której nie pałałem zbytnim uwielbieniem. Chcąc mieć to za sobą wydusiłem…
-Dzień dobry. Nazywałm się… Jeremias Castelli.  Ja w sprawie pracy. Chciałbym ubiegać się o stanowisko pianisty.
-Ma pan jakieś doświadczenie? – Trawił w czuły punkt. Nie miałem żadnego doświadczenia jednak było to dla mnie ważne i postanowiłem skłamać… znowu.
-T tak. Jestem absolwentem szkoły muzycznej w… Cordobie. Tak uczyłem się w Cordobie i grałem w tamtejszej operze. – Mówiłem właściwie pierwsze co przyszło mi do głowy. Nie było to jakieś sensowne ale i nie najgorsze.
-Dobrze. Ale jest pan świadomy, że nie jest to stała posada lecz zastępstwo na kilka tygodni?
-Tak oczywiście. Wszystko mi powiedzieli w zakładzie pracy.
-Świetnie. Tak więc ma pan tą pracę. Zaczyna pan od jutra.
-Dziękuję. – Uśmiechnąłem się i uścisnąłem dłoń Antonio po czym pożegnałem się i wyszedłem.

*Angie*

Siedziałam w pokoju nauczycielskim razem z Jackie ponieważ miałyśmy okienko. Ona uzupełniała coś w dzienniku a ja stałam oparta o blat popijając kawę. Czasami wymieniałyśmy słówko choć brzmiało to jakby sztywnie ale w przeciwności do naszych rozmów z przeszłości to całkiem normalnie. Wcześniej chyba źle ją oceniałam. W pewnym momencie do pomieszczenia wpadł wysoki, umięśniony mężczyzna. Wyglądał na jakby przestraszonego na nasz widok.
-Mogę w czymś pomóc? – Zapytałam nieznajomego. Zdawał się on jednak być jakiś nieobecny. Przez kilka sekund nie odpowiadał więc pomachałam mu dłonią przed oczami lecz ze stosownej odległości. - Halo! Słyszy mnie pan?
-T tak. Oczywiście. Szukam pana Antonio. Właściciela tej szkoły. Wiedzą panie gdzie mogę go znaleźć? – Podczas mówienia lekko się jąkał. Albo naprawdę był jakiś zestresowany albo mega nieśmiały.
-Powinien być w pokoju naprzeciwko. – Powiedziała Jackie po czym mężczyzna podziękował i wyszedł w poszukiwaniu Antonio. Mimo tego, że widziałam go przez zaledwie pół minuty kogoś mi przypomina lecz za diabła nie mogłam sobie przypomnieć kogo. Ta postawa, rysy twarzy, a nawet trochę znajomy głos. Czułam jakbym go już znała. Przeniosłam wzrok z drzwi którymi wyszedł tajemniczy człowiek na Jackie. Dziwnie się na mnie patrzyła.
-Mam coś na twarzy? – Spytałam.
-Nie, skądże…
-To czemu tak dziwnie się na mnie patrzysz?
-Podoba ci się, prawda?
-Co mi się podoba? Chyba nie rozumiem…
-No ten typek. Tak na niego patrzyłaś, że chyba odpłynęłaś do innego świata.
-Co ty wygadujesz? Nawet go nie znam. Po prostu kogoś mi przypomina i tyle. – Zaczęłam się bronić. To co mówiła nie miało najmniejszego sensu.
-A kogo takiego? – Natrętnie dalej zadawała pytania.
-Nieważne.
-Ja wolisz. – Zaśmiała się i wróciła to swoich zajęć. Skąd wpadł jej go głowy taki pomysł? Nie wiem. Nie wiem też skąd znam tamtego człowieka. Ale cóż. Najwyraźniej wiedza na ten temat nie jest mi pisana.
____________________________________________________
Nieważne ile czasu to pisałam. Ważne, że jest XD A tak wg. to pamiętacie jeszcze odcinek w którym Maxi ukrywał się przed "Endrju" ? XD No po prostu kamuflaż nie do rozpoznania :P  
No i ja jak to ja. Skoro nie robie Germangie to robie Jermangie. Czemu nie? Wkońcu czyta się tak samo XD 
Do następnego rozdziału ziemniaki! :D Chau, chau <3

2 komentarze: