piątek, 25 kwietnia 2014

Opowiadanie cz.43


*Violetta*

Następnego dnia w Studiu z samego rana poproszono nas o zebranie się w dużej sali. Nauczyciele zawsze to robią kiedy chcą nam powiedzieć coś ważnego. Moja ciekawość sięgała wszelkich granic. Ledwo wróciłam z Włoszech i już jakaś niespodzianka. Kiedy razem z Federico mieliśmy już wchodzić do sporego pomieszczenie wypełnionego po brzegi moimi rówieśnikami zatrzymał nas Tomas.
-Hej. Co tam?
-Cześć Tomas. To jest Federico.
-Tak wiem. Przecież rozmawialiśmy na czacie.
-A no też racja. Kompletnie zapomniałam.
-Siema! – Uśmiechnął się Federico i podał Tomasowi rękę. Hiszpan uczynił to samo. Sama nie wiem czemu ale bałam się, że będzie między nimi jakieś napięcie. Na szczęście z tego co widziałam wszystko było w najlepszym porządku.
-Violetta możemy zostać sami? – Zapytał mój przyjaciel. -  Bez obrazy Fede ale to ważne.
-Tak jasne. Ja już pójdę na sale. – Powiedział po czym słowa ciałem się stały.
-O co chodzi Tomas?
-Chciałem zapytać co tam u ciebie i jak było we Włoszech.
-Mówiłeś, że to coś ważnego…
-Dla mnie to jest ważne. Tak dawne z tobą nie rozmawiałem. Brakuje mi cie. – Zwykłe trzy zdania a potrafiły wywołać mój uśmiech. To nieprawdopodobne jak Tomas potrafi na mnie zadziałać nawet nie przekraczając pewnych granic. Moje ciało przeszedł dreszcz. Stałam w bezruchu. Jedyne co dałam rade zrobić to uśmiechnąć się. Niebieskooki odwzajemnił mój skromny gest. Nagle przerwał nam Pablo.
-Dzieciaki co wy robicie na korytarzu? Migiem do sali. – Zganił nas dyrektor. Mimo iż nie miałam większej ochoty ruszać się miejsca posłuchałam nauczyciela i razem z Tomasem poszłam do sali. Tuż za nami weszła cała rada pedagogiczna. Spokojnie stanęliśmy z tyłu i słuchaliśmy.
-Zebraliśmy się tutaj aby przekazać wam ważną informację. – Zaczął Pablo. – Wiszę na waszych twarzach zaniepokojenie więc na wstępie powiem, że to nic złego a wręcz przeciwnie. Powinno was to nawet ucieszyć. Otóż za kilka dni organizujemy bal który odbędzie się w Studiu. – dalsza mowa Pablo nie była jednak wskazana bo wszyscy nagle zaczęli mówić i cieszyć się. Mi też w sumie się spodobało. Tylko, że… nie miałam z kim iść. – Dobra dzieciaki, cisza! Więcej dowiecie się w najbliższym czasie. Teraz możecie wrócić na przerwę. – Razem z Tomasem poszliśmy na korytarz. W końcu chciał pogadać.
-Tak więc wracając do naszej rozmowy, co chciałbyś wiedzieć?
-Chciałbym wiedzieć czy pójdziesz ze mną na bal?
-Ymm... Tomas gadaliśmy o tym…
-Ale nie jako para. Mówię żebyśmy poszli jako przyjaciele. Przecież może z nami iść też Federico i inni. No sama rozumiesz…
-A tak. Niech będzie.
-Dobra. Ja idę na lekcje tańca. Gregorio ostatnio jest bardziej nerwowy niż zwykle. – Po tych słowach oddalił się w stronę szatni. Ja natomiast złapałam Federico.
-Hej, gdzie tak pędzisz?
-Wybacz nie mogę teraz gadać. Muszę znaleźć profesora Roberto.
-Kogo?
-No Roberto Benvenuto. Uczy tu muzyki przecież…
-A! Mówisz o Beto! Trzeba było tak od razu. No cześć. – Podczas moich ostatnich słów zadzwonił dzwonek więc poszłam na lekcję śpiewu. Wczoraj jej nie miałam więc nie widziałam się z Angie. Tak dawno jej nie wiedziałam. Ze wszystkich właśnie jej najbardziej mi brakowało. Kiedy weszłam do klasy jeszcze jej nie było. Przyszła po około trzech minutach.
-Dzień Dobry moi drodzy. Zaczynamy od… Violetta?! – Angie popatrzyła na mnie jak na ducha. Przy okazji wszyscy inni na mnie spojrzeli.
-Yyy… cześć? – Odparłam lekko zawstydzona. Dziwnie się czułam mając na sobie kilkadziesiąt oczu. Sekretnie dałem znak Angie żeby kontynuowała lekcje. Najwyraźniej mnie zrozumiała.
-T tak… Zacznijmy od emisji głosu. Raz, dwa, trzy i… - Reszta lekcji minęła klasycznie. Po zakończeniu gdy wszyscy wyszli z klasy Angie podeszła i przytuliła mnie.
-Nie tak mocno bo mnie udusisz. – Powiedziałam.
-Ale się stęskniłam. Ale Violetta co ty tu robisz? Uciekłaś z domu?
-Skądże.
-Dobra nieważne. Znaczy ważne! Jak ty się tu znalazłaś? No i jak było we Włoszech? Kiedy wróciłaś? I…
-Angie stop! Zaczynasz gadać jak Olga. Teraz muszę iść na lekcje. Przyjdź do mnie po południu to pogadamy.
-Dorze. Ale choć tu do mnie noo.. – Ciocia ponownie  mnie przytuliła. Później poszłam na lekcje z Gregorio.

*Ludmiła*

Ależ ta Angie mnie wnerwia! Kazała mi wykonywać nowe zadanie z tymi nieudacznikami Maxim i Hollywood’em. Co to niby ma być? Ja jestem supernową. Nie ma opcji żeby to się udało. Oni to wszystko na bank zawalą.  Przynajmniej nie muszę pracować z tą całą Violcią.  Ledwo wróciła z jakiejś tam wycieczki i już wielkie zebranie wokół niej. Korciło mnie żeby tam iść i wygłosić jej mowę na temat tego, że gwiazdą jestem tu ja i zbiorowiska mogą się tylko ustawiać wokół mnie ale tym razem odpuściłam. Jeszcze ktoś by pomyślał, że należę to tego tłumu. No by była siara na maxa. No ale darling ja przecież totalnie się wyróżniam. Te plebsy do stóp mi nie sięgają. Przecież jestem wysoka no halooo! Chociaż to, że są zaledwie marginesami społeczeństwa nie wyklucza ich od punktualności. Czekam na Maxiego i Hollywood’a w sali od muzyki już dobre piętnaście minut. W końcu podeszłam do keyboardu na którym leżała moja komórka i wykręciłam numer do Maxiego. Tak jak się spodziewałam nie odbierał.
-Cóż za niekompetentni ludzie. Jak ja mam z nimi pracować?! – W tym momencie poczułam dotyk na swoich plecach. Ktoś delikatnie dźgnął mnie palcem. Gwałtownie się odwróciłam i zaczęłam krzyczeć na moich wspólników. – No w końcu jesteście ileż można czekać?! -  Przed moim obliczem nie stała jednak dwójka nieudaczników ale wysoki chłopak i wysoko postawionymi włosami. Miał duże, brązowe oczy. Szybko w nich utonęłam.
-Halo? Słuchasz mnie?
-Przepraszam, zamyśliłam się.
-Pytałem czy wiesz gdzie znajdę profesora Roberto?
-T tak. Chyba jest w pokoju nauczycielskim.
-Dzięki. Cześć. – Przystojny chłopak mrugnął do mnie i szybko się oddalił. Dopiero po chwili się ocknęłam. Wybiegłam z sali krzycząc…
-Zaczekaj! Jak masz na imię? – Jednak nie zdążyłam go złapać. Korytarz był zupełnie pusty. Pusty ale do czasu. Zaledwie dwie sekundy później pojawiła się tam dwójka spóźnialskich.
-O Ludmiła jeszcze jesteś. Sorki za spóźnienie coś nam wypadło… – momentalnie się ocknęłam.
-COŚ wam wypadło tak? Nie ma nic ważniejszego ode mnie! Już na próbę. Ja nie mam całego dnia. – Chłopaki na moje polecenie weszli do klasy. Zaczęliśmy od wyboru piosenki jednak nie wiem do końca jaką wybraliśmy.  Kompletnie nie mogłam się skupić. Cały czas myślałam o tajemniczym chłopaku. Czułam jakbym już nigdy w życiu nie miała go spotkać. 

*German*

Nie mogę jeść ani spać. Czemu byłem tak ślepy? Może po prostu nie chciałem zobaczyć niektórych rzeczy. Z Violettą już jest wszystko dobrze ale czuję się winny. I Angie… po przemyśleniach już sam nie wiem kto zawinił. Była tu i ukrywała przede mną, że jest siostrą mojej zmarłej żony. Pozwoliła na to, żebym się w niej zakochał. Ale… przecież ona nie miała wpływu na moje uczucia. W pewnym sensie to, że nie powiedziała mi prawdy to też jest moja wina. Gdyby nie to, że byłem takim idiotą to by tak nie wyszło. Wiedziała jaki jestem. Dlatego nic nie powiedziała. Będąc we Włoszech nie miałem czasu, żeby choćby spokojnie coś zjeść a co dopiero myśleć o czymkolwiek. Kiedy wróciłem do Argentyny wszystko dało siewe znaki w mojej głowie. Tak naprawdę to trochę tęskniłem za Angie. Kogo ja próbuję oszukać… tęsknię jak szalony! Tęsknie za jej ciepłym spojrzeniem, zapachem, dotykiem ust, pięknymi zielonymi oczami. Ale… Niestety jak zwykle jest jakieś „ale”. Ona mnie teraz nienawidzi. Na pewno musi być jakiś sposób żeby znowu się do niej zbliżyć…
-Panie German. Obiad na stole. – Do mojego Gabinetu weszła Olga.
-Tak już idę. – Odrzekłem po czym poszedłem do jadalni. Na stole jak zwykle leżało mnóstwo specjałów. Pachniało znakomicie ale nadal nie miałem apetytu.
-Tato czemu nic nie jesz? – Spytała Violetta.
-Nie jestem głodny.
-Proszę pana. Wróciliście trzy dni temu i od tamtej pory nic pan nie jadł. Nie ma opcji, żeby był pan teraz najedzony. Pewnie nafaszerowali Pana w tych Włoszech czymś lepszym i teraz nie chce pan jeść moich obiadów. Dobrze mówię? Jak tam sobie pan chce. Ja nie muszę gotować bo po co…
-Olgo to nie tak. Po prostu nie mam apetytu. Wszystko jest pyszne ale…
-Skąd może pan wiedzieć, ż jest pyszne skoro pan nie je?
-Olgo daj spokój. Pan German najwyraźniej ma swoje powody. – W mojej obronie stanął Ramallo. Prawdopodobnie wyczuł moją sytuację.
-Swoje powody tak? To pewnie te o których wcześniej powiedziałam. Ja widziałam, że tak będzie. Wiedziałam!
-Przepraszam. Nie chcę pani przerywać opowiadania tych bzdur ale lepiej pójdę się przejść. – Powiedziałem i wyszedłem z domu. Nie miałem humoru na wysłuchiwanie jej lamentowania. Poszedłem do parku. Chodziłem po nim właściwie tak bez celu. Myślałem o wszystkim i o niczym. W końcu usiadłem na jednej z ławek. Siedziałem i siedziałem. Mijały sekundy, minuty, a może nawet godziny. Kompletnie straciłem poczucie czasu. Po jakimś czasie na ławce w pobliży usiadły dwie znane mi sylwetki. Jedną osobą był Antonio. Pamiętałem go jak nikogo innego. W dużym stopniu zajmował się karierą Marii. Drugą postacią był ten cały Pablo. Mimo, że między nim a Angie wszystko się skończyło, nadal nie mogę na niego patrzeć. Zainteresowała mnie jednak ich rozmowa.
-Antonio musimy zrekrutować kogoś na miejsce Juana. Bez pianisty część lekcji jest prawie niemożliwa do prowadzenia.
-A co ja mogę Pablo? Zgłoszę do urzędu pracy, że potrzebujemy pianisty na kilkanaście dni i trzeba będzie czekać.
-Nie dałoby się załatwić tego szybciej? Wiesz, że to ważne.
-Tak wiem. Ale cudotwórcą nie jestem. – W tym momencie podszedł do nich nie kto inny jak mój anioł – Angie.
-Cześć. O czym tak konwersujecie?
-O tym, że Juan wyjechał na kilka tygodni i nie mamy pianisty.
-A tak, wiem. Rozmawiałam z nim i mówił mi, że wyjeżdża na kilka dni ale nie myślałam, że aż tak długo. A pianista jest mi potrzebny. Akurat teraz będzie temat w którym bez niego się nie obejdzie. – Kiedy słyszałem wymianę zdań Angeles i Pablo krew zaczęła mi pulsować. Niby była to zwykła służbowa rozmowa jednak nie byłem w stanie znieść ich widoku razem. Wstałem i odszedłem. Na szczęście nikt z nich mnie nie widział. Idąc do domu napadła mnie pewna myśl. W Studiu 21 potrzebują pianisty – ja gram na pianinie – praca w Studio – codzienna możliwość kontaktu z Angie.
-„NIE! German, nie! To nieuczciwe!”. – Pomyślałem po czym wziąłem głęboki wdech i wszedłem do domu. Zastałem tam tylko Olgę.  Gotowała jakieś ciasto.
-Ale pięknie pachnie. – Pochwaliłem gosposię. Wprawdzie była uciążliwa ale ja też ostatnio nie byłem zbyt miły dla niej.
-O nie! Tak to nie będzie!
-O co chodzi?
-Nie chce pan jeść normalnych posiłków ale ciasto by się jadło tak? O nie! Nie ma na to szans. – Odetchnąłem i postawiłem zaledwie dwa kroki w stronę jadalni kiedy… - Chyba, że…
-Tak? – Ton Olgi mnie zaciekawił.
-Chyba, że zje pan ładnie całą kolacje?
-Mówisz do mnie jakbym miał pięć lat.
-Jeśli pan nie zje to ciasta nie będzie. Tyle w temacie. – Odrzekła dosyć groźnie.
-A gdzie reszta?
-Violetta u siebie, a Ramallo jest w pańskim gabinecie. – W tym momencie usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Pomyślałem, że to Violetta gdzieś wychodzi, a nie wypadało bo robiło się późno więc wparowałem do salonu aby ją powstrzymać lecz zastałem tam…
-Angie? Co ty tu robisz? – Kompletnie się nie spodziewałem, że to może być ona.
-Spokojnie, nie przyszłam zawracać ci głowy. Violetta chciała żebym do niej na chwilę przyszła. Nie przeszkadzaj sobie. – Powiedziała po czym poszła schodami no pokoju Violetty. Kiedy do mnie mówiła mnie mogłem się ruszyć ani powiedzieć czegokolwiek. Mówiąc wprost, zamurowało mnie. Ale wiedziałem jedno  - nie wytrzymam długo bez niej.

*Angie*

Po tym jak spotkałam Antonia i Pabla w parku poszłam do Violetty. Strasznie mnie zdziwiło, że była w Studiu. Oczywiście cieszyło mnie to ale… jak? Drzwi do domu Castillo były otwarte więc weszłam. Ledwo zdążyłam je zamknąć a w salonie pojawiła się osoba której najbardziej nie chciałam tutaj spotkać. Był to German.
-Angie? Co ty tu robisz? – Jego głos wzbudził u mnie mieszankę uczuć.
-Spokojnie, nie przyszłam zawracać ci głowy. Violetta chciała żebym do niej na chwilę przyszła. Nie przeszkadzaj sobie. – Następnie udałam się do Violetty. Chyba zareagowałam trochę za ostro ale dla niego to i tak bez znaczenia. Dla mnie chyba też. Weszłam do pokoju siostrzenicy.
-Angie, już jesteś! – Ucieszyła się na mój widok. Ja zresztą też.
-No jestem. Więc opowiadaj. Jak było we Włoszech?
-Mówię ci tam jest pięknie. Te budynki, ulice, zabytki i w ogóle. Tego nie da się opisać.
-Dobrze się bawiłaś?
-Jeszcze pytasz? Federico pokazał mi tam tyle pięknych miejsc, byliśmy nawet na siłowni…
-Ty i siłownia? – Trochę mnie to rozśmieszyło. Nie potrafiłam wyobrazić sobie mojej siostrzenicy pakującej na siłce.
-Nie śmiej się. To była męczarnia. I jeszcze był tam taki nieprzyjemny typek. Ale nieważne. I jeszcze byłam z Fede na koncercie Tiziano Ferro czy jakoś tak.
-Nie wiesz kim jest Tiziano Ferro?
-No teraz już wiem. Ale wcześniej nie do końca.
-Wychodzi na to, że muszę cię też nauczyć ze znajomości artystów…
-Angie… a ty będziesz mnie jeszcze uczyć prawda? – Kompletnie nie spodziewałam się tego pytania. Nie chciałam smucić Violetty ale nie miałam ochoty na okłamywanie jej. Zresztą i tak byłoby to bez sensu.
-Violu… wiesz… ja nie mam na to wpływu. Twój tata ehh…
-Dlaczego się nie pogodzicie? – Rozmowa o swoich relacjach z germanem była mi w tamtym momencie najmniej potrzebna. Szybko zmieniłam temat.
-A tak właściwie to dalej nie wiem jakim cudem znalazłaś się w Studiu.
-A tak właśnie. No normalnie mi nie uwierzysz! Tata mi pozwolił dalej się tam uczyć!
-Wkręcasz mnie…
-Tak sądzisz? To znajdź inne wytłumaczenie. Mówię prawdę. – Nie mogłam w to uwierzyć. To było coś co wychodziło poza granice mojej wyobraźni.
-Ale naprawdę?
-No Angie. Przecież cały czas mówię, że tak. Słuchasz mnie w ogóle?
-Słucham cię przez cały czas. Wybacz, ale muszę już iść. – Pocałowałam nastolatkę w czoło i wyszłam z jej pokoju. To całe pozwolenie wydawało mi się dziwne ale z drugiej strony to bardzo się cieszę. Schodząc na dół ponownie natknęłam się na Germana. Nie chciałam z nim rozmawiać ale kiedy wychodziłam z domu coś nie dało mi iść dalej. Odwróciłam się i powiedziałam…
-German… dziękuję.
-Za co?
-Za to, że pozwoliłeś Violetcie chodzić do Studia. Cześć. – Pożegnałam się i wyszłam. Może mówiłam zbyt chłodno? Zresztą nie powinno mnie to obchodzić. Nasza relacja to tylko szwagier – szwagierka. Zdążyłam już o nim zapomnieć jako o kimś bliższym…
_________________________________________________________
No to tak troszeczkę Tomasetty, deczko Fedemiły i na koniec szczypta Germangie... a może i nie? :o
Angie bezduszna bardzo ;-; 
A tak wg. to strasznie trudno pisało mi się ten rozdział. Czemu? Otóż po pierwsze nie potrawię wcielić się w Ludmi xd Ona ma taki tok myślenia którego ja nie ogarniam. Reszta też jakoś trudno mi przyszła ale dałam radę :D
I jestem zawiedziona bo nikt nie komentuje :c A może po prostu nikt nie czyta i pisze sobie teraz do ściany? Wszystko możliwe :/ #załamka
Ale jeśli jednak jest tu jakiś ludek to hasta la proxima :) /Pala

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz