niedziela, 30 marca 2014

Opowiadanie cz.40


*Andres*

No i koniec. Pokazałem Livi każde miejsce w Buenos Aires które znam. Trochę boję się tego, że nasza znajomość się skończy, ale mam nadzieję, że tak się nie stanie. Chyba zaprzyjaźniliśmy się. Po ostatnim zwiedzaniu udaliśmy się na lody. Obydwoje lubimy truskawkowe. Poszliśmy usiąść na trawniku razem z chłopakami. Nie myślałem jednak, że usłyszę wtedy coś takiego z ust Maxiego.
-Laurunia jest taka śliczna, mądra i słodka…
-Laurunia?! – wybuchłem. Jak ten fagas mógł dobierać się do mojej siostrzyczki? Mój przyjaciel… a raczej już były przyjaciel. Kiedy mnie zobaczył przestraszył się i zaczął uciekać. I słusznie. Nie zwlekając wstałem i zacząłem go gonić. Może i Maxi dobrze tańczy ale biega tymi krótkimi nóżkami wolniej niż ja. Kiedy go dogoniłem rzuciłem lodem w jego twarz i powiedziałem…
-Jutro przyjdziesz na ring i załatwimy to jak mężczyźni. – Maximiano tylko przełknął ślinę, a ja odszedłem. Teraz dam mu spokój, ale jeśli jutro nie przyjdzie to nie skończy się to kolorowo.
Następnego dnia rano udałem się na siłownię, aby trochę potrenować. Dam Maxusiowi taki wycisk, że następnym razem pomyśli zanim znowu zbliży się do mojej siostry. Po południu przyszedłem na ring, a Maxiego jeszcze nie było. Już miałem się zbierać kiedy łaskawie się pojawił. Cały czas próbował się wymigać, ale ja już znam takich jak on. Stanęliśmy do walki. Tuż przed gwizdkiem sygnalizującym start zauważyłem, że obserwowała nas Livi. Walka się zaczęła…

*Livi*

Trochę bałam się o Maxiego więc postanowiłam iść tam dopingować go. Kiedy weszłam akurat zaczynali walkę. W sumie Maxi nieźle sobie radził… cały czas usiekając. Andres bezustannie próbował trafić z całej siły. Nie rozumiałam go. Ok. jest zazdrosny o dziewczynę, no ale bez przesady. Żeby aż chcieć zabić przyjaciela? W końcu nie wytrzymałam i zapytałam Andresa…
-Po co ty to właściwie robisz?
-Co? – zapytał Andres nadaj będąc w walce.
-Po co to wszystko robisz? Żadna dziewczyna nie jest warta kłótni z przyjacielem.
-Laura tak. Laura jest najważniejsza.
-Ok, fajnie, że walczysz o swoją dziewczynę, ale czemu aż tak dosłownie?
-Moją dziewczynę?! – Andres dziwnie na mnie spojrzał. W tym samym czasie Maxi wziął rozpęd i uderzył w Andresa przez co obydwoje się przewrócili.
-Chłopaki nic wam nie jest?
-Mi nie. Maxiemu chyba też nic ale zaraz mu będzie jak nogi mu z dupy powyrywam! – Maxi wstał szybciej niż kiedykolwiek i w przeciągu dwóch sekund „zniknął” z pomieszczenia. Andres spokojnie wstał i oparł się o bandę ze zmęczenia.
-Livi o czym ty mówiłaś? Ja przecież nie mam dziewczyny.
-Jak nie? A Laura?
-Laura to moja siostra. – zaśmiał się Andres.
-A tak. To wiele tłumaczy. Ale to dalej nie powód do takiego zachowania.
-Albo mi się wydaje albo ty jesteś zazdrosna.
-Wydaje ci się. Ja? Ja zazdrosna? Nie no co ty. Czemu miałabym być zazdrosna?
-Przecież widzę.
-No co ty gadasz? Przecież my jesteśmy przyjaciółmi. Amigos. Friends forever… - mówiłam sztywno uderzając go w umięśnione ramię.
-Ale zaczekaj chwilę. Przestań mnie bić na moment bo muszę zrobić coś bardzo ważnego. – zaprzestałam patrząc na niego pytająco. Andres zbliżył się do mnie powoli. Położył dłonie na moich biodrach i pocałował mnie. Przyznaję, kiedyś śniła mi się podobna sytuacja ale nie sądziłam, że może stać się realna. A może to mi się śniło? Po chwili Andres puścił mnie. Tak bardzo nie chciałam, żeby to robił.
-Już przestałaś by zazdrosna? – uśmiechnął się do mnie życzliwie.
-Chyba tak. – odparłam śmiejąc się. Dyskretnie szczypałam się w nadgarstek aby upewnić się, że to na pewno nie sen. Jednak była to rzeczywistość. Nie mogłam uwierzyć w to, że ten sam niezdarny Andres którego pierwszy raz zobaczyłam w Studiu przed chwilą mnie pocałował.

*Federico*

Po tym jak mama zgodziła się na mój wyjazd do Buenos Aires nie mogłem zasnąć w nocy. Nie z powodu niepokoju, a z podekscytowania. Będę chodzić do prestiżowej szkoły muzycznej. Wiedziałem, że jestem bardzo dobry ale nie, że aż tak. Na pewno będę gwiazdą. Rano miałem tak dobry humor, że bez przerwy kogoś przytulałem. To idiotyczne ale nie da się wyrazić radości która mną kierowała. W szkole podszedł do mnie Luigi. Nawet to mi nie zepsuło humoru. Z resztą za kilka dni będę daleko stąd i nie będę więcej musiał na niego patrzeć.
-Czego chcesz Luigi?
-Luzik stary. Zajmę ci tylko minutkę. Skołowałem dwa bilety na koncert Tiziano Ferro dziś wieczorem. Nie mogę iść więć proszę bardzo daje ci te bilety. Możesz sobie iść z tą swoją laską z Argentyny…
-Z kim przepraszam?
-Z Violettą, sorry…
-Czemu dajesz mi te bilety?
-Może nie jestem taki straszny jak ci się wydaje? Z resztą i tak jestem ci to winien. Narka.
-Luigi! Dzięki… - chyba rzeczywiście trochę się pomyliłem co do mojego znajomego. Chociaż nadal mi się wydawało, że to podejrzane. Moje wszystkie podejrzenia znikły kiedy spojrzałem na bilet. To przecież TIZIANO FERRO! Właśnie jego piosenkę śpiewałem w video na konkurs Studio21. To najlepsze co mogło się dzisiaj zdarzyć. Nie zważając na to, że mam jeszcze jedną lekcję, pobiegłem do domu. Przy wejściu zatrzymał mnie German.
-Federico słyszałem, że jutro jedziesz z nami do Buenos Aires.
-Tak to prawda. Ale to już jutro?
-Tak.
-A dobrze. Wybacz śpieszę się. – szybkim krokiem poszedłem do Violetty.
-Viola! Mam świetną wiadomość!
-Co się stało?
-Mam bilety na dzisiejszy koncert!
-A kogo?
-Ok, tylko nie oszalej ze szczęścia. – byłem strasznie zrozentuzjowany.
-No mówże…
-Tiziano Ferro!!! – Violetta popatrzyła na mnie pytająco. – Nie gadaj, że nie wiesz kto to…
-No właśnie niekoniecznie. – po chwili milczenia Violetta wybuchła nieopanowanym śmiechem.
-Z czego się tak śmiejesz?
-A czy ten Tiziano jest divą?
-O czym ty do licha gadasz?
-Hahaha nie nic. On po prostu ma na nazwisko tak samo jak Ludmiła. – mówiła nadaj śmiejąc się.
-Kim jest Ludmiła?
-Uczy się w Studio. Zresztą nieważne. Opowiem ci innym razem. Chociaż… i tak w końcu ją poznasz.
-Aha… no to idziemy na ten koncert czy nie?
-Tak tylko zapytam tatę. – zeszliśmy na parter aby pogadać z germanem. Byłem święcie przekonany, że od razu się zgodzi…
-Tato możemy iść wieczorem na koncert?
-Nie ma takiej opcji. – zamurowało mnie.
-German proszę. To mój idol, a jutro wyjeżdżamy.
-Federico chyba źle mnie zrozumiałeś. Tobie oczywiście nie mogę zabronić iść ale Violetta nie może.
-Ale tato! – Violetta oburzyła się i wybiegła do swojego pokoju. Było mi jej strasznie szkoda. W dodatku ciekawi mnie czemu German się tak zachowuje. Postanowiłem go zapytać wprost. Wiedziałem, że się zdenerwuje ale musiałem to przeboleć.
-German czemu jej nie pozwolisz?
-To trochę skomplikowane.
-Tutaj nie ma nic skomplikowanego. Wiem, że zabraniasz jej też śpiewać i nie rozumiem sensu tego wszystkiego jeśli to w ogóle ma sens. – German milczał.- Chodzi o twoją żonę Marię prawda? Oczywiście nie musisz mi się tłumaczyć, ale przynajmniej mnie wysłuchaj. Sądzę, że ona chciałaby aby Violetta poszła w jej ślady, a co ważniejsze, żeby była szczęśliwa. Życie przeszłością nie jest dobre.
-Jeśli chodzi ci o ten koncert to idźcie.
-Nie mówię o koncercie. Chcę tylko żebyś wziął do siebie moje słowa. – Zacząłem się oddalać kiedy sobie coś przypomniałem…
-A wracając do tematu koncertu to rozumiem, że pozwolenie jest dalej aktualne.

Kilka godzin później razem z Violettą wyszliśmy z domu na koncert. Było to na drugim końcu miasta więc musieliśmy wezwać taksówkę. Jadąc pokazałem Vilu jeszcze kilka fajnych widoków. Na miejscu koło bramy stało już kilka osób. Byliśmy tam dwie godziny przed czasem więc nic dziwnego, że tak mało. Po godzinie było już znacznie więcej osób. Część próbowała się przepchać ale było to wręcz niemożliwe. Do otwarcia bram zostało 10 minut. Czekało mnóstwo osób. Śpiewaliśmy razem piosenki, krzyczeliśmy „Tiziano!” i zdążyliśmy poznać kilku innych jego fanów. Ludzie z tyłu zaczynali napierać a ja i Violetta staliśmy tuż przy bramie. Szczerze  mówiąc poczułem się jak władca wszechświata. Tyle ludzi a ja – mały Federico stoję na czele. W końcu ochrona otworzyła bramy i nadszedł czas na najtrudniejsze. Trzeba było
biec jak najszybciej na widownie aby być z przodu. Na szczęście wizyty na siłowni opłaciły się i mi i Violetcie. Czułem się jakbym biegł z szybkością światła. Niektórzy ludzie się wywracali a my biegliśmy. I udało się. Byliśmy tuż przy scenie. Zaledwie kilka minut później na scenę wszedł nie kto inny jak Tiziano Ferro! Poczułem w środku wielki stan euforii. Razem z resztą publiczności zacząłem krzyczeć jak szalony. Tiziano zaczął koncert od swojego hitu „La differenza tra me e te”. Violetta szturchnęła mnie ramieniem i ‘wykrzyczała’ mi do ucha:
-Ja znam tą piosenkę! Słyszałam ją kiedyś w radiu ale po hiszpańsku! – w sumie nie dziwiło mnie to. Bo przecież to niemożliwe żeby go nie znać. Wsłuchiwałem się w każde słowo i w każdą nutę śpiewaną przez mojego idola. I to charakterystyczne wysylabowane „me e te”. Tak naprawdę znam tą piosenkę na pamięć a jednak czułem się na tym koncercie jakbym słuchał ją po raz pierwszy. Czemu? Bo słyszę ją na żywo. Człowiek którego podziwiam od wielu lat stoi zaledwie kilka metrów ode mnie. Następnie śpiewał kolejne piosenki w których były też takie single jak „Per dirti ciao” czy „La fine”. Aż w końcu piosenka na którą czekałem od samego początku. Była to piosenka którą śpiewałem w video na konkurs do Studia. Kiedy tylko usłyszałem pierwsze blues’owe bicie „Hai delle isole negli occhi” w środku zrobiło mi się ciepło. Wyrywałem się  jak szaleniec. Aż trochę bałem się, że przyjdzie po mnie ochrona ale nie zaprzestawałem. Śpiewałem razem z nim. W sumie śpiewali wszyscy ale miałem do tej piosenki taki sentyment, że aż chciałem żeby ktoś mnie usłyszał. Żeby Tiziano tam na scenie usłyszał jak bardzo jest dla mnie ważny. I chyba… udało mi się. Pod koniec pierwszej zwrotki zaprzestał śpiewania i uciszył zespół. Podszedł bliżej widowni i zaczął mówić:
-No proszę, proszę. Ktoś tu chyba aż za dobrze zna tekst. – zaśmiał się. – Chodź tu do mnie kolego.
-W sensie, że ja? – serce mi stanęło. Myślałem, że śnie.
-Tak ty. Chodź. – nie zwlekając przeskoczyłem przez barierkę oddzielającą scenę od widowni. Ochroniarze pomogli mi się do niego dostać. Stanąłem na scenie. Zobaczyłem przed sobą setki jeśli nie tysiące ludzi, a tuż obok mnie stał sam Tiziano Ferro. W końcu dotarło do mnie co to za ciepło jest we mnie. To spełnione marzenie. W tym momencie wręcz się paliłem. Tiziano podszedł do mnie i wręczył mi mikrofon.
-Pokaż co potrafisz młody. – mrugnął do mnie i dał znak orkiestrze aby zaczęli grać. Ponownie usłyszałem intro swojej ulubionej piosenki. Dokładnie wiedziałem w którym momencie zacząć. W pierwszych wersach Tiziano przysłuchiwał mi się i zaraz dołączył do mnie. To był już szczyt wszystkiego. Śpiewałem na wielkim koncercie w Rzymie w duecie ze swoim idolem swoją ulubioną piosenkę. Śpiewanie minęło mi szybko jak nigdy. Muzyka ucichła. Usłyszałem wielki aplauz. Byłem na maxa wzruszony.
-Dziękuję bardzo. I powiedz mi jeszcze jak masz na imię.
-Jestem Federico. Federico Pasquarelli. Ruggero Peligrobond xd
-Świetnie. Tak więc Federico. Bardzo ci dziękuję jesteś świetny. Życzę ci szczęścia.
-To ja ci dziękuję. – zdążyłem jeszcze go uścisnąć. Nim się spostrzegłem kazano mi już zejść ze sceny. Ochrona ponownie mi pomogła ale tym razem wrócić na swoje miejsce i w jeszcze jednym, a mianowicie kiedy wróciłem do Violetty stał obok niej nie kto inny jak Luigi. Perfidnie mnie oszukał i pozwolił, żebym myślał, że jest dobry. Idiota ze mnie! Jak ja mogłem mu uwierzyć. To był pewnie tylko pretekst żeby dobrać się do Violetty. Na szczęście w porę dostałem się do nich, a ochroniarze wyprowadzili tego oblecha. Kiedy już zniknął mogliśmy spokojnie znowu się bawić i dać ponieść radosnej atmosferze koncertu.

*Violetta*

Na koncercie było świetnie. Federico chyba aż oszalał. Okazało się, że nawet znam jedną piosenkę tego Tiziano Ferro. Kiedy leciała taka fajna bluesowa piosenka nie wiedzieć czemu ale przestał śpiewać. Nie bardzo wiedziałam o co chodzi kiedy piosenkarz podszedł bliżej widowni i zaczął mówić do Federico.
Mojemu przyjacielowi oczka świeciły się jak lampki. Po tym wnioskuję, że to co mówił do niego Tiziano było raczej dobre bo niestety nie zrozumiałam ani słowa. Po chwili podeszła do nas ochrona przez co się przestraszyłam ale oni tylko pomogli Federico… wyjść na scenę! Wtedy już kompletnie się pogubiłam. Tiziano podał mu mikrofon i zaczęli razem śpiewać. Wtedy nie zwracałam już uwagi na moje obawy. Mój przyjaciel śpiewał na scenie ze swoim idolem i był szczęśliwy a to najważniejsze. Moja radość jednak nie trwała długo ponieważ powtórzyła się historia z siłowni. Kiedy tak szalałam nagle jakiś napalony Włoch znowu złapał mnie za pośladki. Migiem odwróciłam się i spoliczkowałam faceta. Okazało się, że to był ten sam typek co na siłowni. Luigi…
-Historia lubi się powtarzać co? – powiedział tym razem po hiszpańsku.
-Daj mi spokój zboczeńcu!
-Daj mi spokój co? Niekoniecznie rozumiem ale ujmę to jako „kochanie” – mrugnął zawadiacko.
-Samo „daj mi spokój” powinno ci wystarczyć. Denerwujesz mnie.
-Każda tak mówi na początku a i tak w końcu jest moja.
-Jesteś obleśny!
-Dalej nie rozumiem. – śmiał się. – A może wymkniemy się gdzieś razem? Nikt nie zauważy, że nas niema. Chodź kotku.
-Oszalałeś?! Zostaw mnie w spokoju! – na szczęście w tym momencie obok mnie pojawił się Federico wraz z ochroną. Dwójka umięśnionych ochroniarzy wyprowadziła Luigi’ego. I bardzo dobrze. Nie miałam ochoty więcej na niego patrzeć.
-Nic ci nie jest Violetta?
-Nie nic. Podenerwował mnie tylko trochę ale jest okey. – Federico chyba naprawdę się przejął. Może Luigi na serio jest niebezpieczny? Na samą myśl o tym przeleciały mi dreszcze. Co on chciał ze mną zrobić? Na szczęście mam jeszcze trochę zdrowego umysłu. Żeby nie niepokoić Federico starałam się o tym nie myśleć przynajmniej do końca konceru i bawiłam się razem z nim. Było świetnie! Chciałabym jeszcze kiedyś iść na jakiś koncert tylko przydałoby się nie trafić na Luigi.
_______________________________________________________
"Znacie Luigi? Każdy go zna! On zawsze fajne pomysły ma" ♫ xd
Dziwna jestem. Polubiłam postać którą sama stworzyłam XD Tak wiem wy też go kochacie :') hahah xd
Tak więc no. Ostatnio rozdział był jakiś tydzień temu to to teraz długi. Długi jak na moje standardy bo na innych blogach to pewnie jest jak 1/3 ;-; 
Federico spełnił marzenie i śpiewał na koncercie z Tiziano Ferro. Wzruszające :') A tak wg. to nie mam za bardzo pomysłu jak rozwinąć następny rozdział więc też możliwe, że wrzucę dopiero za około tydzień :/ Jak się wyrobię to MOŻE wcześniej ale to wyjdzie w praniu ;) /Pala

sobota, 22 marca 2014

Opowiadanie cz.39


*Federico*

Czwartek. Kolejny zwykły dzień? Tak się zapowiadał. Tym razem Violetta wstała równo ze mną i mogliśmy wszyscy razem zjeść śniadanie. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułem się jak w rodzinie mimo, iż to nie była moja rodzina. Już nie byłem zdenerwowany na mamę. Zawsze po jakimś czasie mi przechodzi. Nie potrafię się na nią długo gniewać. Później wyszedłem do szkoły. Na miejscu od razu udałem się do klasy. Nie miałem ochoty na rozmowę z tym imbecylem Luigi. Mówiłem mu tyle razy żeby odczepił się od Violetty ale on oczywiście nie mógł posłuchać. Jak zawsze musiał postawić na swoim. Jak ja w ogóle mogłem się z nim kumplować? A może rzeczywiście byłem kiedyś taki jak on? Ehh… na samą myśl o tym robi mi się niedobrze. Po lekcjach zauważyłem, że idzie w moją stronę więc ubrałem plecak i jak najszybciej
wyszedłem. Wpadłem do domu jak strzała. Sama myśl o tym knypku mnie denerwowała. Wszedłem do swojego pokoju, rzuciłem plecak do kąta i usiadłem przy biurku opierając głowę na dłoni. Nawet nie zauważyłem kiedy do mojego pokoju weszła Violetta.
-Co się stało Fede?
-Nieważne.
-Jasne, że ważne. To „coś” sprawiło, że jesteś smutny. Powiedz lepiej się poczujesz.
-Tego jest tak dużo, że trudno ogarnąć. Po pierwsze Luigi. Denerwuje mnie jak nigdy. Później mama. Nie jestem już obrażony ale gnębi mnie myśl, że oddalam się od niej.
-A więc to dlatego byłeś ostatnio taki przybity…
-Mniej więcej. Ona nie potrafi zaakceptować moich marzeń. Chociaż w pewnym sensie ją rozumiem.
-A ja nie koniecznie…
-Chciałbym być muzykiem. Chciałbym chodzić do szkoły muzycznej ale mama mówi, że nie mamy na to pieniędzy. Gdybym dostał stypendium wiele by to dało. Wziąłem udział w konkursie do szkoły muzycznej w Buenos Aires. Nie pamiętam nazwy. Wiem, że na końcu było „21” czy coś takiego.
-Studio 21?
-O tak! Dokładnie! Ale był już dosyć dawno i do tej pory nie zadzwonili.
-Nie dziwię się.
-Czy ty coś sugerujesz?
-Nie no gdzież. Po prostu oni zwykle wysyłają maila, a nie dzwonią. – Zrobiłem wielkie oczy i czym prędzej włączyłem laptopa. Zalogowałem się na pocztę i czekało na mnie jakieś 120 nieodebranych wiadomości. Zacząłem gorączkowo je przeszukiwać. Głównie były to reklamy. W końcu ujrzałem mail ze Studia 21. Zamurowało mnie. Bałem się otworzyć. Tam była zawarta informacja mogąca kompletnie zmienić moje życie. W końcu zamknąłem oczy, kliknąłem, a gdy je otworzyłem…
-Przyjęli mnie! Wygrałem! – wykrzyknąłem.
-Gratuluję Federico. – Violetta przytuliła mnie przyjacielsko. W pewnym momencie coś mnie tknęło.
-Violetta skąd ty to wszystko wiedziałaś?
-Czyli co?
-No nazwę tej szkoły i że wysyłają maile…
-Uczę się tam. A raczej uczyłam.
-Jak to uczyłaś. Co się stało?
-Chodziłam tam po kryjomu bo tata zabrania mi zajmować się muzyką. Teraz się o wszystkim dowiedział no i kicha.
-Ale tak nie można. Kto normalny zabrania swoim dzieciom szczęścia?
-To chyba dlatego, że muzyka przypomina mu mamę. – Violetta posmutniała. Wpadłem wtedy na świetny pomysł.
-Pamiętasz jeszcze jak śpiewaliśmy z nią kołysankę?
-Jak bym mogła zapomnieć? – wyciągnąłem zza łóżka moją gitarę. Szybko przypomniałem sobie akordy i tekst. Pamiętałem je ponieważ mam je zapisane na kartce. Dała mi ją Maria kiedy byłem jeszcze małym brzdącem nieumiejącym czytać. Zacząłem grać i śpiewać pierwszą strofę piosenki. Zauważyłem, że zaczyna się uśmiechać. Szybko dołączyła do mnie śpiewając drugą strofę. W końcu zaśpiewaliśmy razem refren…

"Y vuelvo a despertar en mi mundo
siendo lo que soyY no voy a parar ni un segundo
mi destino es hoy...”

-Wow nie wiedziałem, że tak pięknie śpiewasz. – naprawdę byłem pod wrażeniem głosy Violetty. Gdy mieliśmy po pięć lat to było jak bezsensowne piszczenie.
-Dziękuję i nawzajem. – Violetta uśmiechnęła się uroczo.
-Dobrze ja teraz muszę pogadać z mamą. Aktualnie wszystko zależy od tego czy ona pozwoli mi jechać.
Uradowany zbiegłem do salonu gdzie siedziała moja mama. Trochę bałem się powiedzieć jej o moim sukcesie. Bo co jeżeli ona nie pozwoli mi jechać. To przecież, aż w Argentynie! Moje przemyślenia przerwał głos mamy.
-Co cię tak cieszy? – uznałem, że muszę jej to powiedzieć. Przecież nie będę uciekał do Buenos Aires.
-Mamo dostałem się!
-Gdzie?
-Do Studia 21!
Co to? – zapytała z dziwnym wyrazem twarzy.
-Ekskluzywna szkoła muzyczna w Argentynie.
-W Argentynie?!
-Tak, ale błagam cię nie zabraniaj mi.
-Już ci mówiłam co o tym myślę.
-Ale nie trzeba nic płacić. Dostałem stypendium…
-W dodatku mógłby zamieszkać u nas. – wtrąciła Violetta.
-Widzisz mamo> Wszystko jest idealnie. Potrzebna jest tylko twoja zgoda.
-Ehh… - mama zamyśliła się na chwilę. – Dobrze jedź. Widzę, że jesteś już na tyle dorosły, aby sobie poradzić. – Zacząłem cieszyć się jak wariat. Przytuliłem mamę i prawie ze Łazami radości w oczach wyszeptałem…
-Dziękuję mamo. Kocham cię.
-Ja ciebie też synku.

*Livi*

Razem z Andresem zwiedziliśmy już chyba całe miasto. Okazał się nie tylko świetnym przewodnikiem ale też wspaniałym przyjacielem i słuchaczem. Ano właśnie – przyjacielem. Podoba mi się jak diabli ale ja jemu chyba nie. Aby uczcić znajomość praktycznie każdego zakątka Buenos Aires wybraliśmy się na lody truskawkowe. Okazało się, że obydwoje je uwielbiamy. Na miejscu spotkaliśmy Maxiego, Brodueya i Napo siedzących na trawniku. Podchodząc usłyszeliśmy kawałek ich rozmowy.
-Laurunia jest taka śliczna, inteligentna i słodka… - mówił Maxi.
-Laurunia?! – krzyknął Andres. Maxi zrobił przestraszoną minę i zaczął uciekać. Andres również wstał i zaczął gonić Maxiego. Po chwili dogonił go i uderzył lodem w jego czoło po czym powiedział z trochę większym spokojem…
-Jutro przyjdziesz na ring i załatwimy to jak mężczyźni. – Pewnie ta cała „Laurunia” to dziewczyna Andresa. Nie wiedziałam, że ma nową dziewczynę. Myślałam, że wszystko sobie mówimy. Ale trochę szkoda. Moje szanse znowu spadły do zera.
_______________________________________________________
Rozdzialik pisany na chemii, biologii, geografii i angielskim (tak wiem pilna ze mnie uczennica) :p Długością nie grzeszy ale nie umiełam bardziej tego rozciągnąć.
Tak więc Fede pojedzie do Buenos Aires (*SPOILER* gdzie czeka na niego pewna blądwłosa pani :3), a Andres będzie się bił z Maxim. Norma.
Swoją opinie na temat opowiadania zostawcie w komentarzu ;* /Pala

wtorek, 18 marca 2014

Opowiadanie cz.38


*Violetta*

Wczoraj spałam strasznie długo. Kiedy się obudziłam była już czternasta. Federico musiał się uczyć bo miał jakieś sprawdziany. Na szczęście wieczorem miał trochę czasu i wygłupialiśmy się razem. Dzisiejszego ranka wstałam już wcześnie. Federico akurat wychodził do szkoły. Powiedział, że ma dzisiaj skrócone lekcje więc wróci wcześniej. Jednak widziałam, że nie był w najlepszym humorze. Kiedy był w szkole głównie spędziłam czas na rozmowie z Giovanną. Pomogłam jej też w pieczeniu ciasta. Zrobiłyśmy sernik. Trochę jej metody i trochę metody Olgi którą zapamiętałam. Wyszedł pyszny. Później poszłyśmy do sklepu. Całą drogę plotkowałyśmy. Fajnie się z nią dogaduję. Czasem mam takie poczucie, że potrzebuję takich rozmów. To chyba przez to, że potrzebuję mamy. Bardzo za nią tęsknie. Kiedy wróciłyśmy do domu Federico już był. Był w salonie i pakował ręcznik do jakiejś torby. Zakradłam się od tyłu i lekko ukłułam go w biodra krzycząc „BU!”
-Chcesz żebym dostał przez ciebie zawału? – chłopak był wyraźnie przerażony.
-Wybacz nie mogłam się powstrzymać. – odpowiedziałam nie mogąc przestać się śmiać. – A ty co? Wyprowadzasz się czy jak?
-Nie. Pomyślałem, że może wybierzemy się na siłownię.
-Czy ty sugerujesz, że jestem słaba?
-Nie no słaba to nie ale kondycja już nie ta.
-No wiesz?
-Oj nie marudź tylko weź jakiś ręcznik, dres, wodę i ten.. dezodorant.
-A teraz sugerujesz, że śmierdzę?  - zapytałam ironicznie. Dobrze wiem, że to normalne, że na siłowni się poci.
-Tak dokładnie. No capi jak w chlewie.
-Dziękuję bardzo. To poczekaj chwilkę już biegnę po ten dezodorant. – przybiegłam do pokoju wyjęłam z szafy potrzebne rzeczy, wrzuciłam do torby i wróciłam na dół do Federico. Czekał już przy drzwiach. Okazało się, że do najbliższej siłowni jest kawał drogi więc wzięliśmy taksówkę dzięki czemu szybko dojechaliśmy. Siłownia to był całkiem spory budynek. Po wejściu udaliśmy się do recepcji. Później do szatni. Trochę byłam zdezorientowana bo Federico poszedł do męskiej szatni a ja do damskiej. Na ścianach były jakieś napisy a ja nic nie rozumiałam. Ale to jeszcze nic. Kiedy przebierałam się mój sportowy strój do szatni weszła jakaś kobieta i zaczęła coś do mnie mówić po włosku. Nawijała i nawijała, a ja tylko potakiwałam nie wiedząc o co chodzi. W końcu gdy się przebrałam wydukałam „arrivederci” i wyszłam trochę dziwnie się czując. Kiedy wyszłam ukazała mi się duża hala do ćwiczeń. Niedaleko wejścia stał Federico pisząc coś w telefonie.
-No nareszcie jesteś. Nie kumam ile czasu dziewczyny potrafią się przebierać. To przecież tylko strój
sportowy.
-Bardzo śmieszne. Podeszła do mnie jakaś kobieta a ja nie miałam pojęcia co do mnie mówi. – na tą informację Fede zaczął się chichrać.
-Co Cię tak śmieszy?
-Nie nic. Po prostu też czasem robie sobie ubaw z obcokrajowców i mówię do nich mimo iż nie rozumieją.
-Dalej nie wiem co w tym śmiesznego. Chodź już lepiej ćwiczyć. – na sam początek trochę się porozciągaliśmy. Miałam w tym wprawię. W końcu przez kilka miesięcy codziennie miała zajęcia z Gregoriem, a przed każdymi zajęciami trzeba było się rozciągać. Później poszliśmy na bieżnie. Wyglądało lajtowo, a zmęczyłam się po dziesięciu minutach. Federico nie obył się bez wyśmiania mojej kondycji. Jednak nie dał mi odpocząć i musiałam ćwiczyć dalej. No kto by pomyślał, że taki ostry trener z niego. Po kilku ćwiczeniach jednak zlitował się nade mną i udaliśmy się na krótką przerwie. Stojąc przy ścianie i pijąc sok Federico tłumaczył mi jakie ćwiczenia wykonuje się na poszczególne mięśnie. Nie myślałam, że to jest takie interesujące. Sarkazm. W pewnym momencie poczułam dotyk na swoich pośladkach. Gwałtownie się odwróciłam i ujrzałam wysokiego chłopaka. Nie rozmyślając spoliczkowałam go.
-Ragazza acuta. Mi piace questo. (Ostra laska. Lubie takie.)
-Co? – odpowiedzi jednak nie uzyskałam. Jednak do akcji szybko wkroczył Federico. Zaczął go popychać i mówić coś po włosku. Z ich kłótni wywnioskowałam, że ten owy chłopak ma na imię Luigi i chyba się znają. Znam po włosku zaledwie kilka złów więc trudno cokolwiek zrozumieć. Po chwili podszedł do nas jeden z tutejszych trenerów i zaczął uspokajać chłopaków. Po chwili rozdzielił ich i coś do nich mówił. Niestety nic nie zrozumiałam. W końcu owy Luigi odszedł w swoją stronę a zdenerwowany Federico zwrócił się do mnie.
-Ćwiczymy jeszcze czy możemy już iść?
-Jak na mój gust to wystarczająco poćwiczyliśmy.
-To chodź. – uśmiechnął się ale nie tak jak zwykle. Widać było, że jest strasznie wkurzony więc z tego „uśmiechu” wyszedł raczej kaprys na twarzy. Nie zadając zbędnych pytań poszłam do szatni, a później udaliśmy się do domu.

*Federico*

Klasyczny dźwięk budzika, klasyczny poranny nie ogar, klasyczne śniadanie – klasyczny poranek. W szkole równie klasycznie. Może oprócz tego, że miałem dzisiaj skrócone lekcje. Kiedy wróciłem do domu nie było nikogo. Pomyślałem żeby może wybrać się na siłownie. W końcu jest środa, a w środy akurat ćwiczę. Usiadłem na kanapie w salonie i czekałem, aż wróci Violetta ale trochę się to przeciągało więc zacząłem się pakować. W pewnym momencie usłyszałem zza siebie hałas. Przestraszyłem się jak diabli. Okazało się, że to Violetta po prostu chciała mnie przestraszyć. No i udało jej się. Oczywiście ja nie zostanę bez odpowiedzi. Jeszcze coś wykombinuję. Viola zgodziła się iść ze mną na siłownie. Oj przyda jej się to. Kiedy byliśmy już na miejscu ja poszedłem do szatni męskiej, a ona do damskiej. Kiedy wyszedłem jej jeszcze nie było. Tak czekałem i czekałem i zaczęło mi się nudzić więc zacząłem grać sobie w węża na telefonie. W końcu przyszła. Na szczęście normalnie a nie strasząc mnie bo przez to kiedyś nerwicy się nabawię. Zaczęliśmy od rozciągnięcia się. Nie sądziłem, że ona jest taka rozciągnięta. Nie mówiła mi, że coś trenuje. Po wykonaniu kilku ćwiczeń zrobiliśmy sobie przerwę. Fajnie się nam razem gadało kiedy podszedł do nas Luigi. Pół biedy gdyby tylko się przywitał ale zrobił chyba najgorsze coś się dało. Podszedł i chwycił Violettę za pośladek. Nie czekając odepchnąłem go.
-Co ci odwala Feduś?
-Zamknij się! Mówiłem ci żebyś się odczepił? Chociaż raz byś posłuchał.
-Taka laska to chyba najlepsza zdobycz jaka mi się przytrafiła. Odsuń się.
-Luigi ciebie do końca pogięło? Zdobycz? Ona nie jest rzeczą tylko dziewczyną.
-Ale te twoje przemyślenia głębokie. Jeszcze do niedawna byłeś jak ja.
-Może zachowywałem się trochę chamsko ale nie aż tak jak ty. Nie znasz szacunku do kobiet.
-Tak, tak. A świstak siedzi i owija w te sreberka.
-Nie rób sobie jaj dobrze? – Miałem mówić dalej ale podszedł do nas jeden z trenerów.
-Co tu się dzieje panowie?
-Tak sobie rozmawiamy. – odrzekł Luigi.
-Proszę się uspokoić albo zawołam ochronę. Własne sprawy proszę załatwiać na zewnątrz.
-Tak oczywiście. – odparłem po czym wysłałem Luigi wrogi wzrok. Odszedł a ja zwróciłem się do Violetty. Nie miałem większej ochoty na dalsze ćwiczenia.
-Ćwiczymy jeszcze czy możemy już iść?
-Jak na mój gust to wystarczająco poćwiczyliśmy.
-To chodź. – próbowałem się uśmiechnąć ale średnio mi to wyszło. Po drodze szliśmy w ciszy. Widziałem, że Violetta zastanawia się o co chodziło, a że nie mam co ukrywać postanowiłem powiedzieć jej co właściwie się zdarzyło.
-Violetta przepraszam Cię za to na siłowni.
-Nie ma sprawy.
-Luigi to mój znajomy ze szkoły. To zwykły podrywacz. Traktuje wszystkie dziewczyny jak rzeczy i postawił sobie ciebie jak zdobycz.
-Co za palant.
-Dokładnie. W dodatku nie dociera do niego jak tłumaczę mu żeby się odwalił. Mogę sobie mówić a on to ma gdzieś. Jak bym mówił do ściany.
-Dziękuję, że mnie obroniłeś. – Violetta uśmiechnęła się przyjacielsko.
-Nie ma sprawy. – odwzajemniłem uśmiech. Może chociaż dzięki najlepszej przyjaciółce będę mógł zapomnieć o swoich problemach.
______________________________________________________
Spocona Violetta, Federico z nerwicą, Luigi łapie za pośladki czyli kolejny NORMALNY rozdział. Aż się boję co będzie dalej :o 
See you next time (#masterenglish) :)

sobota, 15 marca 2014

Opowiadanie cz.37


*Federico*

Wczoraj trochę przesadziłem. Fajnie dogaduję się z Violettą i dobrze się z nią bawiłem ale na dobry koniec musiałem coś popsuć. Ale ja naprawdę myślałem, że ona mówiła to w kontekście żebym zaczął działać. Może dlatego, że większość lasek tak robi. Przyzwyczajenie i tyle. Na szczęście Violetta mi wybaczyła. Teraz jestem pewien, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. I cieszę się z tego. Violetta jest ładna, inteligentna i w ogóle ale widzę, że ma wystarczająco dużo problemów Z tym Leonem i Tomasem. A swoją drogą to ten Tomas wydaje mi się sympatyczny. I zna włoski. Dzisiejszego dnia obudziłem się z zakwasami. Wczorajsze zwiedzanie Rzymu dawało o sobie znać. Jakimś cudem udało mi się wstać, ale nie budziłem Violetty. Była wystarczająco zmęczona. Pewnie sobie pośpi jeszcze kilka godzin a ja muszę iść do szkoły. Wczoraj zrobiłem sobie wolne, żeby oprowadzić Violettę. Będę miał małe zaległości ale trudno. Kiedy zjadłem śniadanie czyli naleśniki które zostały jeszcze ze wczoraj zakwasy nie przechodziły. Postanowiłem się trochę porozciągać ale właściwie nic to nie dało, a wręcz pogorszyło sprawę. Idąc jak kaleka doszedłem do szkoły. Nie miałem bardzo daleko ale też nie jakoś blisko. Kiedy wszedłem akurat zadzwonił dzwonek. Półbiegiem udałem się do klasy. Z rezygnacją usiadłem w ławce. Miałem matematykę. Po niej jeszcze geografię, włoski, historię, biologię i chemię. No gorzej chyba być nie mogło. Tyle czasu siedzenia na lekcjach które i tak mnie nie interesują wysłuchując rzeczy, które nigdy mi się nie przydadzą. Chciałbym chodzić do szkoły muzycznej. Jakiś czas temu znalazłem w Internecie konkurs. Trzeba było nagrać video jak śpiewam i wysłać. Nagrodą było stypendium do szkoły muzycznej. Niestety to było już sporo czasu temu i nie dostałem żadnej wiadomości co oznacza, że się nie dostałem. Może znajdę jakiś inny i się uda, albo…
-Halo Federico słuchasz mnie? – podniosłem głowę i ujrzałem panią Pazzi. Miała groźną minę. Z resztą jak zawsze. Gdyby zmienić ostatnią literę jej nazwiska wyszedłby opis jej charakteru.
-Przepraszam zamyśliłem się.
-To nie szkoła po to aby się zamyślać. Tu trzeba się uczyć. Zadałam ci pytanie. Podaj definicję jednomianu.
-Em to jest ten.. no…
-Wysłowisz się dzisiaj? Nie dość, że nie uważasz to jeszcze się nie uczysz.
-A tak już sobie przypomniałem. To pojedyncza liczba, litera lub iloczyn liczby i litery. – wyjąkałem.
-Tym razem masz szczęście Pasquarelli ale następnym razem nie przejdzie ci tak łatwo. – kiedy odeszła od mojej ławki odetchnąłem. Do końca lekcji próbowałem się jakoś skupić chociaż mistrzowsko mi to nie wychodziło. Gdybym chociaż coś z tego rozumiał. A tym, że to nie ma najmniejszego sensu. W końcu doczekałem się dzwonka. Zebrałem swoje rzeczy i wyszedłem z klasy. Na przerwie zaczepił mnie mój przyjaciel. No „przyjaciel”. Nasze relacje są raczej dziwne. Z jednej strony lubię go ale z drugiej jest strasznie arogancki i denerwujący.
-Siema stary. Co tak chodzisz jak kaczka?
-Jak kaczka?
-No tak. Aczkolwiek tak to wygląda. Nie wiem do jakiego innego zwierzęcia to porównać.
-Można też do człowieka z zakwasami. Luigi nie mach do roboty nic innego niż denerwowanie mnie?
-No sorry. Nie chciałem. Od kiedy tu jesteś taki drażliwy? – wysłałem mu znudzone spojrzenie – Widziałem cię wczoraj jak szedłeś z jakąś laską na placu hiszpańskim. Całkiem niezła.
-Uważaj na słowa.
-Uuu.. a któż to był, że tak agresywnie reagujesz hę? – Luigi zaczynał mnie irytować.
-Nie twoja sprawa.
-Jak to nie moja? Wyrywasz laseczkę i nie łaska powiedzieć kumplowi jaka jest?
-Po pierwsze – zacznij wyrażać się z szacunkiem, a po drugie – to nie moja dziewczyna.
-Czyli jest wolna?
-Nawet nie próbuj się do niej przystawiać. To moja przyjaciółka.
-Przyjaciółka czynie i tak jest mega laską.
-Ogarnij się stary. I tak byś się z nią nie dogadał. Nie mówi po włosku.
-Ooo jak fajnie. Skąd jest? Z Francji? Hiszpanii? Anglii?
-Z Argentyny. I przestań już tak mówić. Nie miałbyś u niej szans. – zaśmiałem się ironicznie i odszedłem, a raczej odkuśtykałem. Później już tylko 5 lekcji. Z tym, że to „tylko” minęło mi jak tydzień. Wręcz rozsadzało mnie w środku z nudów. Nareszcie zadzwonił ostatni dzwonek. Zauważyłem, że moje zakwasy sporo się zmniejszyły a przynajmniej na tyle abym mógł normalnie chodzić. Na szczęście nie miałem dziś WF’u. Z dobrym humorem udałem się do domu.
-Dzień dobry! – wręcz wykrzyczałem otwierając drzwi.
-Ciszej Fede. Chcesz wszystkich pobudzić? – z kuchni wyszła moja mama.
-Ale jak to? Violetta i German jeszcze śpią?
-No skoro tak wczoraj wymęczyłeś Violettę zwiedzanie to nie dziw się. A German wrócił późno w nocy z jakieś spotkania biznesowego.
-A tak. To ma sens. To ja pójdę do siebie. Pewnie będę uczyć się do wieczora. Dlaczego nie mogę chodzić do szkoły muzycznej? Byłoby dużo prościej.
-Może dla ciebie. Mnie na to nie stać. Z resztą coś ty sobie znowu ubzdurał? Jesteś jeszcze dzieckiem. Twoim zadaniem jest się uczyć!
-Mamo ja mam 17 lat!
-Ciszej. Nie obchodzi mnie to. Marsz do swojego pokoju. Przed chwilą powiedziałeś, że masz dużo nauki. – odwróciłem oczami, zarzuciłem plecak na ramię i odszedłem. Ostatnio coraz częściej się z nią kłócę. Nie lubię tego ale czasami po prostu nie umiemy rozmawiać inaczej. To moja mama i kocham ją. Wiem, że ona też chce dla mnie dobrze. Kiedy miałem 4 lata zmarł mój tata. Ciężko to przeżyłem, ale moja mama jeszcze gorzej. Załamała się, ale German pomógł jej znowu stanąć na nogi. Mniej więcej dlatego jest dla nas taki ważny. To spoko gość.

*Angie*

Anque estemos distantes se que estaras cerca de mi”.
Dlaczego to tak boli? Próbuję zapomnieć ale mogę. German… mojej głowie ciągle German. Chciałabym go teraz zobaczyć i znowu przeprosić. Ale on jest tak daleko. Z dnia na dzień coraz bardziej żałuję tego co zrobiłam. Straciłam go. Straciłam go na zawsze. Wiem, że za kilka dni wróci ale znam siebie i wiem, że mój wielki napływ odwagi by go zobaczyć minie. Jestem tchórzem. Ale nie rozumiem czemu nie mogę zapomnieć? Podobno czas leczy rany. Mam nadzieję, że to prawda. Póki co chyba nie działa. Dodatkowo mam w głowie wczorajszą rozmowę z Jackie. Chyba trochę przesadziłam. Pewnie wzięła mnie za wariatkę. Chociaż nie miałabym nic przeciwko gdyby wzięła do siebie te słowa. Ja i Pablo to przeszłość. Teraz naprawdę potrzebuję być sama. To mi zrobi najlepiej. Dzisiejszego dnia w Studiu miałam nie do końca dobry humor i uczniowie chyba to zauważyli ale starałam się zachować normalnie. Średnio mi to wychodziło ale trudno. Kiedy po lekcjach poszłam do pokoju nauczycielskiego otwierając drzwi zauważyłam Pablo i Jackie całujących się. Kiedy mnie zauważyli odskoczyli od siebie.
-Spokojnie nie zwracajcie na mnie uwagi. Tylko zostawię dziennik i idę. – powiedziałam lekko nerwowo.
-Em.. no to ten.. ja już pójdę. – wydukał Pablo. Kiedy wyszedł wzięłam torebkę z zamiarem wyjścia lecz to nie mogło być takie proste. Jak mieć zły dzień to na całego. Podnosząc ją urwała mi się szelka i torebka upadła na ziemię. Wyleciało z niej praktycznie wszystko. Uklękłam i zaczęłam szybko zbierać swoje rzeczy. Później zdarzyło się coś czego zupełnie się nie spodziewałam. Jackie podeszła do mnie i pomogła mi. Kto by się domyślał takiego zwrotu akcji? Kiedy skończyłyśmy wzięłam torebkę do rąk i wstałam.
-Dziękuję za pomoc.
-Nie to ja ci dziękuję.
-Za co? – zapytałam zdziwiona.
-Za to co wczoraj mi powiedziałaś. Miałaś stu procentową rację. Dzięki. – uśmiechnęłam się i wyszłam. Miła rozmowa z Jackie? Nigdy nie myślałam, że to się zdarzy.

*Camila*

Przestaję rozumieć siebie. Co mi do licha odbiło? Skoro podobam się DJ’owi a on mi to czemu po prostu mi nie powiedziałam, że widziałam to video. Czy ja chciałam się odkochać? Wątpię. Lubię na niego patrzeć. Na jego uśmiech. Kiedy się śmieje. I kiedy robi to co kocha – rapuje. Ostatnio na serio mnie tym zaraził. Fajna zabawa. No może zabawa dla mnie. Dla niego to styl życia. On tym wyraża jak się czuje. Kiedy jest smutny, zły lub... zakochany. Ten filmik dał mi naprawdę wiele do myślenia. Muszę wziąć się w garść i wszystko mu powiedzieć. Co może się stać? Wiem co on do mnie czuje więc skąd u mnie ten strach. Poszłam zdeterminowana do Studia. Zaczęłam go szukać. W końcu zauważyłam go na korytarzu. Jednak nie podeszłam. Gdy go zobaczyłam zmiękły mi kolana. Już zdążyłam się odwrócić z zamiarem odejścia, kiedy usłyszałam jego głos.
-Hej Cami. Stało się coś?
-Nie, czemu pytasz?
-Bo wydawało mi się, że chcesz przede mną uciec.
-No dobrze. Jednak coś się stało.
-Czyli co ?
-Ja muszę ci się do czegoś przyznać.
-Co się stało?
-Ale możemy iść gdzie indziej?
-Tak jasne. – Było widać, że DJ nie rozumiał o co chodzi. Poszliśmy do Sali od muzyki. Nie miałam pojęcia jak zacząć.
-No to o co chodzi Cami?
-Chcę ci się przyznać, że wtedy co znalazłam tego laptopa to wiesz…
-Aaa coś tak czułem, że chciałaś zobaczyć tego vloga.
-Tak chciałam ale tego nie zrobiłam.
-Fajnie więc w czym problem?
-W tym, że zobaczyłam coś innego. – DJ zrobił zakłopotaną minę.
-A co dokładnie?
-Ja nie wiedziałam, że ty do mnie…
-Taka prawda. Cami przepraszam. Wiem, że ja dla ciebie jestem tylko przyjacielem, ale to tak wyszło. Kiedy zobaczyłem cię tutaj pierwszy raz to jakby strzelił we mnie piorun. Wybacz mi.  – patrzyłam na niego jak na obrazek. Jeszcze nigdy nikt tak o mnie nie mówił.
-Nie masz za co mnie przepraszać. Gdybym tego nie zobaczyła sama nie wiedziałabym teraz co do ciebie czuję. – uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Więc ja.. podobam ci się?
-No t tak. A tak właściwie to ciekawi mnie coś?
-Co?
-Jak ty właściwie masz na imię? Nie wiem nawet tego.
-Dionizio. Dionizio Juarez.
-Ładnie. – staliśmy naprzeciwko siebie patrząc sobie w oczy. DJ czy może raczej Dionizio zaczął się do mnie zbliżać gdy do Sali wbiegł Maxi.
-DJ! Chodź szybko musisz mi pomóc!
-Tak już idę. – pocałował mnie w policzek i poszedł z Maxim.
_____________________________________________________
Dzisiaj opowiadanie z perspektywy Federico. Chciałam przybliżyć wam trochę jego postać wykreowaną przezemnie. 
Angie bidulka cierpi :c Jackie jest miła dla Angie  Cami i DJ wkońcu razem. Ale jakoś coś ostatnio nie mam weny na romantish  /Pala

poniedziałek, 10 marca 2014

Opowiadanie cz.36


*Violetta*

-Gotowa na wycieczkę życia? – zapytał Federico wchodząc wczesnym rankiem do mojego pokoju.
-Jak najbardziej – wymamrotałam półżywa.
-A nie wyglądasz. Co ty całą noc nie spałaś?
-Zasnęłam zaraz po tym jak wczoraj wyszedłeś. Nie ważne ile bym spała bo i tak się nie wyśpię.
-Lepiej szybko otrzeźwiej bo zaraz idziemy. Tyle tego wszystkiego, że pewnie jeszcze zostanie na jutro.
-Tak już się zbieram ale łaskawie wyjdź.
-A tak. Tylko szybciutko. – kiedy wyszedł uderzyłam głową w poduszkę ale szybko się podniosłam bo pewnie znowu bym zasnęła. Zebrałam się najszybciej jak mogłam co wcale nie znaczy, że szybko. Przymulałam jak nigdy. Kiedy zeszłam do kuchni poczułam zapach naleśników. Po chwili zauważyłam Federico przy kuchence przygotowującego wielki talerz naleśników.
-Armie tym nakarmisz.
-Oj tam. Najeść się trzeba.
-No trzeba ale tutaj jest już z czterdzieści naleśników.
-To zostanie jeszcze dla Germana i mojej mamy.
-Na obiad i kolacje. Mogę jednego bo głodna jestem jak nigdy. Wczoraj nie zeszłam na kolacje.
-A żałuj bo mama przyrządziła pyszne tortille. W szawce jest dżem.
-A tak w ogóle to gdzie oni są?
-Śpią jeszcze. Jest siódma rano.
-A ja jutro chyba nie wstanę. – Federico i ja zjedliśmy część naleśników. Słowo „część” jest tutaj jednak trochę omylne bo napchałam się nimi po brzegi. Podczas rozmowy przy jedzeniu trochę się ożywiłam. W końcu przyszedł czas aby zrzucić te kilogramy które osadziły się przez naleśniki i poszliśmy zwiedzać Rzym. W sumie kiedy jechaliśmy z lotniska już widziałam kilka ciekawych miejsc. To było tylko zerknięcie bo taksówka cały czas jechała ale widok był nieprawdopodobny.
-No to gdzie chciałabyś iść na początku?
-A to czasem nie ty jesteś tutaj przewodnikiem?
-Oczywiście. I to najlepszym we Włoszech ale daję Ci wybór.
-Może zacznijmy od najpopularniejszych miejsc jak Koloseom albo Krzywa Wieża.
-Violetta. Krzywa Wieża jest w Pizie. – powiedział jak by z rezygnacją.
-A no racja. Angie by mnie chyba zabiła gdyby to usłyszała.
-Kim jest Angie?
-To moja ciocia. Dobra koniec tematu chodźmy już do tego Koloseum zanim się okaże, że też nie jest w Rzymie. – pociągnęłam Federico za ramię ale oczywiście w drugą stronę więc szybko zawróciliśmy. Koloseum było piękne i dużo większe niż wydawało się na zdjęciach. To naprawdę ogromna budowla. W około była widownia, a na środku spory plac. Z tego co opowiadała mi Angie odbywały się tam między innymi walki gladiatorów i polowania na dzikie zwierzęta.
-Tutaj jest świetnie.
-Zgodzę się ale wiesz. Ja jestem człowiekiem nienawidzącym przemoc i trochę dziwnie się tutaj czuję.
-Ej a to prawda, że kiedyś zabijano tu chrześcijan?
-Tak. To straszne. Ale błagam nie mówmy p tym bo już mam przed oczami tą krew. Okropne. A słyszałaś może o frazku Michała Anioła „Sąd ostateczny” ?
-Tak. Coś o tym słyszałam ale nie miałam okazji widzieć nawet zdjęć.
-No to teraz zobaczysz na żywo. Chodź. – przez chwile biegliśmy ale moja słaba kondycja wygórowała i przez większość drogi i tak szliśmy. Kiedy doszliśmy doznałam szoku. To było najpiękniejsze co w życiu widziałam. Wielkie pomieszczenie. Na każdej ścianie obrazy. Niesamowite obrazy. Tak jak czytałam kiedyś była tam przedstawiona postać Chrystusa, Sędziowie i Królowie, Apostołowie i Uczniowie, Święte Kobiety i wiele innych rzeczy. Nie mogłam się na to napatrzeć. Po chwili dopiero poczułam cudzy dotyk na ręce. Na szczęście to tylko był Federico.
-Przestraszyłeś mnie.
-Trochę się chyba zamyśliłaś.
-To jest piękne.
-Wiem. Ale stoisz tak i oglądasz jakieś 20 minut. Lepiej się ruszmy bo nie zdążymy zwiedzić wszystkiego.
-A gdzie teraz ?
-To może cię zainteresować. Teatro Argentina. Tylko nie daj się zmylić nazwie. To miejsce nie ma większego powiązania z Argentyną.
-To dlaczego taka nazwa?
-To chodzi o położenie. No nie chce mi się opowiadać.
-Ooo mój przewodnik taki leniwy? Nieładnie.
-Nie śmieszne. – odpowiedział z pretensjami. Mimo jego powagi mi chciało się śmiać. Teatr był niedaleko więc szybko doszliśmy. W sumie to nie jakiś bardzo ważny zabytek ale przypomniał mi o mamie. Federico chyba o to chodziło kiedy mówił, że to może mi się spodobać. Tata kiedyś mówił mi, że mama kiedyś tam występowała. Po moim policzku spłynęła łza ale szybko ją wytarłam. Nie chciałam teraz się wyżalać. Później byłam trochę zmęczona więc udaliśmy się na plac Hiszpański obok którego były też schody Hiszpańskie. Na placu kupiliśmy precle.
-Chodźmy usiąść na tych schodach. Ciekawe miejsce. I jest widok na tą śliczną fontannę.
-Nie lepiej nie. Jest taki przesąd, że nie można na nich jeść. Zaraz pójdziemy.
-Leniwy i przesądny. Zaraz chyba zmienię przewodnika.
-Przestań. Nie jestem przesądny. To tak tylko no… na wszelki wypadek. Co ludzie by sobie pomyśleli?
-Nie męcz się. Żartuję tylko. – ponownie zaczęłam się niego śmiać. W końcu zjedliśmy precle i poszliśmy oglądnąć te schody. Tak jak Mówił Federico nikt tam nie jadł. Ciekawe, że ludzie nadal wierzą w tak stare przesądy. Później zwiedzaliśmy jeszcze różne randomowe budynki i różne zabytki. Były to między innymi Panteon, Forum Romanum, Circus Maximus, Muzeum Narodowe w Rzymie które było chyba najciekawsze i wiele innych miejsc. Kiedy skończyliśmy zwiedzanie już zrobiło się ciemno. Wręcz w ostatniej chwili dobiegliśmy do budki z lodami Włoskimi. Jedząc je udaliśmy się do domu. Przez całą drochę nie zamykaliśmy jadaczek. Rozmawialiśmy cały czas. Jeszcze zanim doszliśmy do osiedla Federico uderzył mnie lekko w ramię i krzynkął…
-Goń mnie! – w pierwszej chwili pomyślałam, że po prostu mu  odwaliło. To dziecinne ale pobiegłam za nim. W końcu co mi szkodziło? Po chwili zauważyłam, że wspina się po drabinie na jakąś wysoką budowlę.
-Fede gdzie ty idziesz?
-Chodź ze mną. Nie pożałujesz. – po chwili zawahania jednak poszłam za nim. Do drabinie trzeba było iść dłuższą chwilę ale opłacało się. Kiedy dostałam się już na dach Federico stał tam opierając się o barierkę. Kiedy do niego podeszłam zobaczyłam coś niesamowitego. Widok na Rzym nocą. Tego nie da się opisać słowami. Doprawdy zaniemówiłam.
-Podoba Ci się co? Przychodzę tutaj gdy jest mi źle. Gdy muszę nad czymś pomyśleć. Ten widok mnie uspokaja. Praktycznie nikt nie wie o tym miejscu.
-Czasami też chciałabym tak zniknąć z powierzchni ziemi. Żeby nikt nie wiedział gdzie jestem. – staliśmy tak w milczeniu przez kilka minut. Rozkoszowaliśmy się pięknym widokiem. W pewnym momencie zauważyłam na drodze grupę skateboardzistów. Przypomniało mi się moje pierwsze spotkanie z Leónem. Automatycznie posmutniałam.
-Co się stało Violu? – Federico troskliwie objął mnie ramieniem.
-Nie ważne. Nie będę się teraz użalać nad sobą.
-No powiedz. Przyjmą to na klatę.
-Kiedy przyjechałam do Buenos Aires poznałam Tomasa. Może to trochę kiczowate ale zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Jednak spotkało nas wiele komplikacji. Później pojawił się León z którym się zaprzyjaźniłam. Właśnie on uratował mnie przed zderzeniem ze skateboardzistami. Późnie ja po prostu zaczęłam do niego czuć to samo co do Tomasa. Później wszystko różnie się toczyło ale zostaliśmy parą. Byliśmy razem szczęśliwi ale jedna kłótnia i kilka dni później widziałam jak całuje się z inną. I, że to wszystko stało się zaledwie kilka dni temu.
-A co z Tomasem?
-Wiesz… dalej go kocham. Ale postanowiliśmy zostać przyjaciółmi, a on pewnie już nie czuje tego co kiedyś.
-Nie przejmuj się. Skoro tak po prostu o tobie zapomnieli to są idiotami. Na pewno kiedyś znajdziesz kogoś kto będzie cię kochał całą bez ograniczeń. – uśmiechnął się zaczął do mnie zbliżać. On… ona chciał mnie pocałować. Szybko zareagowałam i odepchnęłam go.
-Co ty wyprawiasz?
-Ja myślałem, że…
-Źle myślałeś! Jesteś taki jak wszyscy. Po prostu chciałeś mnie wykorzystać! Jak mogłam być taka naiwna!? – wkurzona nie dałam mu skończyć, ostrożnie zeszłam po drabinie na dół i pobiegłam do domu.

*Angie*

Nadal mam wyrzuty sumienia z tego powodu, że Pablo i Jackie się przeze mnie kłócą. Pablo to mój przyjaciel i jakoś muszę mu pomóc. Ale jak? W dodatku lepiej go o nic nie pytać bo się zdenerwuje, że się wtrącam.  Ale ja nie dam rady siedzieć bezczynnie kiedy on jest smutny. Kiedy weszłam do pokoju nauczycielskiego zastałam tylko Jackie. Popatrzyła na mnie z niechęcią, przewróciła oczami, wzięła łyka kawy i chciała wyjść. Wtedy mnie olśniło.
-Jackie zaczekaj.
-Czego chcesz?
-O co ci właściwie chodzi? Jaki masz ze mną problem?
-Śpieszę się.
-Chodzi Ci o Pablo prawda? – Jackie milczała. – Posłuchaj, ja i Pablo jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-Tylko przyjaciółmi powiadasz? Myślisz, że ja jestem głupia? Dobrze wiem, że kiedyś byliście razem.
-Ale to przeszłość. Nie  traćcie szczęścia przeze mnie. Ja nawet gdybym coś tam do niego czuła to by nie miało sensu. Ja teraz potrzebuję samotności. Jeżeli nie ufasz mi to przynajmniej zaufaj Pablo bo to wspaniały facet i jeszcze pożałujesz jeśli czegoś teraz nie zrobisz. – po mojej przemowie Jackie tylko westchnęła, odwróciła się i wyszła. Jakby nigdy nic. Chociaż wydawało mi się jakby się lekko uśmiechnęła. A może mi się przewidziało? Chyba zaczynam wariować. Po zajęciach udałam się do Violetty żeby zapytać co u niej. Trudno będzie mi patrzeć na Germana ale trudno. Przecież nie przestanę przez to widywać siostrzenicy. Kiedy tam doszłam drzwi były zamknięte. Zadzwoniłam dzwonkiem lecz nikt nie otwierał. Obeszłam dom wokoło patrząc przez okna lecz nikogo nie widziałam. Od razu podskoczyło mi ciśnienie. Szybko wybrałam numer do Violi – była poza zasięgiem. Tak samo German. To znaczy tylko jedno – wyjechali za granice.

*Violetta*

Wpadałam do domu lecz jednak szybko się ogarnęłam bo tata albo Giovanna zadawaliby pytania a ja nie mam ochoty z nikim o tym rozmawiać. Cichaczem weszłam na piętro i do swojego pokoju. Usiadłam przy stole opierając głowę na ręce. Chwilę później wszedł Federico.
-Nie umiesz pukać? Idź sobie.
-Daj mi wytłumaczyć.
-Co tu do tłumaczenia?
-Bo to nie tak. Ja po prostu źle zrozumiałem twoje intencje.
-Jakie znowu intencje? Kiedy zrobiłam coś znaczącego?
-No bo wiesz. Ja.. no opowiadałaś mi o Leónie i Tomasie i pomyślałem, że chodzi ci o mnie, że chcesz mi dać jakiś znak. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Przepraszam cię. Jesteś moją przyjaciółką. Nie chcę cię stracić.
-No dobrze. Ale obiecaj mi, że to się więcej nie powtórzy.
-Obiecuję. – powiedział z powagą którą rzadko u niego widać.
-A tak w ogóle to mam do ciebie prośbę. Pożyczyłbyś mi laptopa? Bo nikomu nie powiedziałam, że wyjeżdżam i pewnie się martwią.
-Tak jasne. – Federico szybkim krokiem wyszedł z pokoju i zaraz był powrotem niosąc laptopa. Położył go na stole i włączył. Logując się na skype’a coś mnie tknęło.
-Federico?
-Tak?
-Ale powiedz mi tak szczerze. Ty na serio coś do mnie czujesz?
-Violu. Kocham cię. – szczęka mi wręcz opadła. – jak przyjaciółkę. – zaczął śmiać się jak opętany. Ja czyli oszukana wzięłam poduszkę i zaczęłam go okładać lecz on nie miał zamiaru się poddać więc wziął drugą i zaczął mi oddawać. Świetnie się razem bawiliśmy gdy usłyszałam dosyć znany mi dźwięk. To skype. Ktoś do mnie dzwonił. Na początku pomyślałam, że to Angie zauważyła, że weszłam ale okazało się, że to Tomas. Podbiegłam do stołu i odebrałam.
-Cześć.
-Hej Tomas.
-Stało się coś, że nie chodzisz do Studia?
-Nie. To znaczy tak.
-To tak czy nie? Chodzi o Leóna?
-Nie. Po prostu jestem we Włoszech.
-ŻE CO ?! Jak to we Włoszech?
-No normalnie we Włoszech. Nie bój się tak bo wracam za kilka dni ale i tak raczej nie przyjdę do Studia.
-Dlaczego?
-Tata dowiedział się, że się tam uczę i zabronił mi.
-Przecież nie może. To…
-Jak widać może.
-Jak chcesz to ja z nim pogadam jak wrócicie.
-nie to tylko pogorszyłoby sprawę. A jak tam ekipa?
-No cóż. Francesca i Camila cały dzień latały po Studiu zamartwiając się co się z Toba dzieje bo nie mogły się skontaktować, Maxi znowu zakochał się w jakiejś dziewczynie, León i… a to z resztą nieważne. – wtedy usłyszałam głośny krzyk Federico.
-Futto letto! – kiedy się odwróciłam zobaczyłam Fede skaczącego na jednej nosze obok łóżka. Najprawdopodobniej się uderzył.
-Nic Ci nie jest?
-Nie nic nie przejmuj się.
-Kto to był? – zapytał Tomas.
-To Federico. Mój przyjaciel.
-Ciao! – krzyknął zza moich pleców.
-Federico nie uczyli cię, że przy damach się nie klnie? – zapytał lekko oburzony ale z żartem Tomas.
-Przepraszam. To te emocje. Uderzyłeś kiedyś małym palcem w drewno?
-Tak. Znam twój ból.
-Dobra Tomas ja muszę kończyć bo chciałam zadzwonić do Angie.
-A tak jasne. Właśnie widziałem, że była dzisiaj jakaś nieobecna. Dobra cześć. – uśmiechną się i rozłączył. Szkoda mi było bo tak dobrze mi się z nim rozmawiało. Na szczęście Angie była dostępna na skype więc zadzwoniłam.
-Violu gdzie wy jesteście? Dzwoniłam do ciebie z pięćdziesiąt razy.
-Wybacz. To dlatego, że jestem we Włoszech.
-We Włoszech?! German Cię znowu wywiózł?
-Nie to nie tak. Wyjechaliśmy tylko na tydzień.
-Ale mógłby mi powiedzieć, że wyjeżdżacie.
-Miałam do ciebie zadzwonić przed wyjazdem ale zapomniałam.
-Nic się nie stało. A kim jest ten kawaler obok Ciebie?
-To Federico.
-Ciao Federico. Io sono Angie. (Cześć Federico. Ja jestem Angie.)
-A ja Federico i mówię po hiszpańsku. Violetta mi o pani mówiła.
-Dobrze wiedzieć. Ja niestety nie mogę teraz za bardzo rozmawiać bo mam pełno dokumentów do wypełnienia. Pogadamy następnym razem. Ciao. – rozłączyła się.
-Miła osoba. – wydefiniował Federico.
-Tak i do tego jest najlepszą ciocią na świecie.
-A tak w ogóle to mam pytanie co do tego Tomasa. Co to za kropka na jego czole?
-Emm.. a właściwie to nie wiem. To chyba jakiś pieprzyk albo znamię. Nie mam pojęcia. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
-Śmiesznie to wygląda.
-Weeeeź. – jednak po chwili obydwoje się zaczęliśmy śmiać. Mimo małej sprzeczki z Fede bardzo milo spędziłam ten dzień a było mi to potrzebne po tym co się stało przez ostatnie dni. A co najbardziej mnie dziwi – Skąd Tomas i Angie znają Włoski?
_______________________________________________________
No to podsumowując: Federico kucharz, Violetta znawczyni Rzymu, wspinaczka po drabinie, tycia kłótnia, Tomas i jego kropka ;3
Tak właściwie to nwm czy zauważyliście ale chyba trzy opowiadania wrzuciłam w bliskich odstępach czasowych ale to dlatego, że były krótkie. Teraz był ok. tydzień przerwy ale w nagrodę macie trochę dłuższy... trochę (#SkromnaJa) xd 
I wyobraźcie sobie teraz ile ja musiałam naczytać się o Rzymie żeby to napisać ;o
Besooo 

poniedziałek, 3 marca 2014

Opowiadanie cz.35


*Angie*

Rano tuż po przebudzeniu się doszłam do wniosku, że nie ma sensu dramatyzować. Mama wyjechała – to nawet dobrze. Nie będzie mi więcej robić kłopotów. German wie o moich kłamstwach – To logiczne. Od początku powinnam się z tym liczyć, że dowie się prawdy. Najbardziej szkoda mi Violetty. German zabrania jej chodzić do Studia 21. Nie rozumiem go. Co złego jest w śpiewie? Przypomina mu to o Marii. OK. Mi też, Violetcie też, mamie też, ale nikt z nas nie ma takiego dziwnego urazu. Jednak zdążyłam dobrze go poznać. Prędzej czy później złamie się i pozwoli Violi chodzić do Studia. On ma dobre serce. Wszystko co robi – robi z miłości. On chce chronić Violettę… O czym ja do licha myślę? Ehh… German. Tak naprawdę to tęsknię na nim. Ale to musi się skończyć. On jest moim szwagrem i nie chce mnie znać. Smutna prawda. Nigdy nie myślałam, że będę żałować tego, że się zakochałam. Ale to koniec. Muszę o nim zapomnieć mimo iż to nie będzie łatwe.
Po porannym rozmyślaniu czas na rzeczywistość. Poszłam do Studia. Wszystko było jak zwykle. No prawie. Kiedy miałam już wejść do pokoju nauczycielskiego, usłyszałam rozmowę Pablo i Jackie.
-Jackie nie obrażaj się już proszę.
-A co ja jestem? Maszyna do wybaczania?
-Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła?
-Ty dobrze wiesz.
-Nie zwolnię Angie.
-Więc nie mamy o czym rozmawiać.
-Ale ja nie rozumiem czemu jesteś zazdrosna
-Jak to o co? Wy coś przede mną ukrywacie. Chamsko mnie wyprosiłeś bo chciałeś sobie z nią pogadać tak?
-Angie to moja przyjaciółka. Miała osobisty problem i to jej raczej niepotrzebne, żeby wszyscy wokoło o tym wiedzieli.
-A ty musiałeś wiedzieć co? Jeśli mam mieć gwarancje, że nic was nie łączy to powiedz o czym rozmawialiście.
-Nie mogę powiedzieć. To sprawa osobista.
-Więc daj mi spokój. – po tym wyszła uderzając mnie drzwiami. Zmierzyła mnie groźnym wzrokiem i odeszła. Szczerze mówiąc aż się przestraszyłam. Jeszcze trochę zszokowana weszłam do pokoju.
-Słyszałaś wszystko prawda? – zapytał Pablo.
-Wszyściutko.
-Nie wiem o co jej chodzi. Przecież my jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nic nas już nie łączy prawda?
-No t tak. Prawda. – zająknęłam się.
-No właśnie. A na Jackie mi zależy. Sam już nie wiem co robić. – po tych słowach wyszedł ze smutną miną. Ja zabrałam dziennik i zrobiłam to samo. Jednak zaskoczyła mnie ich rozmowa. Czy ich coś łączy? A może są razem? Ej zaraz! Czy ja jestem zazdrosna? Nie no wątpię. Pablo jest moim przyjacielem nic więcej. Po prostu się o niemo martwię. Nic więcej. Nic a nic.

*Violetta*

-A to jest twój pokój. – Federico otworzył drzwi do przytulnego pokoju na piętrze. – w sumie to nie centrum atrakcji w Rzymie ale mieszkać się da. – powiedział z uśmiechem.
-Hahah ty zawsze masz taki dobry humor?
-Prawie. Życie nie zawsze jest tęczą.
-Uwierz mi wiem coś o tym.
-A stało się coś? Jak chcesz to mi powiedz.
-Stało się i to wiele ale jestem trochę zmęczona.
-Jak powiesz to może lepiej się poczujesz.
-Mi się wydaje czy jesteś strasznie ciekawski?
-Od zawsze na zawsze. To moja wada i zaleta. Nawet nie wiesz jak z takimi cechami czasami jest dziwnie.
-No nie wiem. Jeśli tak bardzo chcesz to możemy ewentualnie pogadać jutro. A tak w ogóle to gdzie mogę dać rzeczy?
-Violu. Za tobą jest szafa.
-Aaa rzeczywiście. Ślepa ja.
-Hahahaha! Jak byś miała jakieś pytania to jestem w pokoju obok.
-Jasne.
-Lepiej porządnie się wyśpij bo jutro idziemy zwiedzać.
-No jak bym śmiała zapomnieć.
-No nie da się. W końcu będziesz miała ze sobą najlepszego przewodnika.
-I jakże skromnego. – chłopak uśmiechnął się serdecznie i wyszedł. Nie pamiętam, żebym kogoś tak szybko polubiła. Może to Włosi tak działają? Może gdzieś głęboko w głowie mam jakieś miłe wspomnienia z nim? Z resztą to nie ważne. Fajnie, że będzie mnie oprowadzał. Lepiej się poznamy i w ogóle. Szybko rozpakowałam swoje rzeczy i poszłam spać. Może nie była jakoś bardzo późno ale byłam zmęczona ostatnimi zdarzeniami.

*Federico*

Kiedy mama mi powiedziała, że German i Violetta przyjeżdżają bardzo się ucieszyłem. Mam świetną pamięć więc pamiętam ich wręcz idealnie. No dobrze idealnie może nie ale bardzo dobrze. German jest spoko facetem. Pamiętam jeszcze jak nieraz się z nim drażniłem jak byłem małym chłopcem. Obiecałem mamie, że oprowadzę Violettę po Rzymie. Dla mnie to sama przyjemność. To miasto jest piękne i uwielbiam po nim spacerować. W dodatku będzie ze mną Violetta więc powspominamy dawne czasy o ile ona jeszcze to pamięta. Leżałem na łóżku w swoim pokoju obmyślając co zwiedzić z Violettą gdy usłyszałem otwierane drzwi i obcy głos. To nie mógł być nikt inny niż nasi goście. Zerwałem się z łóżka i wręcz zbiegłem po schodach. Na szczęście chyba nie zauważyli mojego pośpiechu bo byłoby to trochę dziwne. Co oni bo sobie o mnie pomyśleli? Kiedy przed nimi stanąłem myślałem, że oczy mi wyjdą z orbit. Pamiętałem małą, chudziutką i nieśmiałą Violę, a przede mną stała piękna i wysoka lecz trochę niższa ode mnie dziewczyna. Wyglądała ślicznie. Na pierwszy rzut oka nie mogłem uwierzyć, że to ona. Uśmiechnąłem się i przywitałem.
-Buongiorno! (dzień dobry)
 -Witaj Federico. Pamiętasz jeszcze Violette?
-Ależ oczywiście! Trudno nie pamiętać osoby która wrzuciła mnie mnie do kałuży 11 lat temu.
-Naprawdę tak było?
-Nie ale jakoś tak mi się powiedziało. – no bo klasycznie musiałem palnąć coś głupiego. Żeby uniknąć nakręcania moich dziwnych wypowiedzeń zmieniłem temat.
-Odprowadzić Cię do twojego pokoju Vilu?
-Tak, dzięki. – Violetta miała piękny uśmiech. Pomogłem wynieść jej walizki na piętro a później do jej pokoju. Nie mieszkamy jakoś bogate ale też nie biednie lecz jednak trochę dziwnie się czułem. German jest bogaczem i Viola pewnie jest przyzwyczajona do luksusów. Trochę nieśmiało lecz z uśmiechem wprowadziłem ją do pokoju. Mój dziwny uśmiech musiał się rzucać w oczy bo Violetta zapytała czy zawsze jestem taki wesoły. Bogu dzięki trochę się ogarnąłem i zacząłem gadać z sensem. Chwilę z nią rozmawiałem. Najwyraźniej w Buenos Aires miała jakieś kłopoty. Chciałem jakoś z niej wyciągnąć o co chodzi ale jak zwykle wyszedłem na jakiegoś  idiotę. Już dawno przy dziewczynie się tak nie stresowałem. Zwykle idzie jak spłatka. Dobrze wiem, że w szkole mam kilka adoratorek. Nie żebym narzekał to całkiem miłe. Pożegnałem się z Violą i wyszedłem. Ciekawe czy taka dziewczyna jak ona umówiłaby się ze mną. No nie wiem. A co jeśli ona kogoś ma? Na razie nie ryzykuję. Zbadam sytuację i zobaczę jak to będzie. Dla niej pewnie jestem tylko przyjacielem z przed lat.
_______________________________________________________
Uuuuu... myślicie, że będzie wielki Come Back Pangie ? ;D W sumie to nawet ja nie wiem. Co do tej pokręconej głowy mi jeszcze przyjdzie sam Bóg wie ;p
No i jeszcze dalej jest Feduś c'nie? Wiem, że go kochacie. Ja też  
A jakby Fedeletta była ? No wszystko może się zdażyć.
Hasta la proxima ;* /Pala

sobota, 1 marca 2014

Opowiadanie cz.34


*Violetta*

Kiedy się obudziłam nadal miałam doła. W dodatku miałam wielką ochotę komuś porządnie przyłożyć. W sumie aż żałuję, że nie spoliczkowałam Leóna. Zasłużył sobie. Jednak dalej nie potrafię przyjąć do świadomości, że on mnie zostawił. Dla Lary!  Oni przecież ledwo się znają. No i jeszcze tata. Nie miałam ochoty na niego patrzeć. Dziś miałam zamiar cicho wymknąć się na Studia bo jeszcze by się czepiał, że wczoraj wybiegłam. Ukradkiem przeszłam do kuchni, otworzyłam drzwi i już miałam wyjść gdy pojawił się nie kto inny jak tata.
-Gdzie się znowu wybierasz?
-Do Studia. Jak co dzień. - Odpowiedziałam spokojnie choć w środku byłam nerwowa. Trudno tak po prostu gadać z osobą która robi awanturę o byle co.
-A kto moja droga panno pozwolił Ci tam iść?
-No nie gadaj, że mi zabronisz? 
-A czy wyglądam jak bym żartował? – miał groźną minę i ręce założone na klatce piersiowej więc szybko wywnioskowałam…
-Nie koniecznie…
-Więc wracaj na górę! - To była już przesada. I jeszcze dziwi się, że chodziłam do Studia potajemnie.
-Ale tato…!
-Nie chcę się powtarzać. I nawet nie próbuj uciekać. To może się źle dla ciebie skończyć.
-Grozisz mi? – niestety tego już nie usłyszał ponieważ wyszedł. A może i to dobrze. Trochę przesadziłam. Wręcz gotując się ze złości poszłam do swojego pokoju. Upadłam na łóżko i zaczęłam krzyczeć do poduszki. Nie myślałam, że mój tata będzie aż taki okropny! Po dziesięciu minutach bezczelnie wszedł do mojego pokoju.
-Czego chcesz?
-Nie tym tonem. Chciałem ci tylko powiedzieć, że wieczorem wyjeżdżamy do Wloch.
-Że co ?! Nawet nie myśl, że znowu mnie stąd wywieziesz! Nie liczysz się z nikim! Ja nigdzie nie jadę. Idź sobie!
-Violetta! Ciszej. Przecież nie wyjeżdżamy na zawsze. Tylko na tydzień.
-Co?
-Jak to ‘co’ ? Wyjedziemy tylko na tydzień bo muszę załatwić kilka rzeczy i moja znajoma z Rzymu dzwoniła z zaproszeniem. Możesz to odebrać jak wakacje czy coś w tym stylu.
-Przecież nie znam Włoskiego. I nikogo tam nie znam. Co będę tan robić? – zapytałam już spokojniej.
-Giovanna ma syna w twoim wieku. Nie dziwie się, że go nie pamiętasz bo ostatnio widzieliście się jak miałaś 5 lat. Z resztą oni obydwoje mówią po hiszpańsku. Federico już obiecał, że Cię oprowadzi więc nie przejmuj się tak.
-Dobrze. Ale nie słódź tak bo i tak jestem zdenerwowana.
-Jak chcesz. Lepiej zacznij się już pakować bo o 16: mamy samolot. – po tych słowach wyszedł. W sumie to byłam całkiem podniecona na wiadomość o tym wyjeździe. Lubię zwiedzać inne kraje. Trochę było mi przykro, że nie pamiętam tego Federico. To chyba musiał być jakiś mój dobry kolega skoro tata się tak o nim wypowiada. Fajnie będzie go poznać... ponownie. Po dwóch godzinach byłam już spakowana. Niby to wyjazd tylko na tydzień a ja się napakowałam jak na dwa miesiące. Mam tylko nadzieję, że tata nie oszukuje mnie. Znam go bardzo dobrze i wiem, że byłby w stanie powiedzieć, że to wyjazd na tydzień a zostać tam na zawsze. Cały on. Jednak kiedy mi to mówił wydawał się wiarygodny. I chyba zdaje sobie sprawę z tego, że gdyby znowu mnie oszukał to nie wybaczyłabym mu już Nidy. A teraz to sama nie wiem. Może kiedyś mu wybaczę. To przecież mój ojciec. Nawet Angie powiedziała, żebym mu wybaczyła. Ale jeszcze nie teraz. Nie dostanie tej satysfakcji. Do wyjazdu strasznie mi się nudziło więc czytałam książkę. Miałam tyle czasu, że przeczytałam prawie całą! W końcu tata przyszedł do mojego pokoju i powiedział, że jedziemy. Ubrałam się szybko jak błyskawica i wsiadłam do samochodu. Dojechaliśmy na lotnisko gdzie w sumie dawno mnie nie było. Kiedyś widywałam lotniska co jakiś miesiąc. W końcu wsiedliśmy do samolotu. Podczas lotu przypomniałam sobie, że nikomu nie powiedziałam, że wyjeżdżam.
„Aleś ty mądra Violka!” – pomyślałam. Niestety podczas lotu nie można było korzystać z telefonu, a jak wylecę poza granice będzie mały problem z dodzwonieniem się. I jeszcze te koszty rozmów no masakra. Najbardziej bolało mnie to, że nie powiedziałam Angie. Na pewno będzie się martwić. A co jeśli pomyśli, że znowu się wyprowadziliśmy? Oby nie. Federico pewnie będzie miał komputer to może pozwoli mi się skontaktować z nią przez skype’a. Po kilku godzinach lotu wylądowaliśmy na lotnisku „Fiumicino” w Rzymie. Rzeczywiście czułam się jak bym tu już kiedyś była. Może to też dlatego, że wiele lotnisk jest do siebie bardzo podobnych. Z resztą nie ważne. Przed lotniskiem czekała na nas już taxówka którą dojechaliśmy pod dom znajomej taty. Był to nieduży ale też nie mały dom na jednym z osiedli Rzymskich. Nie pamiętam za bardzo nazwy. Coś na „R” ale nie mogę sobie dokładnie przypomnieć. Kiedy weszliśmy do posiadłości przywitała nas kobieta średniego wieku z fartuszkiem.
-Ciao amici! (witajcie przyjaciele)
-Ciao Giovanna! Dawno się nie widzieliśmy.
-Tyle lat. Czemu wcześniej nie przyjechaliście? Nasz dom jest dla was zawsze otwarty.
-Życie płynie. Trzeba iść dalej. Ale obiecuję, że się poprawię.
-Ay Violetta ale wyrosłaś. Ostatnio jak się widziałam byłaś jak okruszek. – kobieta uściskała mnie serdecznie. W tedy Podszedł do nas pewien chłopak. Zapewne Federico. Był całkiem wysoki a cznajmniej wyższy ode mnie, miał czarne postawione do góry włosy, szeroki uśmiech, ładne oczy, melodyjny głos i uroczy akcent.
-Buongiorno! (dzień dobry)
 -Witaj Federico. Pamiętasz jeszcze Violette?
-Ależ oczywiście! Trudno nie pamiętać osoby która wrzuciła mnie mnie do kałuży jedenaście lat temu.
-Naprawdę tak było? – zapytałam.
-Nie ale jakoś tak mi się powiedziało. – chłopak był taki wesoły, że od razu udzielił mi się jego dobry humor.
-Odprowadzić Cię do twojego pokoju Vilu?
-Tak, dzięki.
_______________________________________________________
No jak widzicie nie musieliście długo czekać na kolejny rozdział  Ja wena złapie to nie ma ucieczki. No to ten...
Macie od dawna upragnionego Federico !  Sama się jarałam jak to pisałam hahah xd Oczywiście będzie go więcej w przyszłych częściach /Pala