sobota, 1 marca 2014

Opowiadanie cz.34


*Violetta*

Kiedy się obudziłam nadal miałam doła. W dodatku miałam wielką ochotę komuś porządnie przyłożyć. W sumie aż żałuję, że nie spoliczkowałam Leóna. Zasłużył sobie. Jednak dalej nie potrafię przyjąć do świadomości, że on mnie zostawił. Dla Lary!  Oni przecież ledwo się znają. No i jeszcze tata. Nie miałam ochoty na niego patrzeć. Dziś miałam zamiar cicho wymknąć się na Studia bo jeszcze by się czepiał, że wczoraj wybiegłam. Ukradkiem przeszłam do kuchni, otworzyłam drzwi i już miałam wyjść gdy pojawił się nie kto inny jak tata.
-Gdzie się znowu wybierasz?
-Do Studia. Jak co dzień. - Odpowiedziałam spokojnie choć w środku byłam nerwowa. Trudno tak po prostu gadać z osobą która robi awanturę o byle co.
-A kto moja droga panno pozwolił Ci tam iść?
-No nie gadaj, że mi zabronisz? 
-A czy wyglądam jak bym żartował? – miał groźną minę i ręce założone na klatce piersiowej więc szybko wywnioskowałam…
-Nie koniecznie…
-Więc wracaj na górę! - To była już przesada. I jeszcze dziwi się, że chodziłam do Studia potajemnie.
-Ale tato…!
-Nie chcę się powtarzać. I nawet nie próbuj uciekać. To może się źle dla ciebie skończyć.
-Grozisz mi? – niestety tego już nie usłyszał ponieważ wyszedł. A może i to dobrze. Trochę przesadziłam. Wręcz gotując się ze złości poszłam do swojego pokoju. Upadłam na łóżko i zaczęłam krzyczeć do poduszki. Nie myślałam, że mój tata będzie aż taki okropny! Po dziesięciu minutach bezczelnie wszedł do mojego pokoju.
-Czego chcesz?
-Nie tym tonem. Chciałem ci tylko powiedzieć, że wieczorem wyjeżdżamy do Wloch.
-Że co ?! Nawet nie myśl, że znowu mnie stąd wywieziesz! Nie liczysz się z nikim! Ja nigdzie nie jadę. Idź sobie!
-Violetta! Ciszej. Przecież nie wyjeżdżamy na zawsze. Tylko na tydzień.
-Co?
-Jak to ‘co’ ? Wyjedziemy tylko na tydzień bo muszę załatwić kilka rzeczy i moja znajoma z Rzymu dzwoniła z zaproszeniem. Możesz to odebrać jak wakacje czy coś w tym stylu.
-Przecież nie znam Włoskiego. I nikogo tam nie znam. Co będę tan robić? – zapytałam już spokojniej.
-Giovanna ma syna w twoim wieku. Nie dziwie się, że go nie pamiętasz bo ostatnio widzieliście się jak miałaś 5 lat. Z resztą oni obydwoje mówią po hiszpańsku. Federico już obiecał, że Cię oprowadzi więc nie przejmuj się tak.
-Dobrze. Ale nie słódź tak bo i tak jestem zdenerwowana.
-Jak chcesz. Lepiej zacznij się już pakować bo o 16: mamy samolot. – po tych słowach wyszedł. W sumie to byłam całkiem podniecona na wiadomość o tym wyjeździe. Lubię zwiedzać inne kraje. Trochę było mi przykro, że nie pamiętam tego Federico. To chyba musiał być jakiś mój dobry kolega skoro tata się tak o nim wypowiada. Fajnie będzie go poznać... ponownie. Po dwóch godzinach byłam już spakowana. Niby to wyjazd tylko na tydzień a ja się napakowałam jak na dwa miesiące. Mam tylko nadzieję, że tata nie oszukuje mnie. Znam go bardzo dobrze i wiem, że byłby w stanie powiedzieć, że to wyjazd na tydzień a zostać tam na zawsze. Cały on. Jednak kiedy mi to mówił wydawał się wiarygodny. I chyba zdaje sobie sprawę z tego, że gdyby znowu mnie oszukał to nie wybaczyłabym mu już Nidy. A teraz to sama nie wiem. Może kiedyś mu wybaczę. To przecież mój ojciec. Nawet Angie powiedziała, żebym mu wybaczyła. Ale jeszcze nie teraz. Nie dostanie tej satysfakcji. Do wyjazdu strasznie mi się nudziło więc czytałam książkę. Miałam tyle czasu, że przeczytałam prawie całą! W końcu tata przyszedł do mojego pokoju i powiedział, że jedziemy. Ubrałam się szybko jak błyskawica i wsiadłam do samochodu. Dojechaliśmy na lotnisko gdzie w sumie dawno mnie nie było. Kiedyś widywałam lotniska co jakiś miesiąc. W końcu wsiedliśmy do samolotu. Podczas lotu przypomniałam sobie, że nikomu nie powiedziałam, że wyjeżdżam.
„Aleś ty mądra Violka!” – pomyślałam. Niestety podczas lotu nie można było korzystać z telefonu, a jak wylecę poza granice będzie mały problem z dodzwonieniem się. I jeszcze te koszty rozmów no masakra. Najbardziej bolało mnie to, że nie powiedziałam Angie. Na pewno będzie się martwić. A co jeśli pomyśli, że znowu się wyprowadziliśmy? Oby nie. Federico pewnie będzie miał komputer to może pozwoli mi się skontaktować z nią przez skype’a. Po kilku godzinach lotu wylądowaliśmy na lotnisku „Fiumicino” w Rzymie. Rzeczywiście czułam się jak bym tu już kiedyś była. Może to też dlatego, że wiele lotnisk jest do siebie bardzo podobnych. Z resztą nie ważne. Przed lotniskiem czekała na nas już taxówka którą dojechaliśmy pod dom znajomej taty. Był to nieduży ale też nie mały dom na jednym z osiedli Rzymskich. Nie pamiętam za bardzo nazwy. Coś na „R” ale nie mogę sobie dokładnie przypomnieć. Kiedy weszliśmy do posiadłości przywitała nas kobieta średniego wieku z fartuszkiem.
-Ciao amici! (witajcie przyjaciele)
-Ciao Giovanna! Dawno się nie widzieliśmy.
-Tyle lat. Czemu wcześniej nie przyjechaliście? Nasz dom jest dla was zawsze otwarty.
-Życie płynie. Trzeba iść dalej. Ale obiecuję, że się poprawię.
-Ay Violetta ale wyrosłaś. Ostatnio jak się widziałam byłaś jak okruszek. – kobieta uściskała mnie serdecznie. W tedy Podszedł do nas pewien chłopak. Zapewne Federico. Był całkiem wysoki a cznajmniej wyższy ode mnie, miał czarne postawione do góry włosy, szeroki uśmiech, ładne oczy, melodyjny głos i uroczy akcent.
-Buongiorno! (dzień dobry)
 -Witaj Federico. Pamiętasz jeszcze Violette?
-Ależ oczywiście! Trudno nie pamiętać osoby która wrzuciła mnie mnie do kałuży jedenaście lat temu.
-Naprawdę tak było? – zapytałam.
-Nie ale jakoś tak mi się powiedziało. – chłopak był taki wesoły, że od razu udzielił mi się jego dobry humor.
-Odprowadzić Cię do twojego pokoju Vilu?
-Tak, dzięki.
_______________________________________________________
No jak widzicie nie musieliście długo czekać na kolejny rozdział  Ja wena złapie to nie ma ucieczki. No to ten...
Macie od dawna upragnionego Federico !  Sama się jarałam jak to pisałam hahah xd Oczywiście będzie go więcej w przyszłych częściach /Pala

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz