piątek, 25 kwietnia 2014

Opowiadanie cz.43


*Violetta*

Następnego dnia w Studiu z samego rana poproszono nas o zebranie się w dużej sali. Nauczyciele zawsze to robią kiedy chcą nam powiedzieć coś ważnego. Moja ciekawość sięgała wszelkich granic. Ledwo wróciłam z Włoszech i już jakaś niespodzianka. Kiedy razem z Federico mieliśmy już wchodzić do sporego pomieszczenie wypełnionego po brzegi moimi rówieśnikami zatrzymał nas Tomas.
-Hej. Co tam?
-Cześć Tomas. To jest Federico.
-Tak wiem. Przecież rozmawialiśmy na czacie.
-A no też racja. Kompletnie zapomniałam.
-Siema! – Uśmiechnął się Federico i podał Tomasowi rękę. Hiszpan uczynił to samo. Sama nie wiem czemu ale bałam się, że będzie między nimi jakieś napięcie. Na szczęście z tego co widziałam wszystko było w najlepszym porządku.
-Violetta możemy zostać sami? – Zapytał mój przyjaciel. -  Bez obrazy Fede ale to ważne.
-Tak jasne. Ja już pójdę na sale. – Powiedział po czym słowa ciałem się stały.
-O co chodzi Tomas?
-Chciałem zapytać co tam u ciebie i jak było we Włoszech.
-Mówiłeś, że to coś ważnego…
-Dla mnie to jest ważne. Tak dawne z tobą nie rozmawiałem. Brakuje mi cie. – Zwykłe trzy zdania a potrafiły wywołać mój uśmiech. To nieprawdopodobne jak Tomas potrafi na mnie zadziałać nawet nie przekraczając pewnych granic. Moje ciało przeszedł dreszcz. Stałam w bezruchu. Jedyne co dałam rade zrobić to uśmiechnąć się. Niebieskooki odwzajemnił mój skromny gest. Nagle przerwał nam Pablo.
-Dzieciaki co wy robicie na korytarzu? Migiem do sali. – Zganił nas dyrektor. Mimo iż nie miałam większej ochoty ruszać się miejsca posłuchałam nauczyciela i razem z Tomasem poszłam do sali. Tuż za nami weszła cała rada pedagogiczna. Spokojnie stanęliśmy z tyłu i słuchaliśmy.
-Zebraliśmy się tutaj aby przekazać wam ważną informację. – Zaczął Pablo. – Wiszę na waszych twarzach zaniepokojenie więc na wstępie powiem, że to nic złego a wręcz przeciwnie. Powinno was to nawet ucieszyć. Otóż za kilka dni organizujemy bal który odbędzie się w Studiu. – dalsza mowa Pablo nie była jednak wskazana bo wszyscy nagle zaczęli mówić i cieszyć się. Mi też w sumie się spodobało. Tylko, że… nie miałam z kim iść. – Dobra dzieciaki, cisza! Więcej dowiecie się w najbliższym czasie. Teraz możecie wrócić na przerwę. – Razem z Tomasem poszliśmy na korytarz. W końcu chciał pogadać.
-Tak więc wracając do naszej rozmowy, co chciałbyś wiedzieć?
-Chciałbym wiedzieć czy pójdziesz ze mną na bal?
-Ymm... Tomas gadaliśmy o tym…
-Ale nie jako para. Mówię żebyśmy poszli jako przyjaciele. Przecież może z nami iść też Federico i inni. No sama rozumiesz…
-A tak. Niech będzie.
-Dobra. Ja idę na lekcje tańca. Gregorio ostatnio jest bardziej nerwowy niż zwykle. – Po tych słowach oddalił się w stronę szatni. Ja natomiast złapałam Federico.
-Hej, gdzie tak pędzisz?
-Wybacz nie mogę teraz gadać. Muszę znaleźć profesora Roberto.
-Kogo?
-No Roberto Benvenuto. Uczy tu muzyki przecież…
-A! Mówisz o Beto! Trzeba było tak od razu. No cześć. – Podczas moich ostatnich słów zadzwonił dzwonek więc poszłam na lekcję śpiewu. Wczoraj jej nie miałam więc nie widziałam się z Angie. Tak dawno jej nie wiedziałam. Ze wszystkich właśnie jej najbardziej mi brakowało. Kiedy weszłam do klasy jeszcze jej nie było. Przyszła po około trzech minutach.
-Dzień Dobry moi drodzy. Zaczynamy od… Violetta?! – Angie popatrzyła na mnie jak na ducha. Przy okazji wszyscy inni na mnie spojrzeli.
-Yyy… cześć? – Odparłam lekko zawstydzona. Dziwnie się czułam mając na sobie kilkadziesiąt oczu. Sekretnie dałem znak Angie żeby kontynuowała lekcje. Najwyraźniej mnie zrozumiała.
-T tak… Zacznijmy od emisji głosu. Raz, dwa, trzy i… - Reszta lekcji minęła klasycznie. Po zakończeniu gdy wszyscy wyszli z klasy Angie podeszła i przytuliła mnie.
-Nie tak mocno bo mnie udusisz. – Powiedziałam.
-Ale się stęskniłam. Ale Violetta co ty tu robisz? Uciekłaś z domu?
-Skądże.
-Dobra nieważne. Znaczy ważne! Jak ty się tu znalazłaś? No i jak było we Włoszech? Kiedy wróciłaś? I…
-Angie stop! Zaczynasz gadać jak Olga. Teraz muszę iść na lekcje. Przyjdź do mnie po południu to pogadamy.
-Dorze. Ale choć tu do mnie noo.. – Ciocia ponownie  mnie przytuliła. Później poszłam na lekcje z Gregorio.

*Ludmiła*

Ależ ta Angie mnie wnerwia! Kazała mi wykonywać nowe zadanie z tymi nieudacznikami Maxim i Hollywood’em. Co to niby ma być? Ja jestem supernową. Nie ma opcji żeby to się udało. Oni to wszystko na bank zawalą.  Przynajmniej nie muszę pracować z tą całą Violcią.  Ledwo wróciła z jakiejś tam wycieczki i już wielkie zebranie wokół niej. Korciło mnie żeby tam iść i wygłosić jej mowę na temat tego, że gwiazdą jestem tu ja i zbiorowiska mogą się tylko ustawiać wokół mnie ale tym razem odpuściłam. Jeszcze ktoś by pomyślał, że należę to tego tłumu. No by była siara na maxa. No ale darling ja przecież totalnie się wyróżniam. Te plebsy do stóp mi nie sięgają. Przecież jestem wysoka no halooo! Chociaż to, że są zaledwie marginesami społeczeństwa nie wyklucza ich od punktualności. Czekam na Maxiego i Hollywood’a w sali od muzyki już dobre piętnaście minut. W końcu podeszłam do keyboardu na którym leżała moja komórka i wykręciłam numer do Maxiego. Tak jak się spodziewałam nie odbierał.
-Cóż za niekompetentni ludzie. Jak ja mam z nimi pracować?! – W tym momencie poczułam dotyk na swoich plecach. Ktoś delikatnie dźgnął mnie palcem. Gwałtownie się odwróciłam i zaczęłam krzyczeć na moich wspólników. – No w końcu jesteście ileż można czekać?! -  Przed moim obliczem nie stała jednak dwójka nieudaczników ale wysoki chłopak i wysoko postawionymi włosami. Miał duże, brązowe oczy. Szybko w nich utonęłam.
-Halo? Słuchasz mnie?
-Przepraszam, zamyśliłam się.
-Pytałem czy wiesz gdzie znajdę profesora Roberto?
-T tak. Chyba jest w pokoju nauczycielskim.
-Dzięki. Cześć. – Przystojny chłopak mrugnął do mnie i szybko się oddalił. Dopiero po chwili się ocknęłam. Wybiegłam z sali krzycząc…
-Zaczekaj! Jak masz na imię? – Jednak nie zdążyłam go złapać. Korytarz był zupełnie pusty. Pusty ale do czasu. Zaledwie dwie sekundy później pojawiła się tam dwójka spóźnialskich.
-O Ludmiła jeszcze jesteś. Sorki za spóźnienie coś nam wypadło… – momentalnie się ocknęłam.
-COŚ wam wypadło tak? Nie ma nic ważniejszego ode mnie! Już na próbę. Ja nie mam całego dnia. – Chłopaki na moje polecenie weszli do klasy. Zaczęliśmy od wyboru piosenki jednak nie wiem do końca jaką wybraliśmy.  Kompletnie nie mogłam się skupić. Cały czas myślałam o tajemniczym chłopaku. Czułam jakbym już nigdy w życiu nie miała go spotkać. 

*German*

Nie mogę jeść ani spać. Czemu byłem tak ślepy? Może po prostu nie chciałem zobaczyć niektórych rzeczy. Z Violettą już jest wszystko dobrze ale czuję się winny. I Angie… po przemyśleniach już sam nie wiem kto zawinił. Była tu i ukrywała przede mną, że jest siostrą mojej zmarłej żony. Pozwoliła na to, żebym się w niej zakochał. Ale… przecież ona nie miała wpływu na moje uczucia. W pewnym sensie to, że nie powiedziała mi prawdy to też jest moja wina. Gdyby nie to, że byłem takim idiotą to by tak nie wyszło. Wiedziała jaki jestem. Dlatego nic nie powiedziała. Będąc we Włoszech nie miałem czasu, żeby choćby spokojnie coś zjeść a co dopiero myśleć o czymkolwiek. Kiedy wróciłem do Argentyny wszystko dało siewe znaki w mojej głowie. Tak naprawdę to trochę tęskniłem za Angie. Kogo ja próbuję oszukać… tęsknię jak szalony! Tęsknie za jej ciepłym spojrzeniem, zapachem, dotykiem ust, pięknymi zielonymi oczami. Ale… Niestety jak zwykle jest jakieś „ale”. Ona mnie teraz nienawidzi. Na pewno musi być jakiś sposób żeby znowu się do niej zbliżyć…
-Panie German. Obiad na stole. – Do mojego Gabinetu weszła Olga.
-Tak już idę. – Odrzekłem po czym poszedłem do jadalni. Na stole jak zwykle leżało mnóstwo specjałów. Pachniało znakomicie ale nadal nie miałem apetytu.
-Tato czemu nic nie jesz? – Spytała Violetta.
-Nie jestem głodny.
-Proszę pana. Wróciliście trzy dni temu i od tamtej pory nic pan nie jadł. Nie ma opcji, żeby był pan teraz najedzony. Pewnie nafaszerowali Pana w tych Włoszech czymś lepszym i teraz nie chce pan jeść moich obiadów. Dobrze mówię? Jak tam sobie pan chce. Ja nie muszę gotować bo po co…
-Olgo to nie tak. Po prostu nie mam apetytu. Wszystko jest pyszne ale…
-Skąd może pan wiedzieć, ż jest pyszne skoro pan nie je?
-Olgo daj spokój. Pan German najwyraźniej ma swoje powody. – W mojej obronie stanął Ramallo. Prawdopodobnie wyczuł moją sytuację.
-Swoje powody tak? To pewnie te o których wcześniej powiedziałam. Ja widziałam, że tak będzie. Wiedziałam!
-Przepraszam. Nie chcę pani przerywać opowiadania tych bzdur ale lepiej pójdę się przejść. – Powiedziałem i wyszedłem z domu. Nie miałem humoru na wysłuchiwanie jej lamentowania. Poszedłem do parku. Chodziłem po nim właściwie tak bez celu. Myślałem o wszystkim i o niczym. W końcu usiadłem na jednej z ławek. Siedziałem i siedziałem. Mijały sekundy, minuty, a może nawet godziny. Kompletnie straciłem poczucie czasu. Po jakimś czasie na ławce w pobliży usiadły dwie znane mi sylwetki. Jedną osobą był Antonio. Pamiętałem go jak nikogo innego. W dużym stopniu zajmował się karierą Marii. Drugą postacią był ten cały Pablo. Mimo, że między nim a Angie wszystko się skończyło, nadal nie mogę na niego patrzeć. Zainteresowała mnie jednak ich rozmowa.
-Antonio musimy zrekrutować kogoś na miejsce Juana. Bez pianisty część lekcji jest prawie niemożliwa do prowadzenia.
-A co ja mogę Pablo? Zgłoszę do urzędu pracy, że potrzebujemy pianisty na kilkanaście dni i trzeba będzie czekać.
-Nie dałoby się załatwić tego szybciej? Wiesz, że to ważne.
-Tak wiem. Ale cudotwórcą nie jestem. – W tym momencie podszedł do nich nie kto inny jak mój anioł – Angie.
-Cześć. O czym tak konwersujecie?
-O tym, że Juan wyjechał na kilka tygodni i nie mamy pianisty.
-A tak, wiem. Rozmawiałam z nim i mówił mi, że wyjeżdża na kilka dni ale nie myślałam, że aż tak długo. A pianista jest mi potrzebny. Akurat teraz będzie temat w którym bez niego się nie obejdzie. – Kiedy słyszałem wymianę zdań Angeles i Pablo krew zaczęła mi pulsować. Niby była to zwykła służbowa rozmowa jednak nie byłem w stanie znieść ich widoku razem. Wstałem i odszedłem. Na szczęście nikt z nich mnie nie widział. Idąc do domu napadła mnie pewna myśl. W Studiu 21 potrzebują pianisty – ja gram na pianinie – praca w Studio – codzienna możliwość kontaktu z Angie.
-„NIE! German, nie! To nieuczciwe!”. – Pomyślałem po czym wziąłem głęboki wdech i wszedłem do domu. Zastałem tam tylko Olgę.  Gotowała jakieś ciasto.
-Ale pięknie pachnie. – Pochwaliłem gosposię. Wprawdzie była uciążliwa ale ja też ostatnio nie byłem zbyt miły dla niej.
-O nie! Tak to nie będzie!
-O co chodzi?
-Nie chce pan jeść normalnych posiłków ale ciasto by się jadło tak? O nie! Nie ma na to szans. – Odetchnąłem i postawiłem zaledwie dwa kroki w stronę jadalni kiedy… - Chyba, że…
-Tak? – Ton Olgi mnie zaciekawił.
-Chyba, że zje pan ładnie całą kolacje?
-Mówisz do mnie jakbym miał pięć lat.
-Jeśli pan nie zje to ciasta nie będzie. Tyle w temacie. – Odrzekła dosyć groźnie.
-A gdzie reszta?
-Violetta u siebie, a Ramallo jest w pańskim gabinecie. – W tym momencie usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Pomyślałem, że to Violetta gdzieś wychodzi, a nie wypadało bo robiło się późno więc wparowałem do salonu aby ją powstrzymać lecz zastałem tam…
-Angie? Co ty tu robisz? – Kompletnie się nie spodziewałem, że to może być ona.
-Spokojnie, nie przyszłam zawracać ci głowy. Violetta chciała żebym do niej na chwilę przyszła. Nie przeszkadzaj sobie. – Powiedziała po czym poszła schodami no pokoju Violetty. Kiedy do mnie mówiła mnie mogłem się ruszyć ani powiedzieć czegokolwiek. Mówiąc wprost, zamurowało mnie. Ale wiedziałem jedno  - nie wytrzymam długo bez niej.

*Angie*

Po tym jak spotkałam Antonia i Pabla w parku poszłam do Violetty. Strasznie mnie zdziwiło, że była w Studiu. Oczywiście cieszyło mnie to ale… jak? Drzwi do domu Castillo były otwarte więc weszłam. Ledwo zdążyłam je zamknąć a w salonie pojawiła się osoba której najbardziej nie chciałam tutaj spotkać. Był to German.
-Angie? Co ty tu robisz? – Jego głos wzbudził u mnie mieszankę uczuć.
-Spokojnie, nie przyszłam zawracać ci głowy. Violetta chciała żebym do niej na chwilę przyszła. Nie przeszkadzaj sobie. – Następnie udałam się do Violetty. Chyba zareagowałam trochę za ostro ale dla niego to i tak bez znaczenia. Dla mnie chyba też. Weszłam do pokoju siostrzenicy.
-Angie, już jesteś! – Ucieszyła się na mój widok. Ja zresztą też.
-No jestem. Więc opowiadaj. Jak było we Włoszech?
-Mówię ci tam jest pięknie. Te budynki, ulice, zabytki i w ogóle. Tego nie da się opisać.
-Dobrze się bawiłaś?
-Jeszcze pytasz? Federico pokazał mi tam tyle pięknych miejsc, byliśmy nawet na siłowni…
-Ty i siłownia? – Trochę mnie to rozśmieszyło. Nie potrafiłam wyobrazić sobie mojej siostrzenicy pakującej na siłce.
-Nie śmiej się. To była męczarnia. I jeszcze był tam taki nieprzyjemny typek. Ale nieważne. I jeszcze byłam z Fede na koncercie Tiziano Ferro czy jakoś tak.
-Nie wiesz kim jest Tiziano Ferro?
-No teraz już wiem. Ale wcześniej nie do końca.
-Wychodzi na to, że muszę cię też nauczyć ze znajomości artystów…
-Angie… a ty będziesz mnie jeszcze uczyć prawda? – Kompletnie nie spodziewałam się tego pytania. Nie chciałam smucić Violetty ale nie miałam ochoty na okłamywanie jej. Zresztą i tak byłoby to bez sensu.
-Violu… wiesz… ja nie mam na to wpływu. Twój tata ehh…
-Dlaczego się nie pogodzicie? – Rozmowa o swoich relacjach z germanem była mi w tamtym momencie najmniej potrzebna. Szybko zmieniłam temat.
-A tak właściwie to dalej nie wiem jakim cudem znalazłaś się w Studiu.
-A tak właśnie. No normalnie mi nie uwierzysz! Tata mi pozwolił dalej się tam uczyć!
-Wkręcasz mnie…
-Tak sądzisz? To znajdź inne wytłumaczenie. Mówię prawdę. – Nie mogłam w to uwierzyć. To było coś co wychodziło poza granice mojej wyobraźni.
-Ale naprawdę?
-No Angie. Przecież cały czas mówię, że tak. Słuchasz mnie w ogóle?
-Słucham cię przez cały czas. Wybacz, ale muszę już iść. – Pocałowałam nastolatkę w czoło i wyszłam z jej pokoju. To całe pozwolenie wydawało mi się dziwne ale z drugiej strony to bardzo się cieszę. Schodząc na dół ponownie natknęłam się na Germana. Nie chciałam z nim rozmawiać ale kiedy wychodziłam z domu coś nie dało mi iść dalej. Odwróciłam się i powiedziałam…
-German… dziękuję.
-Za co?
-Za to, że pozwoliłeś Violetcie chodzić do Studia. Cześć. – Pożegnałam się i wyszłam. Może mówiłam zbyt chłodno? Zresztą nie powinno mnie to obchodzić. Nasza relacja to tylko szwagier – szwagierka. Zdążyłam już o nim zapomnieć jako o kimś bliższym…
_________________________________________________________
No to tak troszeczkę Tomasetty, deczko Fedemiły i na koniec szczypta Germangie... a może i nie? :o
Angie bezduszna bardzo ;-; 
A tak wg. to strasznie trudno pisało mi się ten rozdział. Czemu? Otóż po pierwsze nie potrawię wcielić się w Ludmi xd Ona ma taki tok myślenia którego ja nie ogarniam. Reszta też jakoś trudno mi przyszła ale dałam radę :D
I jestem zawiedziona bo nikt nie komentuje :c A może po prostu nikt nie czyta i pisze sobie teraz do ściany? Wszystko możliwe :/ #załamka
Ale jeśli jednak jest tu jakiś ludek to hasta la proxima :) /Pala

sobota, 19 kwietnia 2014

Dwa kurczaki w koszu siedzą
i rzeżuchę sobie jedzą.
Baran w szopie zioło pali,
pewnie zaraz się przewali.
Ksiądz za stołem już się buja,
WESOŁEGO ALLELUYA! 

Taki tam wierszyk na wesołe święta. Wkońcu czemu nie? Do rzeczy - chciałabym wam życzyć ciepłych, wesołych i rodzinnych świąt. Ja również niedzielę i poniedziałek spędzam z familią. Do tego smacznego jajka, dużo miłości, cierpliwości do mnie, nietuczących placków i wódki.  Nie zapomnijcie o śmigusie dyngusie bo to BARDZO ważny dzień. Lepiej ustawcie wtedy wcześnie budziki bo jeśli tego nie zrobicie to ktoś wam zrobi mokrą pobudkę (wiem z doświadczenia :P). Podsumowując FELIZ PASCUA! ♥

piątek, 18 kwietnia 2014

Opowiadanie cz.42


*German*

Wczorajsza podróż trochę mnie zmęczyła. W sumie sam pobyt we Włoszech nie był dla mnie wakacjami, ponieważ pojechałem tam pracować. Jednak oprócz pracy i zmęczenia w mojej głowie było jeszcze jedno – Violetta. Minął dobry tydzień, a ja nadal nie mogę  zrozumieć czemu ona mnie okłamywała. Gdyby chociaż byłaby to jakaż nieistotna sprawa i trwałoby to krótko ale nie. Okłamała mnie w tak ważnej sprawie i nawet nie wiem dokładnie jak długo to się toczyło. Pewnie już długo skoro tak się przywiązała do tego miejsca. Swoją drogą jak można tak przywiązać się do zwykłej placówki. Co to niby jest? Zwykła szkoła muzyczna. Przyjaciele? Przyjaciele przychodzą i odchodzą. A może tam poznała tego całego Leona i Tomasa. Chociaż… Maria też kochała tą szkołę. Chodziła tam z pasją i determinacją. Była tam szczęśliwa. W pewnym sensie gdyby nie ta szkoła może i nigdy bym jej nie spotkał. Jak wyglądałoby teraz moja życie? Ale zaraz…
-Co ja do cholery zrobiłem?! – powiedziałem na głos wysokim tonem – prawie krzykiem uderzają głową w poduszkę. Jak ja mogłem być tak ślepy? Violetta zawsze była taka jak Maria. Dlatego tak się obawiałem, że zacznie śpiewać. Moje życie bez żony jest puste i bałem się, że Violetta będzie mi ją przypominać. I poszedłem złą stroną. Może gdyby Vilu śpiewała i jeszcze bardziej przypominała moja pustaka by zniknęła? Ale ze mnie egoista! Cały czas myślę o sobie! Koniec tego. Violetta to moja córka i to ona powinna być teraz dla mnie najważniejsza. Zwlokłem się z łóżka i spojrzałem na zegarek. Wskazywał 6:20. Olga już pewnie przygotowuje śniadanie, a Ramallo, Federico i Violetta śpią. Z tego co pamiętam to Fede też dziś idzie do Studia. Stanąłem przed drzwiami do pokoju córki. Czułem coś na wzór stresu czy może strachu. Wszedłem. Viola smacznie spała. Mimo jej wieku ja nadal widziałem tą malusią Violcie która ze łzami w oczach pytała „Gdzie jest mama?” Tęsknie za nią.”. Od tego czasu martwię się o nią. Czuję się winny, że musiała wychować się bez najważniejszej osoby w życiu dziecka – bez matki. Czasem myślę co ona by chciała żeby się teraz działo. Tym razem było tak samo. Ona na pewno chciałaby szczęścia córki. I jeszcze to co powiedział Federico… to mi też bardzo utkwiło w głowie. Czemu? Bo miał 100 % racji. Taki młody chłopak i tak mądry. Cóż. Chyba jest jedynym któremu ufam. Z żadnym innym chłopakiem nigdy nie zostawiłbym sam na sam Violettę. Już byłem pewny co mam zrobić. Sam nie wierzyłem w to co za chwilę powiem…
-Violetta wstawaj. Zaraz spóźnisz się do Studia…

*Violetta*

Obudziłam się o świcie. Nie byłam jednak w swoim pokoju. Wokół mnie było błękitne ściany. Obok mojego łóżka był kominek z rozpalonym ogniem. Po drugiej stronie pokoju stał bujany fotel i sztaluga malarska. Nie mogłam zrozumieć gdzie jestem. Dopiero po chwili przypomniałam sobie gdzie już widziałam to ciasne pomieszczenie. Ostatnio widziałam je gdy miałam osiem lat. Była to ilustracja w książce „Roszpunka”. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że mam na sobie wielką suknie i koronę na głowie. Zerwałam się z mojego łóżka które właściwie było łożem z baldachimem. Na nogach
miałam buty na obcasie. Takie same jak księżniczki w bajkach. Niestety chodzenie w nich nie było takie proste jak to w dzieciństwie się wydawało. Wolałam nie ryzykować połamaniem nóg więc ściągnęłam je i podeszłam do okna. Moim oczom ukazał się piękny krajobraz lasu. Do nozdrzy dotarł zapach świeżego powietrza. Kompletna cisza. Mogłabym tak w nieskończoność. Moja sielanka jednak szybko się skończyła. Usłyszałam wołanie…
-Violetto spuść no włosy swoje! – to prawdopodobnie był mój książę. Ale kto nim był? Przestraszyłam się. Czy zobaczę Leona czy może Tomasa? Zamknęłam oczy i spuściłam moje długie tłuste włosy. W końcu tajemniczy mężczyzna wdrapał się do mojej wierzy. Otworzyłam oczy i ujrzałam… mojego tatę.
-Tato? Co ty tutaj robisz? Myślałam, że to…
-Nie bój się kochanie. Tych dwóch knypków tutaj nie ma. Nie będą ci przeszkadzać. – Jak widać nawet tutaj był przesadnio opiekuńczy. Co z tego, że to kompletna dzicz oddalona od cywilizacji o kilkaset mil. I tak muszę uważać, żeby przypadkiem nie spotkać bodajże wróbelka.
-Stało się coś tato? U mnie wszystko w porządku.
-Violetto nie jestem głupcem. Wiem, że będziesz chciała uciec. Wiedz, że ci na to nie pozwolę.
-Ale tato!
-Koniec Violetta. Już nigdy nie będziesz śpiewać. Nigdy… - te słowa uderzały o moją głowę raniąc mnie za każdym razem coraz bardziej. Głos w głowie robił się coraz głośniejszy. Echo doprowadzało mnie do szaleństwa.
Nagle podniosłam się z łóżka. Tym razem już w swoim pokoju. Niechcący uderzyłam tatę który siedział przy mnie na łóżku.
-Nic ci nie jest? - Zaptałam lekko przejęta.
-Nie, to nic. Poboli i przestanie.
-Czemu mnie obudziłeś?
-Zaraz spóźnisz się do Studia. Wstawaj księżniczko. - Jego słowa nie do końca do mnie docierały.
-Kim jesteś i co zrobiłeś z moim tatą?
-Co?
-Nie udawaj. Gadaj! Co z nim zrobiłeś?
-Violetta ty masz gorączkę? Czegoś ty się nałapała w tych Włoszech?
-A nic. Już dobrze. Ale ty na pewno dobrze się czujesz? Mówisz jakieś dziwne rzeczy. Chyba majaczysz. – Na moje słowa tata tylko się zaśmiał.
-Już lepiej wstawaj bo naprawdę się spóźnisz. – Pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju. Byłam w szoku. To co właśnie się stało było kompletnym przeciwieństwem mojego snu. Może moja podświadomość tan na pożegnanie chciała mnie pomęczyć? Jeszcze nie do końca ogarnięta wstałam i ubrałam się. Co tata miał na myśli mówiąc „Zaraz spóźnisz się do Studia.”? To przecież niemożliwe żeby pozwolił mi chodzić do Studia. Wierzę w cuda ale nie takie. Zeszłam na śniadanie. Wszyscy już tam byli. Olga chyba miała wyjątkowo dobry humor. „Wyjątkowo” heh. Olga w złym humorze to nie Olga. Chociaż w porównaniu do wczoraj to była cała w skowronkach. Nawet w stosunku do Federico nie była taka ostra. Jednak nadal coś jej nie leżał. Muszę się dowiedzieć o co chodzi.
-Vilu pokażesz mi dziś Studio prawda?
-A nie. Bo ja przecież…
-Violetta. Czemu nie chcesz oprowadzić kolegę po szkole? – wtrącił się tata.
-Emm…
-No weź nie bądź taka. W końcu jeszcze jesteś mi coś winna po tym Rzymie prawda?
-No t tak…
-No właśnie. Nie daj się prosić.
-No okey. – Ukradkiem spojrzałam jeszcze na tatę. Zachowywał się kompletnie normalnie. Jakby nigdy nic. Schowałam ręce pod stół i szczypałam się w palec aby upewnić się, że to aby na pewno nie sen. Nic się nie zmieniało poza tym, że zaczął mnie boleć palec. Po posiłku razem z Federico wyszłam do Studia. Kiedy znaleźliśmy się kilka metrów od domu wlałam z siebie moje dziwne myśli.
-Ty miałeś coś wspólnego z tym zachowanie mojego taty?
-Może troszkę…
-Ale, ale jak…?
-Posłuchaj Violu. Twój tata wcale nie jest taki strasznie zły. Dobrze widzę co go gryzie. On się po prostu bał. Wiedz, że bardzo cię kocha i chce cie chronić.
-Wow. Dawno nikt tak nie mówił o moim ojcu.
-No widzisz. Niektórych ludzi trudno jest zrozumieć ale ważne jest to, że da się. Jeśli się chce to można zrozumieć wszystko. – Federico z dnia na dzień coraz bardziej mnie zaskakiwał. Nigdy nie spotkałam nikogo tak rozumnego. Muszę się od niego jeszcze wiele nauczyć.
Kiedy doszliśmy do Studia, ledwo weszliśmy do holu i zauważyłam moich znajomych. Myślałam, że zaraz się rozbeczę jak Male dziecko. Nie widziałam ich zaledwie tydzień a stęskniłam się jakbym nie widziała ich przynajmniej ze dwa lata. Moim oczom najpierw ukazały się Fran i Cami.
-Dziewczyny! – podbiegłam do przyjaciółek ściskając je z całej siły.
-Vilu wróciłaś! – Dziewczyny podzielały mój entuzjazm. Za chwile dołączył do nas Tomas, Andres, Braco i reszta paczki. Kiedy ze wszystkimi się witałam przez korytarz przechodził Leon. Nawet na mnie nie spojrzał. To niesamowicie zakłuło w serce. Może i nie jesteśmy już razem ale mógłby się chociaż przywitać. Nieśmiało odwróciłam wzrok z powrotem na przyjaciół. Na szczęście chyba nikt nie widział, że patrzyłam na Leona. I bardzo dobrze bo dopiero co wróciłam i nie chcę użalania się nade mną.

*Federico*

I kto miał rację? Federico miał rację! HA! Ale tutaj nie chodzi o mnie a o Violette i Germana.  Mówiąc szczerze myślałem, że German na serio olał moje słowa ale – myliłem się. Ona na serio słuchał co mówię. Nieźle. I Violetta będzie mogła chodzić do Studia. Z tego cieszę się teraz chyba najbardziej bo wolę w nowej szkole mieć kogoś kogo znam. Zaraz po śniadaniu wyszliśmy z domu. Po kilku minutach marszu moim oczom ukazał się spory, kolorowy budynek z napisem „Studio 21”. Myślałem, że zaraz oszaleje z podniecenia jednak starałem się zachować powagę. Już przed szkołą było pełno uczniów. Śpiewali, tańczyli, rozmawiali, śmiali się, grali na instrumentach. To był istny raj.  Schodami weszliśmy do wnętrza budynku. Zobaczyłem spory hol tak samo kolorowy jak wejście. Z każdej strony były drzwi do klas. Nagle Violetta opuściła nie i pobiegła do jakiś dwóch dziewczyn. Chwilę później dochodziło coraz więcej osób więc również podszedłem. Okazało się, że ci ludzie to jej przyjaciele. Wyglądali na miłych. Zastanawiało mnie tylko która z tych dziewczyn to Ludmiła. Violetta nie powiedziała mi ani słowa o tym jak ona wygląda. Podczas poszukiwań mój wzrok padł jednak na Violettę. Przez chwilę nie słuchała znajomych – patrzyła na jakiegoś chłopaka przechodzącego obok. Nie musiałem się zastanawiać, żeby domyśleć się, że to Leon. Cham niego. Przeszedł obok i nawet nie spojrzał na swoją byłą. Chwilę później zadzwonił dzwonek. Wszyscy rozeszli się do klas.
-Wybacz Fede, że tak cię zostawiłam, ale sam widzisz. Strasznie się na nimi stęskniłam.
-Za Leonem też co nie?
-Nie pytaj.
-Widziałem jak tędy szedł. Nie przejmuj się. Nie był ciebie wart.
-Dzięki ale na serio nie chcę teraz o tym gadać. Chodźmy bo zaraz spóźnimy się na lekcje Pablo. – bez słowa poszedłem za przyjaciółką do dużej Sali ze sceną. Na schodach siedział mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Domyśliłem się, że to owy Pablo. Nauczyciel i dyrektor szkoły. Chyba omawiał jakieś ćwiczenie. Nie słyszałem dokładnie bo stałem z tyłu.
-Przepraszam, a pan kim jest? – przerwał zwracając się do mnie.
-Jestem Federico.
-Emm.. wybacz chłopcze ale nie wolno tu wchodzić osobą z zewnątrz.
-A przepraszam bo tak niepełnie się przedstawiłem. Jestem Federico Pasquarelli. Wygrałem ten konkurs sprzed kilku miesięcy. Wcześniej nie miałem warunków, żeby dojechać do Argentyny i…
-Dobra poczekaj. Zostań na razie na zajęciach a po lekcji porozmawiamy w moim gabinecie, ok?
-Tak, jasne. – odpowiedziałem, a Pablo kontynuował. Po zajęciach poszedłem razem z nim do jego gabinetu. Było to niewielkie pomieszczenie w którym znajdowało się biurko, fotel i jakieś szafki. Była tam jednak przyjaźnie. Całkowicie inne uczucie niż wtedy gdy musiałem iść do dyrki w szkole we Włoszech.
-Tak więc Federico. Przechodząc do rzeczy to powinieneś od razu mnie powiadomić o odebraniu maila i podać termin w którym przyjedziesz…
-Wiesz to taka trochę idiotyczna sprawa, bo po prostu nie sprawdzałem poczty i tak się złożyło.
-Ja rozumiem. Z tym, że po miesiącu bez odpowiedzi wzięliśmy kogo innego na twoje miejsce.
-Aaa to nieciekawie. – Tymi słowami właśnie wyraziłem to, że świat mi się prawie zawalił.
-Z drugiej strony strata tak świetnego muzyka byłaby wręcz tragedią dla Studia 21. Witamy w naszych skromnych progach.
-Dziękuję panu. To dla mnie wiele znaczy.
-Nie ma sprawy. Tylko bez tego „pan” bo czuję się staro. – zażartował. – A teraz zmykaj na następną lekcję.
-Tak jasne. Jeszcze raz dziękuję. – wyszedłem z gabinetu zachowując powagę lecz z uśmiechem na twarzy. Dopiero kiedy zamknąłem za sobą drzwi dałem wydostać się emocjom.
-TAAAK! – krzyknąłem. Na moje szczęście na korytarzu nikogo nie było. Spojrzałem na mój podział godzin. Teraz lekcja tańca. Pędem poszedłem do szatni i przebrałem się w wygodniejszy strój. Później pobiegłem do Sali w której była lekcja.
-O jak ładnie. Pierwszy dzień w szkole i już spóźniony. Co masz na swoje usprawiedliwienie młodzieńcze? – Zwrócił się do mnie łysawy mężczyzna w średnim wieku.
-Przepraszam, byłem w gabinecie u dyrektora…
-Czyli już coś przeskrobałeś? – Zaczął się śmiać.
-Nie właściwie to nie. Musiałem tylko o czym porozmawiać…
-Cisza! To nie kawiarnia. Migiem do reszty. Pięć, sześć, siedem i… - Nauczyciel zaczął odliczać po czym pokazał nam nową choreografię. Wystarczyło zamienić kilka zdań i już wiedziałem, że będzie z nim ciężko. Nie zmieniało to jednak faktu iż jestem w tym momencie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

*German*

Violetta wyszła z Federico do Studia. Myślałem, że będzie mi ciężko lecz czuję się lepiej. Ona jest tam szczęśliwa, a ja pozbyłem się ciężaru jakim był lęk. Lecz czy może raczej obawa przed tym, że ona pójdzie w ślady matki. Że mnie oszuka. Że będzie coś przede mną ukrywać. Nasze życie się teraz może zmienić i to totalnie. Nie przejmuję się tym bo wiem, że będzie to zmiana na lepsze. Tylko dlaczego ta myśl zajmuje tak dużą część mojego mózgu. Siedziałem właśnie w swoim gabinecie. Kompletnie nie mogłem się skupić nas dokumentami. W końcu zdenerwowałem się i zacząłem je zbierać. Złożyłem wszystkie do „kupy” i odłożyłem na bok. Wtedy zauważyłem małe pudełeczko leżące na moim biurku. Jakimś cudem nie widziałem go wcześniej. Czerwony, niewielki pojemniczek od razu sprawił, że wiedziałem co jest w środku. Mimo to otworzyłem go i zobaczyłem pierścionek. Pierścionek który dałem kiedyś Angie. Drobny przedmiot natychmiastowo przywołał wspomnienie.

Nie mogłem wyjąć karty sim po czym na pomoc przyszedł mi anioł we własnej postaci. Wzięła telefon w swoje ręce po czym niechcący wpadł do zlewu. Angie wsadziła tam swoją drobną dłoń i wydostała telefon lecz został tam jej pierścionek. Było mi przykro, że z mojego powodu zgubiła swoją cenną
biżuterie. Pojechałem do jubilera i wypatrzyłem niemal identyczny. Pamiętałem jak wygląda bo lubię wpatrywać się w jej dłonie. Po powrocie poszedłem do swojego gabinetu i wezwałem Angie. Wydawała się taka przestraszona i niewinna. Wyjąłem z kieszeni to złote kółeczko w czerwonym pudełku i pokazałem. Nie chciała go przyjąć. Wstydziła się. Ta jej zawstydzona mina wywoływała uśmiech na mojej twarzy. Ująłem jej dłoń w swoją po czym założyłem pierścionek na jej palec.

Za każdym razem gdy na nią patrzyłem, myślałem, że mogę wszystko. Była moim aniołem stróżem. Nigdy nie zapomnę uczucia kiedy po raz pierwszy dotknąłem jej ciepłych ust. Wtedy również była taka przestraszona i bezradna. Czułem ją całym sobą. Byliśmy jednością i…. co ja zrobiłem?! 
______________________________________________________
WKOŃCU TO NAPISAŁAM XD Troszku trzebabyło się namęczyć ale jest :3 Tak więc - bądźcie happy xd
Vilu księżniczką a German jej księciem... CO?! xd
Fede jak zwykle podniecony no bo jakże innaczej. Ale już dwie osoby go nie lubią :ooo 
Cytując Ramallo: "German kocha się w Angie" huehuehue :3 Szlachetny zdał sobie sprawę ze swoich błędów :') 
Nos vemos a la próxima vez. Chauuu ;* /Pala

środa, 16 kwietnia 2014

3.OOO - Dziękuję :)


Dziś wybiło mi 3000 wyświetleń na blogu za co chciałabym wam serdecznie podziękować. Siedzę tu już kilka miesięcy i skrobie te opowiadania i cieszę się, że są jakieś osóbki co to czytają :)

Mam jeszcze jedną sprawę. A mianowicie może zauważyliście, że moje opowiadania ostatnio przybrały trochę jakby inną formę. Chodzi mi o to, że na początku to wszystko było praktycznie rzecz biorąc - nudne. Doszłam do tego po tym jak zaczęłam czytać blogi innych. Akcja toczyła się bardzo przewidywalnie. Ten cały wyjazd do Włoszech był moim małym przełomem. Chciałam zrobić coś bardziej nietypowego. Wcześniej pisałam w bardzo prosty sposób, a teraz staram się uwzględniać więcej szczegułów. Wiem - nadal jest średniawo ale idę do przodu i staram się. Krok po kroku a opowiadania będą lepsze i ciekawsze.

I ostatnia sprawa, czyli "Gdzie jest kolejny rodzial?". Piszę ten rozdział już czwarty dzień i dalej nie skończyłam XD No bo to wszystko przez te szczegóły. Tak pisze i co chwilę do głowy wpada mi nowy pomysł i nie mogę tego skończyć. Jak tak teraz sobie to "obliczam" to myślę, że wrzucę jutro lub ewentualnie pojutrze. I jeszcze święta teraz będą no to wiecie jak to jest. Familia się zjeżdża i trzeba posprzatać xd Dziękuję za wyrozumiałość. Lov ♥/Pala

sobota, 12 kwietnia 2014

Jednorazówka: DZIEŃ Z LODOVICĄ COMELLO ♥


Pewnego ranka obudziłam się przybita. Dziś koncert Lodoviki Comello w Warszawie, a ja nie mogę jechać. Mieszkam na południu Polski i nie mam dojazdu. Wczorajszego dnia płakałam, że moja idolka jest w tym kraju co ja i nie mogę jej zobaczyć. Wstałam z łóżka i zaparzyłam kawę. W kuchni była też mama. Przyglądała mi się z politowaniem ale udawałam, że nie widzę. Prędko nie odzyskam humoru. Dolałam do kawy mleka i odeszłam do swojego pokoju. Żeby się nie nudzić włączyłam telewizor na stacje Eska TV. Akurat trafiłam na newsy.
-„Już dzisiaj o godzinie 18:30 koncert młodej włoszki Lodoviki Comello w Warszz…”. – Nie miałam ochoty o tym słuchać. Szybko wyłączyłam telewizor i uderzyłam głową w biurko. Czemu moje marzenia nigdy się nie spełniają?
-Paulina co ty wyprawiasz? – usłyszałam głos mamy z progu drzwi. – Jeszcze nie ubrana?
-Nie. I do końca dnia nie mama zamiaru tego robić.
-No dobrze. Chciałam ci coś powiedzieć ale jak nie to nie.
-O co chodzi?
-No to słuchaj. Moja znajoma z Krakowa jedzie z córką na ten koncert i może cię wziąć.
-Ty sobie ze mnie żartujesz, prawda?
A gdzież. Tylko, że przyjedzie po ciebie za jakąś godzinę bo musi załatwić coś w Warszawie. – Zatkało mnie. Przez chwilę stałam w bezruchu lecz po chwili słowa wypowiedziane przez moją mamę dotarły do mnie. Wypchnęłam ją z pokoju i zaczęłam się ubierać i pakować z prędkością światła. 20 minut później już byłam gotowa. Z szuflady wyjęłam jeszcze pieniądze na bilet. Leżały tam już bardzo długo w oczekiwaniu na taką właśnie okazję. Za około 30 minut pod dom podjechała koleżanka mojej mamy. Zgarnęłam swoje rzeczy i wskoczyłam do samochodu. Pięciogodzinna jazda mogła wydawać się nudna jednak przez ten czas zdążyłam poznać Monikę – córkę koleżanki mamy. Była w moim wieku i tak jak ja była Lodofanaticą i V-Loverką. Przez całą drogę rozprawiałyśmy o każde postaci z „Violetty” i parringach. Przez kilka minut nawet śpiewałyśmy piosenki Lodo, jakkolwiek one brzmiały w naszym wykonaniu. Nim się obejrzałyśmy, byłyśmy już w Warszawie przy hotelu w którym miałyśmy dzisiaj nocować. Wparowałyśmy do naszego pokoju rozpakowując swoje rzeczy choć nie było ich wiele. Była dopiero 15:05 więc miałyśmy jeszcze sporo czasu do koncertu. Monika pojechała razem z mamą załatwić ową sprawę jaką była wizyta u dentysty. Ja natomiast wolałam pozwiedzać Warszawę. Przy okazji postanowiłam zabawić się w grajka ulicznego. Wzięłam na ramię moją gitarę i wyszłam. Chodziłam po Wawie zwiedzając różne miejsca jednocześnie uważając na drogę bo w tak dużym mieście łatwo jest się zgubić. Po pewnym czasie zaczęły mnie boleć nogi więc poszłam w stronę parku by trochę tam odpocząć. Po drodze przechodziłam przez jakieś zatłoczone, zacienione miejsce. Dzisiaj był straszny upał więc nie dziwię się, że było tam tak dużo ludzi. Przechodząc tamtędy wpadła na mnie jakaś szatynka.
-No jak pani idzie? – zdenerwowałam się.
-I’m sorry. I don’t understeand.
-A ja nie mówię po angielsku. Następnym razem niech pani po prostu uważa. – Nie mam pojęcia dlaczego zareagowałam tak agresywnie. To był zwykły wypadek. Jednak jedna rzecz nie dawała mi spokoju a mianowicie głos tej dziewczyny. Wydawał mi się tak dziwnie znajomy, że nie mogłam przestać myśleć o tym do kogo on należał. Byłam trochę za bardzo zdenerwowana i nie zwróciłam uwagi na twarz. Kiedy doszłam do parku usiadłam na ławce i aby się od stresować zaczęłam grać na gitarze moją ulubioną piosenkę „Otro Dia Mas”. Z tego wszystkiego nawet zaczęłam śpiewać. Grając gapiłam się w parkowy chodnik. Zaledwie dwie minuty później do mojego futerału na gitarę wpadło 5 euro przy czym usłyszałam słowa osoby która wrzuciła te pieniądze.
-Pretty voice. – Ten głos. To ten sam który usłyszałam wcześniej. Podniosłam głowę i zobaczyłam…
-O mój Boże! Lodovica Comello!
-Ciao! – zaśmiała się, - What’s your name? – Mój angielski nie był nawet na poziomie podstawowym ale za to dobrze znałam hiszpański.
-No hablo ingles.
-Oj przepraszam. Jak się nazywasz? – zapytała tym razem już po hiszpańsku (dalsza rozmowa również po hiszpańsku).
-Jestem Paulina. – Zająkałam się. – Nie wierzę, że to naprawdę ty.
-We własnej osobie. Wybierasz się dziś na koncert?
-No… T tak, jasne.
-Ty jesteś tutejsza prawda? To znaczy… jesteś polką?
-Mhm. – Przytaknęłam.
-Super. A mogę mieć do ciebie prośbę?
-Cóż za pytanie. Jasne, że tak.
-Mogłabyś opowiedzieć mi trochę o tym kraju?
-Tak, chodźmy. – W sumie niewiele wiedziałam o Warszawie ale powiedziałam wszystko o czym miałam jakiekolwiek pojęcie. Po około godzinie doszłyśmy do galerii „Złote Tarasy” gdzie poszłyśmy na koktajl. W rozmowie nie ograniczałam się do „opowieści” o Warszawie ale również o innych miastach, ciekawych tradycjach czy tutejszego jedzenia. Nawet namówiłam ją, eby spróbowała powiedzieć kilka słów po polsku. Niestety nie szło jej to najlepiej. Jak to mówią „Polski język – trudny język”. Dowiedziałam się również co nieco o Włoszech. W pewnym momencie podbiegła do nas około dziesięcioletnia dziewczynka ze zdjęciem Lodo w ręku.
-Lodovica jestem twoją fanką. Dasz mi autograf? – Mimo iż idolka nie znała polskiego bezbłędnie odczytała intencje swojej małej fanki. – Dziękuję. Idę dziś na twój koncert i już nie mogę się doczekać. – nawijała. Lodovica tylko patrzyła pytająco. Jej mina dosyć mnie śmieszyła ale chwilę później zabrałam się za tłumaczenie. Po chwili dziewczynka odeszła.
-Ale już późno. Muszę jeszcze zrobić próbę dźwięku.
-Szkoda, że już idziesz…
-Weź nie żartuj. – przerwała mi. – Chodź ze mną.
-Na serio?
-Tak. No chodź. – Prosto ze Złotych Tarasów poszłyśmy do klubu „Proxima” w którym miał się odbyć koncert. Przy wejściu podbiegł do nas wysoki mężczyzna z bujną, blond czupryną. Rozpoznałam go. To był Pancho Cia, gitarzysta.
-No w końcu jesteś. Przecież trzeba zrobić próbę. No chodź już. – Pancho „porwał” ze sobą Lodo, a ja powoli poszłam za nimi. Niestety przy wejściu na salę, drogę zatorował mi ochroniarz.
-Gdzie się wybierasz? Fanom nie wolno tu wchodzić.
-Ale…

-Żadnego ale. Proszę zaczekać przed klubem. – Agresywny ochroniarz wyprowadził mnie za drzwi nie dopuszczając mnie do słowa. W tym momencie byłam bezsilna. Usiadłam na schodach i spokojnie czekałam. Spokoju jednak długo nie miałam bo fani szybko zaczęli się schodzić. Po kilkunastu minutach było już około piętnastu osób. W pewnym momencie zaczęłam słyszeć ciche „tss tss”. Zaczęłam si rozglądasz w poszukiwaniu źródła dziwnego dźwięku. W końcu za rogiem klubu zauważyłam nikogo innego jak Lodo. Wzięłam za ramię swoją gitarę i przemknęłam się za budynek. Okazało się, że jest tam drugie wejście.
-Gdzie ty byłaś? Szukałam cię po całym klubie.
-Taki tam wielki ochroniarz mnie wywalił. Nic takiego…
-To co ty chciałaś zrobić na mnie zamach czy co?
-Ha ha. Bardzo śmieszne.
-Dobra chodź. Próbę dźwięku już skończyłam więc mamy trochę czasu na odpoczynek w garderobie. - Bez słowa poszłam za swoją idolką do garderoby lecz wcześniej czekało nas jeszcze jedno spotkanie z moim mocarnym przyjacielem – ochroniarzem.
-A ty znowu tutaj? Już ci mówiłem, że… - Na szczęście w mojej obronie stanęła Lodovica.
-Ej wyluzuj trochę co? To moja koleżanka. – Jak to pięknie brzmiało. JA?! Ja koleżanką Lodoviki Comello. W najśmielszych snach mi się to nie zdarzyło.
-Oh najmocniej przepraszam. To ja już pójdę. – Nigdy nie myślałam, że zobaczę wielkiego ochroniarza wyglądającego jak przestraszona kaczuszka. W garderobie rozmawiałyśmy słuchając muzyki. Zaledwie kilka minut później usłyszałyśmy wielkie okrzyki. Fani zostali wpuszczenia na widownię. Ja również się tam udałam. Jakimś cudem załapałam się na miejsce w pierwszym rzędzie. Koncert się zaczął. Zespół zaczął grać „Universo”. Tuż po tym na scenę wskoczyła Lodo. Była świetna. Miało w sobie tyle energii. Widać, że kocha to co robi. Później zaśpiewała „Solo Musica”, „Otro Dia Mas”, „Ti Credo” i „La Cosa Mas Linda”. Przed kolejną piosenkę Lodovica chciała coś powiedzieć. Myślałam, że to zwykła zapowiedź piosenki jednak przeoczyłam się…
-Kolejną piosenkę chciałabym wykonać z dziś poznaną osobą. Jestem jej bardzo wdzięczna i chciałabym się odwdzięczyć. Paulina choć tu do mnie! – Bez zastanowienia wbiegłam na scenę. Jeden z dźwiękowców podał mi moją gitarę. Lodo natomiast wzięła swoją i zaczęłyśmy grać „Junto a Ti”. Śpiewając czułam jakby czas się zatrzymał. Nie miałam tremy. Nim się obejrzałam piosenka się skończyła. Lodo mi podziękowała po czym zeszłam ze sceny po czym kontynuowała koncert. Kiedy się skończył wróciłam jednak za kulisy. Bez zastanowienia rzuciłam się Lodo na szyję. Mogło to dziwnie wyglądać ponieważ jestem od niej trochę wyższa jednak nie zwracałam na to uwagi.
-Dziękuję.
-Nie masz za co dziękować. Weź mój numer telefonu. Jak kiedyś będziesz we Włoszech to zadzwoń. – Dała mi małą karteczkę z numerem i odeszła. Ja wzięłam swoją gitarę i również wyszłam. Na szczęście dogoniłam Monikę. Po drodze opowiedziałam jej wszystko co mnie dzisiaj spotkało. Kiedy doszłyśmy do hotelu od razu poszłam spać. Zasnęłam wręcz momentalnie. Obudziłam się następnego ranka około 9:00. Nie byłam jednak o pokoju hotelowym. Byłam… w siebie w domu. Czy to wszystko to był tylko sen?

***

To opowiadanie było pisane specjalnie na konkurs użądzony przez stronę Lodovica Comello Polska jednak niestety nie udało mi się wygrać (nic nowego xd). Tak więc postanowiłam, że udostępnie je wam. Jeśli możecie to zostawcie opinie w komentarzu. W tym przypadku jest to dla mnie szczególnie ważne. 
Saludos amigos :D /Pala


środa, 9 kwietnia 2014

Opowiadanie cz.41


*Federico*

To już ten dzień. Dzisiaj jadę razem z Violettą i Germanem do Buenos Aires. Nie potrafię powiedzieć który dzień jest dla mnie piękniejszy. Wczorajszy w którym występowałem razem z Tiziano czy dzisiejszy w którym pojadę do Argentyny. Niestety lecimy dopiero po południu dlatego zaraz po przyjeździe nie będę mógł iść do Studia 21. Ale ma to i swoje plusy. W końcu będą aż trzy mega szczęśliwe dni pod rząd. Ostatnio zachowuję się jak dzieciak który dostał worek pełny cukierków. Ale jak mi się dziwić? Czuję się jak w czepku urodzony. Ostatnimi dni wszystko mi wychodzi. Może to wszystko nieszczęśliwe co działo się wcześniej było przygotowaniem do tego co dzieje się teraz? Nie wiem… I jeszcze Violetta. Co by teraz było gdyby nie ona? Bo to głównie dzięki niej teraz jest jak jest.
-Federico! Przypalasz kotlety! – wołanie mojej mamy wyrwało mnie z przemyśleń. Całkiem zapomniałem o tym, że przez cały ten czas stałem w kuchni przy kuchence opiekając kotlety mielone na obiad.
-O mój Boże. Przepraszam. Zamyśliłem się. – szybko zdjąłem z patelni już czarnego kotleta.
-Cieszysz się z wyjazdu prawda? – mama bezbłędnie odgadła moje myśli.
-I to bardzo.
-Federico możesz mi coś obiecać?
-Tak, jasne. Ale o co chodzi? Stało się coś?
-Obiecaj, że nie zapomnisz o swojej ojczyźnie, rodzinie i wrócisz tutaj.
-Mamo oczywiście, że wrócę.
-Będę tęsknić. – do jej oczy zaczęły napływać łzy. Z tego wszystkiego myślałem, że też się rozpłaczę. Bez wahania przytuliłem moją mamę. Mógłbym tak bez końca gdy przypomniałem sobie o bardzo istotnej rzeczy…
-Kotlety! – odskoczyłem od mamy i zdjąłem z patelni kolejny spalony kawałek mięsa.
-Jak widać dziś jemy na bogato. – zaśmiał się German wchodząc do kuchni.
-To ja może zamówię pizze bo z tymi kotletami coś chyba nie wyjdzie. – odparła mama i wyszła biorąc ze sobą telefon. Pół godziny później dostawca przywiózł nasz obiad. Na szczęście wszystkim smakowało. Z resztą nawet się nie dziwię. W końcu to oryginalna włoska pizza. Po zaledwie dwóch godzinach nadszedł czas na wyjazd. Walizki spakowaliśmy do bagażnika taksówki i zostało tylko się pożegnać. Oczywiście nie obeszło się bez łez. Wsiedliśmy do taksówki. Odjeżdżając usłyszałem jeszcze wołanie.
-Nie zapomnij o obietnicy…! – w myślach odpowiedziałem tylko „obiecuję”.

Niestety na drodze czekały na nas straszne korki. Prawie spóźniliśmy się na samolot. Na szczęście lub nieszczęście okazało się, że lot będzie opóźniony. Siedzieliśmy na lotnisku gdzie był straszny tłok. Po jakimś czasie aż rozbolała mnie głowa. Razem z Violettą wyszliśmy na zewnątrz. Chłodne powietrze dobrze na mnie podziałało. Ból szybko minął. Violetta już miała wracać kiedy ją zatrzymałem.
-Ej a może pośpiewamy sobie. Tak cicho tutaj.
-Weź się nie wygłupiaj. Zaraz samolot nam odleci i co?
-przecież twój tata po na przyjdzie. No chodź. – wyjąłem gitarę z futerału i zacząłem grać piosenkę o tytule „Hoy somos mas”. Jej tekst znalazłem przypadkowo w torbie Violetty. Nie wiem co mnie natchnęło na zaśpiewanie jej. Może to dlatego, że ona opisywała to co teraz czuję. To co się dzieje to tak jakby rozpoczyna nowy rozdział w moim życiu. Kiedy tak śpiewaliśmy podeszła do nas starsza kobieta ubrana w długą suknie i owinięta kolorowymi chustami.
-Witajcie dzieci. Chcecie może poznać przyszłość?
-Nie, nie. Dziękujemy. – wypaliła Violetta.
-Ja chętnie! – Violetta tylko spojrzała na mnie jak na wariata który właśnie dostał ataku.
-Tak więc chodź za mną chłopcze. – wolnym krokiem kobieta zaprowadziła mnie to malutkiego namiotu jeśli namiotem można to było nazwać.
-Aby zacząć potrzebuję nasilenia mocy w czym może mi pomóc obecność metalu z którego wykonuje się monety. Im więcej tym wróżba będzie dokładniejsza. -Lekko pachnąłem śmiechem i wyciągnąłem z kieszeni 3 euro i podałem „wróżce”.
-Hmm… może to wystarczy. – wróżka zamknęła oczy i skupiła się na swojej magicznej kuli. – Oo widzę coś. To dziewczyna. Tak, tak. Piękna dziewczyna z blond włosami…
-A coś więcej?
-Za mało metalu chłopcze. Albo szybciutko wykładasz na stół albo wynocha.
-W takim razie dowidzenia. – uśmiechnąłem się po czym wyszedłem z pseudo namiotu kobiety. Przez cały czas kiedy byłem w tajemniczym pomieszczeniu próbowałem powstrzymać śmiech. Kiedy wyszedłem wybuchłem. Violetta patrząc na mnie tylko przyłączyła się do mojego napadu.
-Ale ty wiesz, że ona tylko chciała wyciągnąć od ciebie pieniądze, prawda?
-Wiem to bardzo dobrze. Po prostu byłem ciekawy co wymyśli.
-No i co ciekawego ci opowiedziała?
-Że spotkam blond-włosą dziewczynę.
-I tyle?
-I tyle. Stwierdziła, e dałem za mało metalu który w magiczny sposób pomaga jej w przewidywaniu przyszłości. – na te słowa Violetta ponownie dostała ataku śmiechu. Nasze śmiechy przerwał jednak German.
-Chodźcie już. Samolot zaraz odlatuje. – zebraliśmy swoje manatki i wręcz pobiegliśmy do samolotu. Dzięki naszemu tępu byliśmy kilka minut wcześniej. Spokojnie zajęliśmy swoje miejsca. Zaledwie kilka minut później samolot wystartował. Trochę się bałem jak zwykle ale nie było tak źle. Podczas lotu nie nudziłem się. Prawie całą drogę przegadałem z Violettą.
-Ej ale pamiętaj, że teraz ty będziesz moim przewodnikiem.
-A co ja jestem?
-Argentynką. Innej nie znam więc zostajesz mi tylko ty.
-Tobie to nie za dobrze?
-Ja się z tobą męczyłem więc teraz twoja kolej.
-Dimenticate (zapomnij).
-HA! A jednak znasz włoski! – prawie wykrzyczałem.
-Słowa które znam można policzyć na palcach. To tylko tyle co załapałam od mojej przyjaciółki.
-Tej Ludmiły?
-Nie. Od Franceski.
-A właśnie. Miałaś mi powiedzieć coś o tej Ludmile.
-A co ona cię tak interesuje co? – zauważyłem, że Vilu ma jakieś dziwne podejrzenia więc wszystko zacząłem prostować.
-No bo mówiłaś coś o niej i tak jakoś…
-Dobra nie tłumacz się już. No to dziewczyna ze Studia 21. Diva i w ogóle… Strasznie się wywyższa, a innych poniża. Nie wiem czemu to robi. Jest nieznośna.
-A może ona ma jakiś problem czy coś i tak się zachowuje. Na świecie są różni ludzie.
-Mi się wydaje czy ty jej bronisz?
-Co? Nie. Nawet jej nie znam.
-Ale uwierz mi. Poznasz. Nie zdziw się jeśli zmienisz zdanie.
-Okeeey… - trochę nie rozumiałem Violetty. Przecież dla każdego trzeba okazać trochę zrozumienia. A może ona rzeczywiście jest taka… zła? Wątpię żeby Viola mnie okłamywała. Osoba jaką jest Ludmiła zaciekawiła mnie. Chciałbym ją poznać.

*Violetta*

Po długim locie samolotem w końcu wylądowaliśmy w Buenos Aires. Był już późny wieczór jednak czułam jakbym wszystko widziała. Nie mogłam przestać się uśmiechać. Mimo świetnie spędzonego czasu z Federico, stęskniłam się za przyjaciółmi i za Angie. Tak naprawdę nie wiem czy prędko ich zobaczę. Powrót tutaj wiązał się przecież z ponownym więzieniem. Tata chyba nigdy się nie zmieni. Chociaż może i pozwoli mi przywitać się ze znajomymi. Przed wyjazdem nawet się nie pożegnałam. Oby nie mieli mi tego za złe. Albo może wyjdę do Studia z pretekstem, że chce odprowadzić Federico. Już sama nie wiem co robić. Kiedy weszliśmy do domu przywitała nas Olga.
-O już jesteście. Violciu ale się stęskniłam. Nie było was prawie tydzień. Przez ten czas upiekłam ci 10 tortów czekoladowych i jeszcze jeden truskawkowy. Pewnie jesteś zmęczona. Zrobić ci kakao?
-Nie Olgo. Nic nie chcę.
-To ja poproszę. – powiedział ucieszony jak małe dziecko Federico.
-A kim jest ten kawaler?
-Jestem Federico. Miło mi panią poznać. – wyciągnął rękę do gosposi. Ona odwzajemniła gest dziwnie przyglądając się mojemu przyjacielowi.
-Ehh… mogliście uprzedzić, że będą goście. Przygotowałabym posłanie. Poczekaj chłopcze. Zaraz się tym zajmę.
-Dziękuję. – nie wiem czemu ale Oldze chyba Fede nie przypadł do gustu. Jakoś tak chłodno na niego patrzyła co jest dziwne. Olgita którą znam zawsze była milutka dla wszystkich. No prawie wszystkich. Z Ramallo to różnie jest. Federico zaczekał w salonie, aż Olga przygotuje pokój a ja poszłam do siebie. Rzuciwszy walizki w kąt pokoju upadłam na lóżko i zasnęłam.
_______________________________________________________
Pisałam, że rozdział będzie za tydzień - wstawiłam prawie za 2 (#OnlyPala) ;-; 
Jakoś tak natchnienia nie miałam i ciężko mi się pisało więc krótkie no... 
Bład-włosa piękność? Nie, nikt nie wie o kogo chodzi xdd Ale ciekawe o co Oldze chodzi c'nie? :/ 
Kolejny rozdział postaram się napisać jak najszybciej chociaż nic nie obiecuję. 
Besoo <3 /Pala