piątek, 18 kwietnia 2014

Opowiadanie cz.42


*German*

Wczorajsza podróż trochę mnie zmęczyła. W sumie sam pobyt we Włoszech nie był dla mnie wakacjami, ponieważ pojechałem tam pracować. Jednak oprócz pracy i zmęczenia w mojej głowie było jeszcze jedno – Violetta. Minął dobry tydzień, a ja nadal nie mogę  zrozumieć czemu ona mnie okłamywała. Gdyby chociaż byłaby to jakaż nieistotna sprawa i trwałoby to krótko ale nie. Okłamała mnie w tak ważnej sprawie i nawet nie wiem dokładnie jak długo to się toczyło. Pewnie już długo skoro tak się przywiązała do tego miejsca. Swoją drogą jak można tak przywiązać się do zwykłej placówki. Co to niby jest? Zwykła szkoła muzyczna. Przyjaciele? Przyjaciele przychodzą i odchodzą. A może tam poznała tego całego Leona i Tomasa. Chociaż… Maria też kochała tą szkołę. Chodziła tam z pasją i determinacją. Była tam szczęśliwa. W pewnym sensie gdyby nie ta szkoła może i nigdy bym jej nie spotkał. Jak wyglądałoby teraz moja życie? Ale zaraz…
-Co ja do cholery zrobiłem?! – powiedziałem na głos wysokim tonem – prawie krzykiem uderzają głową w poduszkę. Jak ja mogłem być tak ślepy? Violetta zawsze była taka jak Maria. Dlatego tak się obawiałem, że zacznie śpiewać. Moje życie bez żony jest puste i bałem się, że Violetta będzie mi ją przypominać. I poszedłem złą stroną. Może gdyby Vilu śpiewała i jeszcze bardziej przypominała moja pustaka by zniknęła? Ale ze mnie egoista! Cały czas myślę o sobie! Koniec tego. Violetta to moja córka i to ona powinna być teraz dla mnie najważniejsza. Zwlokłem się z łóżka i spojrzałem na zegarek. Wskazywał 6:20. Olga już pewnie przygotowuje śniadanie, a Ramallo, Federico i Violetta śpią. Z tego co pamiętam to Fede też dziś idzie do Studia. Stanąłem przed drzwiami do pokoju córki. Czułem coś na wzór stresu czy może strachu. Wszedłem. Viola smacznie spała. Mimo jej wieku ja nadal widziałem tą malusią Violcie która ze łzami w oczach pytała „Gdzie jest mama?” Tęsknie za nią.”. Od tego czasu martwię się o nią. Czuję się winny, że musiała wychować się bez najważniejszej osoby w życiu dziecka – bez matki. Czasem myślę co ona by chciała żeby się teraz działo. Tym razem było tak samo. Ona na pewno chciałaby szczęścia córki. I jeszcze to co powiedział Federico… to mi też bardzo utkwiło w głowie. Czemu? Bo miał 100 % racji. Taki młody chłopak i tak mądry. Cóż. Chyba jest jedynym któremu ufam. Z żadnym innym chłopakiem nigdy nie zostawiłbym sam na sam Violettę. Już byłem pewny co mam zrobić. Sam nie wierzyłem w to co za chwilę powiem…
-Violetta wstawaj. Zaraz spóźnisz się do Studia…

*Violetta*

Obudziłam się o świcie. Nie byłam jednak w swoim pokoju. Wokół mnie było błękitne ściany. Obok mojego łóżka był kominek z rozpalonym ogniem. Po drugiej stronie pokoju stał bujany fotel i sztaluga malarska. Nie mogłam zrozumieć gdzie jestem. Dopiero po chwili przypomniałam sobie gdzie już widziałam to ciasne pomieszczenie. Ostatnio widziałam je gdy miałam osiem lat. Była to ilustracja w książce „Roszpunka”. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że mam na sobie wielką suknie i koronę na głowie. Zerwałam się z mojego łóżka które właściwie było łożem z baldachimem. Na nogach
miałam buty na obcasie. Takie same jak księżniczki w bajkach. Niestety chodzenie w nich nie było takie proste jak to w dzieciństwie się wydawało. Wolałam nie ryzykować połamaniem nóg więc ściągnęłam je i podeszłam do okna. Moim oczom ukazał się piękny krajobraz lasu. Do nozdrzy dotarł zapach świeżego powietrza. Kompletna cisza. Mogłabym tak w nieskończoność. Moja sielanka jednak szybko się skończyła. Usłyszałam wołanie…
-Violetto spuść no włosy swoje! – to prawdopodobnie był mój książę. Ale kto nim był? Przestraszyłam się. Czy zobaczę Leona czy może Tomasa? Zamknęłam oczy i spuściłam moje długie tłuste włosy. W końcu tajemniczy mężczyzna wdrapał się do mojej wierzy. Otworzyłam oczy i ujrzałam… mojego tatę.
-Tato? Co ty tutaj robisz? Myślałam, że to…
-Nie bój się kochanie. Tych dwóch knypków tutaj nie ma. Nie będą ci przeszkadzać. – Jak widać nawet tutaj był przesadnio opiekuńczy. Co z tego, że to kompletna dzicz oddalona od cywilizacji o kilkaset mil. I tak muszę uważać, żeby przypadkiem nie spotkać bodajże wróbelka.
-Stało się coś tato? U mnie wszystko w porządku.
-Violetto nie jestem głupcem. Wiem, że będziesz chciała uciec. Wiedz, że ci na to nie pozwolę.
-Ale tato!
-Koniec Violetta. Już nigdy nie będziesz śpiewać. Nigdy… - te słowa uderzały o moją głowę raniąc mnie za każdym razem coraz bardziej. Głos w głowie robił się coraz głośniejszy. Echo doprowadzało mnie do szaleństwa.
Nagle podniosłam się z łóżka. Tym razem już w swoim pokoju. Niechcący uderzyłam tatę który siedział przy mnie na łóżku.
-Nic ci nie jest? - Zaptałam lekko przejęta.
-Nie, to nic. Poboli i przestanie.
-Czemu mnie obudziłeś?
-Zaraz spóźnisz się do Studia. Wstawaj księżniczko. - Jego słowa nie do końca do mnie docierały.
-Kim jesteś i co zrobiłeś z moim tatą?
-Co?
-Nie udawaj. Gadaj! Co z nim zrobiłeś?
-Violetta ty masz gorączkę? Czegoś ty się nałapała w tych Włoszech?
-A nic. Już dobrze. Ale ty na pewno dobrze się czujesz? Mówisz jakieś dziwne rzeczy. Chyba majaczysz. – Na moje słowa tata tylko się zaśmiał.
-Już lepiej wstawaj bo naprawdę się spóźnisz. – Pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju. Byłam w szoku. To co właśnie się stało było kompletnym przeciwieństwem mojego snu. Może moja podświadomość tan na pożegnanie chciała mnie pomęczyć? Jeszcze nie do końca ogarnięta wstałam i ubrałam się. Co tata miał na myśli mówiąc „Zaraz spóźnisz się do Studia.”? To przecież niemożliwe żeby pozwolił mi chodzić do Studia. Wierzę w cuda ale nie takie. Zeszłam na śniadanie. Wszyscy już tam byli. Olga chyba miała wyjątkowo dobry humor. „Wyjątkowo” heh. Olga w złym humorze to nie Olga. Chociaż w porównaniu do wczoraj to była cała w skowronkach. Nawet w stosunku do Federico nie była taka ostra. Jednak nadal coś jej nie leżał. Muszę się dowiedzieć o co chodzi.
-Vilu pokażesz mi dziś Studio prawda?
-A nie. Bo ja przecież…
-Violetta. Czemu nie chcesz oprowadzić kolegę po szkole? – wtrącił się tata.
-Emm…
-No weź nie bądź taka. W końcu jeszcze jesteś mi coś winna po tym Rzymie prawda?
-No t tak…
-No właśnie. Nie daj się prosić.
-No okey. – Ukradkiem spojrzałam jeszcze na tatę. Zachowywał się kompletnie normalnie. Jakby nigdy nic. Schowałam ręce pod stół i szczypałam się w palec aby upewnić się, że to aby na pewno nie sen. Nic się nie zmieniało poza tym, że zaczął mnie boleć palec. Po posiłku razem z Federico wyszłam do Studia. Kiedy znaleźliśmy się kilka metrów od domu wlałam z siebie moje dziwne myśli.
-Ty miałeś coś wspólnego z tym zachowanie mojego taty?
-Może troszkę…
-Ale, ale jak…?
-Posłuchaj Violu. Twój tata wcale nie jest taki strasznie zły. Dobrze widzę co go gryzie. On się po prostu bał. Wiedz, że bardzo cię kocha i chce cie chronić.
-Wow. Dawno nikt tak nie mówił o moim ojcu.
-No widzisz. Niektórych ludzi trudno jest zrozumieć ale ważne jest to, że da się. Jeśli się chce to można zrozumieć wszystko. – Federico z dnia na dzień coraz bardziej mnie zaskakiwał. Nigdy nie spotkałam nikogo tak rozumnego. Muszę się od niego jeszcze wiele nauczyć.
Kiedy doszliśmy do Studia, ledwo weszliśmy do holu i zauważyłam moich znajomych. Myślałam, że zaraz się rozbeczę jak Male dziecko. Nie widziałam ich zaledwie tydzień a stęskniłam się jakbym nie widziała ich przynajmniej ze dwa lata. Moim oczom najpierw ukazały się Fran i Cami.
-Dziewczyny! – podbiegłam do przyjaciółek ściskając je z całej siły.
-Vilu wróciłaś! – Dziewczyny podzielały mój entuzjazm. Za chwile dołączył do nas Tomas, Andres, Braco i reszta paczki. Kiedy ze wszystkimi się witałam przez korytarz przechodził Leon. Nawet na mnie nie spojrzał. To niesamowicie zakłuło w serce. Może i nie jesteśmy już razem ale mógłby się chociaż przywitać. Nieśmiało odwróciłam wzrok z powrotem na przyjaciół. Na szczęście chyba nikt nie widział, że patrzyłam na Leona. I bardzo dobrze bo dopiero co wróciłam i nie chcę użalania się nade mną.

*Federico*

I kto miał rację? Federico miał rację! HA! Ale tutaj nie chodzi o mnie a o Violette i Germana.  Mówiąc szczerze myślałem, że German na serio olał moje słowa ale – myliłem się. Ona na serio słuchał co mówię. Nieźle. I Violetta będzie mogła chodzić do Studia. Z tego cieszę się teraz chyba najbardziej bo wolę w nowej szkole mieć kogoś kogo znam. Zaraz po śniadaniu wyszliśmy z domu. Po kilku minutach marszu moim oczom ukazał się spory, kolorowy budynek z napisem „Studio 21”. Myślałem, że zaraz oszaleje z podniecenia jednak starałem się zachować powagę. Już przed szkołą było pełno uczniów. Śpiewali, tańczyli, rozmawiali, śmiali się, grali na instrumentach. To był istny raj.  Schodami weszliśmy do wnętrza budynku. Zobaczyłem spory hol tak samo kolorowy jak wejście. Z każdej strony były drzwi do klas. Nagle Violetta opuściła nie i pobiegła do jakiś dwóch dziewczyn. Chwilę później dochodziło coraz więcej osób więc również podszedłem. Okazało się, że ci ludzie to jej przyjaciele. Wyglądali na miłych. Zastanawiało mnie tylko która z tych dziewczyn to Ludmiła. Violetta nie powiedziała mi ani słowa o tym jak ona wygląda. Podczas poszukiwań mój wzrok padł jednak na Violettę. Przez chwilę nie słuchała znajomych – patrzyła na jakiegoś chłopaka przechodzącego obok. Nie musiałem się zastanawiać, żeby domyśleć się, że to Leon. Cham niego. Przeszedł obok i nawet nie spojrzał na swoją byłą. Chwilę później zadzwonił dzwonek. Wszyscy rozeszli się do klas.
-Wybacz Fede, że tak cię zostawiłam, ale sam widzisz. Strasznie się na nimi stęskniłam.
-Za Leonem też co nie?
-Nie pytaj.
-Widziałem jak tędy szedł. Nie przejmuj się. Nie był ciebie wart.
-Dzięki ale na serio nie chcę teraz o tym gadać. Chodźmy bo zaraz spóźnimy się na lekcje Pablo. – bez słowa poszedłem za przyjaciółką do dużej Sali ze sceną. Na schodach siedział mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Domyśliłem się, że to owy Pablo. Nauczyciel i dyrektor szkoły. Chyba omawiał jakieś ćwiczenie. Nie słyszałem dokładnie bo stałem z tyłu.
-Przepraszam, a pan kim jest? – przerwał zwracając się do mnie.
-Jestem Federico.
-Emm.. wybacz chłopcze ale nie wolno tu wchodzić osobą z zewnątrz.
-A przepraszam bo tak niepełnie się przedstawiłem. Jestem Federico Pasquarelli. Wygrałem ten konkurs sprzed kilku miesięcy. Wcześniej nie miałem warunków, żeby dojechać do Argentyny i…
-Dobra poczekaj. Zostań na razie na zajęciach a po lekcji porozmawiamy w moim gabinecie, ok?
-Tak, jasne. – odpowiedziałem, a Pablo kontynuował. Po zajęciach poszedłem razem z nim do jego gabinetu. Było to niewielkie pomieszczenie w którym znajdowało się biurko, fotel i jakieś szafki. Była tam jednak przyjaźnie. Całkowicie inne uczucie niż wtedy gdy musiałem iść do dyrki w szkole we Włoszech.
-Tak więc Federico. Przechodząc do rzeczy to powinieneś od razu mnie powiadomić o odebraniu maila i podać termin w którym przyjedziesz…
-Wiesz to taka trochę idiotyczna sprawa, bo po prostu nie sprawdzałem poczty i tak się złożyło.
-Ja rozumiem. Z tym, że po miesiącu bez odpowiedzi wzięliśmy kogo innego na twoje miejsce.
-Aaa to nieciekawie. – Tymi słowami właśnie wyraziłem to, że świat mi się prawie zawalił.
-Z drugiej strony strata tak świetnego muzyka byłaby wręcz tragedią dla Studia 21. Witamy w naszych skromnych progach.
-Dziękuję panu. To dla mnie wiele znaczy.
-Nie ma sprawy. Tylko bez tego „pan” bo czuję się staro. – zażartował. – A teraz zmykaj na następną lekcję.
-Tak jasne. Jeszcze raz dziękuję. – wyszedłem z gabinetu zachowując powagę lecz z uśmiechem na twarzy. Dopiero kiedy zamknąłem za sobą drzwi dałem wydostać się emocjom.
-TAAAK! – krzyknąłem. Na moje szczęście na korytarzu nikogo nie było. Spojrzałem na mój podział godzin. Teraz lekcja tańca. Pędem poszedłem do szatni i przebrałem się w wygodniejszy strój. Później pobiegłem do Sali w której była lekcja.
-O jak ładnie. Pierwszy dzień w szkole i już spóźniony. Co masz na swoje usprawiedliwienie młodzieńcze? – Zwrócił się do mnie łysawy mężczyzna w średnim wieku.
-Przepraszam, byłem w gabinecie u dyrektora…
-Czyli już coś przeskrobałeś? – Zaczął się śmiać.
-Nie właściwie to nie. Musiałem tylko o czym porozmawiać…
-Cisza! To nie kawiarnia. Migiem do reszty. Pięć, sześć, siedem i… - Nauczyciel zaczął odliczać po czym pokazał nam nową choreografię. Wystarczyło zamienić kilka zdań i już wiedziałem, że będzie z nim ciężko. Nie zmieniało to jednak faktu iż jestem w tym momencie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

*German*

Violetta wyszła z Federico do Studia. Myślałem, że będzie mi ciężko lecz czuję się lepiej. Ona jest tam szczęśliwa, a ja pozbyłem się ciężaru jakim był lęk. Lecz czy może raczej obawa przed tym, że ona pójdzie w ślady matki. Że mnie oszuka. Że będzie coś przede mną ukrywać. Nasze życie się teraz może zmienić i to totalnie. Nie przejmuję się tym bo wiem, że będzie to zmiana na lepsze. Tylko dlaczego ta myśl zajmuje tak dużą część mojego mózgu. Siedziałem właśnie w swoim gabinecie. Kompletnie nie mogłem się skupić nas dokumentami. W końcu zdenerwowałem się i zacząłem je zbierać. Złożyłem wszystkie do „kupy” i odłożyłem na bok. Wtedy zauważyłem małe pudełeczko leżące na moim biurku. Jakimś cudem nie widziałem go wcześniej. Czerwony, niewielki pojemniczek od razu sprawił, że wiedziałem co jest w środku. Mimo to otworzyłem go i zobaczyłem pierścionek. Pierścionek który dałem kiedyś Angie. Drobny przedmiot natychmiastowo przywołał wspomnienie.

Nie mogłem wyjąć karty sim po czym na pomoc przyszedł mi anioł we własnej postaci. Wzięła telefon w swoje ręce po czym niechcący wpadł do zlewu. Angie wsadziła tam swoją drobną dłoń i wydostała telefon lecz został tam jej pierścionek. Było mi przykro, że z mojego powodu zgubiła swoją cenną
biżuterie. Pojechałem do jubilera i wypatrzyłem niemal identyczny. Pamiętałem jak wygląda bo lubię wpatrywać się w jej dłonie. Po powrocie poszedłem do swojego gabinetu i wezwałem Angie. Wydawała się taka przestraszona i niewinna. Wyjąłem z kieszeni to złote kółeczko w czerwonym pudełku i pokazałem. Nie chciała go przyjąć. Wstydziła się. Ta jej zawstydzona mina wywoływała uśmiech na mojej twarzy. Ująłem jej dłoń w swoją po czym założyłem pierścionek na jej palec.

Za każdym razem gdy na nią patrzyłem, myślałem, że mogę wszystko. Była moim aniołem stróżem. Nigdy nie zapomnę uczucia kiedy po raz pierwszy dotknąłem jej ciepłych ust. Wtedy również była taka przestraszona i bezradna. Czułem ją całym sobą. Byliśmy jednością i…. co ja zrobiłem?! 
______________________________________________________
WKOŃCU TO NAPISAŁAM XD Troszku trzebabyło się namęczyć ale jest :3 Tak więc - bądźcie happy xd
Vilu księżniczką a German jej księciem... CO?! xd
Fede jak zwykle podniecony no bo jakże innaczej. Ale już dwie osoby go nie lubią :ooo 
Cytując Ramallo: "German kocha się w Angie" huehuehue :3 Szlachetny zdał sobie sprawę ze swoich błędów :') 
Nos vemos a la próxima vez. Chauuu ;* /Pala

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz