sobota, 12 kwietnia 2014

Jednorazówka: DZIEŃ Z LODOVICĄ COMELLO ♥


Pewnego ranka obudziłam się przybita. Dziś koncert Lodoviki Comello w Warszawie, a ja nie mogę jechać. Mieszkam na południu Polski i nie mam dojazdu. Wczorajszego dnia płakałam, że moja idolka jest w tym kraju co ja i nie mogę jej zobaczyć. Wstałam z łóżka i zaparzyłam kawę. W kuchni była też mama. Przyglądała mi się z politowaniem ale udawałam, że nie widzę. Prędko nie odzyskam humoru. Dolałam do kawy mleka i odeszłam do swojego pokoju. Żeby się nie nudzić włączyłam telewizor na stacje Eska TV. Akurat trafiłam na newsy.
-„Już dzisiaj o godzinie 18:30 koncert młodej włoszki Lodoviki Comello w Warszz…”. – Nie miałam ochoty o tym słuchać. Szybko wyłączyłam telewizor i uderzyłam głową w biurko. Czemu moje marzenia nigdy się nie spełniają?
-Paulina co ty wyprawiasz? – usłyszałam głos mamy z progu drzwi. – Jeszcze nie ubrana?
-Nie. I do końca dnia nie mama zamiaru tego robić.
-No dobrze. Chciałam ci coś powiedzieć ale jak nie to nie.
-O co chodzi?
-No to słuchaj. Moja znajoma z Krakowa jedzie z córką na ten koncert i może cię wziąć.
-Ty sobie ze mnie żartujesz, prawda?
A gdzież. Tylko, że przyjedzie po ciebie za jakąś godzinę bo musi załatwić coś w Warszawie. – Zatkało mnie. Przez chwilę stałam w bezruchu lecz po chwili słowa wypowiedziane przez moją mamę dotarły do mnie. Wypchnęłam ją z pokoju i zaczęłam się ubierać i pakować z prędkością światła. 20 minut później już byłam gotowa. Z szuflady wyjęłam jeszcze pieniądze na bilet. Leżały tam już bardzo długo w oczekiwaniu na taką właśnie okazję. Za około 30 minut pod dom podjechała koleżanka mojej mamy. Zgarnęłam swoje rzeczy i wskoczyłam do samochodu. Pięciogodzinna jazda mogła wydawać się nudna jednak przez ten czas zdążyłam poznać Monikę – córkę koleżanki mamy. Była w moim wieku i tak jak ja była Lodofanaticą i V-Loverką. Przez całą drogę rozprawiałyśmy o każde postaci z „Violetty” i parringach. Przez kilka minut nawet śpiewałyśmy piosenki Lodo, jakkolwiek one brzmiały w naszym wykonaniu. Nim się obejrzałyśmy, byłyśmy już w Warszawie przy hotelu w którym miałyśmy dzisiaj nocować. Wparowałyśmy do naszego pokoju rozpakowując swoje rzeczy choć nie było ich wiele. Była dopiero 15:05 więc miałyśmy jeszcze sporo czasu do koncertu. Monika pojechała razem z mamą załatwić ową sprawę jaką była wizyta u dentysty. Ja natomiast wolałam pozwiedzać Warszawę. Przy okazji postanowiłam zabawić się w grajka ulicznego. Wzięłam na ramię moją gitarę i wyszłam. Chodziłam po Wawie zwiedzając różne miejsca jednocześnie uważając na drogę bo w tak dużym mieście łatwo jest się zgubić. Po pewnym czasie zaczęły mnie boleć nogi więc poszłam w stronę parku by trochę tam odpocząć. Po drodze przechodziłam przez jakieś zatłoczone, zacienione miejsce. Dzisiaj był straszny upał więc nie dziwię się, że było tam tak dużo ludzi. Przechodząc tamtędy wpadła na mnie jakaś szatynka.
-No jak pani idzie? – zdenerwowałam się.
-I’m sorry. I don’t understeand.
-A ja nie mówię po angielsku. Następnym razem niech pani po prostu uważa. – Nie mam pojęcia dlaczego zareagowałam tak agresywnie. To był zwykły wypadek. Jednak jedna rzecz nie dawała mi spokoju a mianowicie głos tej dziewczyny. Wydawał mi się tak dziwnie znajomy, że nie mogłam przestać myśleć o tym do kogo on należał. Byłam trochę za bardzo zdenerwowana i nie zwróciłam uwagi na twarz. Kiedy doszłam do parku usiadłam na ławce i aby się od stresować zaczęłam grać na gitarze moją ulubioną piosenkę „Otro Dia Mas”. Z tego wszystkiego nawet zaczęłam śpiewać. Grając gapiłam się w parkowy chodnik. Zaledwie dwie minuty później do mojego futerału na gitarę wpadło 5 euro przy czym usłyszałam słowa osoby która wrzuciła te pieniądze.
-Pretty voice. – Ten głos. To ten sam który usłyszałam wcześniej. Podniosłam głowę i zobaczyłam…
-O mój Boże! Lodovica Comello!
-Ciao! – zaśmiała się, - What’s your name? – Mój angielski nie był nawet na poziomie podstawowym ale za to dobrze znałam hiszpański.
-No hablo ingles.
-Oj przepraszam. Jak się nazywasz? – zapytała tym razem już po hiszpańsku (dalsza rozmowa również po hiszpańsku).
-Jestem Paulina. – Zająkałam się. – Nie wierzę, że to naprawdę ty.
-We własnej osobie. Wybierasz się dziś na koncert?
-No… T tak, jasne.
-Ty jesteś tutejsza prawda? To znaczy… jesteś polką?
-Mhm. – Przytaknęłam.
-Super. A mogę mieć do ciebie prośbę?
-Cóż za pytanie. Jasne, że tak.
-Mogłabyś opowiedzieć mi trochę o tym kraju?
-Tak, chodźmy. – W sumie niewiele wiedziałam o Warszawie ale powiedziałam wszystko o czym miałam jakiekolwiek pojęcie. Po około godzinie doszłyśmy do galerii „Złote Tarasy” gdzie poszłyśmy na koktajl. W rozmowie nie ograniczałam się do „opowieści” o Warszawie ale również o innych miastach, ciekawych tradycjach czy tutejszego jedzenia. Nawet namówiłam ją, eby spróbowała powiedzieć kilka słów po polsku. Niestety nie szło jej to najlepiej. Jak to mówią „Polski język – trudny język”. Dowiedziałam się również co nieco o Włoszech. W pewnym momencie podbiegła do nas około dziesięcioletnia dziewczynka ze zdjęciem Lodo w ręku.
-Lodovica jestem twoją fanką. Dasz mi autograf? – Mimo iż idolka nie znała polskiego bezbłędnie odczytała intencje swojej małej fanki. – Dziękuję. Idę dziś na twój koncert i już nie mogę się doczekać. – nawijała. Lodovica tylko patrzyła pytająco. Jej mina dosyć mnie śmieszyła ale chwilę później zabrałam się za tłumaczenie. Po chwili dziewczynka odeszła.
-Ale już późno. Muszę jeszcze zrobić próbę dźwięku.
-Szkoda, że już idziesz…
-Weź nie żartuj. – przerwała mi. – Chodź ze mną.
-Na serio?
-Tak. No chodź. – Prosto ze Złotych Tarasów poszłyśmy do klubu „Proxima” w którym miał się odbyć koncert. Przy wejściu podbiegł do nas wysoki mężczyzna z bujną, blond czupryną. Rozpoznałam go. To był Pancho Cia, gitarzysta.
-No w końcu jesteś. Przecież trzeba zrobić próbę. No chodź już. – Pancho „porwał” ze sobą Lodo, a ja powoli poszłam za nimi. Niestety przy wejściu na salę, drogę zatorował mi ochroniarz.
-Gdzie się wybierasz? Fanom nie wolno tu wchodzić.
-Ale…

-Żadnego ale. Proszę zaczekać przed klubem. – Agresywny ochroniarz wyprowadził mnie za drzwi nie dopuszczając mnie do słowa. W tym momencie byłam bezsilna. Usiadłam na schodach i spokojnie czekałam. Spokoju jednak długo nie miałam bo fani szybko zaczęli się schodzić. Po kilkunastu minutach było już około piętnastu osób. W pewnym momencie zaczęłam słyszeć ciche „tss tss”. Zaczęłam si rozglądasz w poszukiwaniu źródła dziwnego dźwięku. W końcu za rogiem klubu zauważyłam nikogo innego jak Lodo. Wzięłam za ramię swoją gitarę i przemknęłam się za budynek. Okazało się, że jest tam drugie wejście.
-Gdzie ty byłaś? Szukałam cię po całym klubie.
-Taki tam wielki ochroniarz mnie wywalił. Nic takiego…
-To co ty chciałaś zrobić na mnie zamach czy co?
-Ha ha. Bardzo śmieszne.
-Dobra chodź. Próbę dźwięku już skończyłam więc mamy trochę czasu na odpoczynek w garderobie. - Bez słowa poszłam za swoją idolką do garderoby lecz wcześniej czekało nas jeszcze jedno spotkanie z moim mocarnym przyjacielem – ochroniarzem.
-A ty znowu tutaj? Już ci mówiłem, że… - Na szczęście w mojej obronie stanęła Lodovica.
-Ej wyluzuj trochę co? To moja koleżanka. – Jak to pięknie brzmiało. JA?! Ja koleżanką Lodoviki Comello. W najśmielszych snach mi się to nie zdarzyło.
-Oh najmocniej przepraszam. To ja już pójdę. – Nigdy nie myślałam, że zobaczę wielkiego ochroniarza wyglądającego jak przestraszona kaczuszka. W garderobie rozmawiałyśmy słuchając muzyki. Zaledwie kilka minut później usłyszałyśmy wielkie okrzyki. Fani zostali wpuszczenia na widownię. Ja również się tam udałam. Jakimś cudem załapałam się na miejsce w pierwszym rzędzie. Koncert się zaczął. Zespół zaczął grać „Universo”. Tuż po tym na scenę wskoczyła Lodo. Była świetna. Miało w sobie tyle energii. Widać, że kocha to co robi. Później zaśpiewała „Solo Musica”, „Otro Dia Mas”, „Ti Credo” i „La Cosa Mas Linda”. Przed kolejną piosenkę Lodovica chciała coś powiedzieć. Myślałam, że to zwykła zapowiedź piosenki jednak przeoczyłam się…
-Kolejną piosenkę chciałabym wykonać z dziś poznaną osobą. Jestem jej bardzo wdzięczna i chciałabym się odwdzięczyć. Paulina choć tu do mnie! – Bez zastanowienia wbiegłam na scenę. Jeden z dźwiękowców podał mi moją gitarę. Lodo natomiast wzięła swoją i zaczęłyśmy grać „Junto a Ti”. Śpiewając czułam jakby czas się zatrzymał. Nie miałam tremy. Nim się obejrzałam piosenka się skończyła. Lodo mi podziękowała po czym zeszłam ze sceny po czym kontynuowała koncert. Kiedy się skończył wróciłam jednak za kulisy. Bez zastanowienia rzuciłam się Lodo na szyję. Mogło to dziwnie wyglądać ponieważ jestem od niej trochę wyższa jednak nie zwracałam na to uwagi.
-Dziękuję.
-Nie masz za co dziękować. Weź mój numer telefonu. Jak kiedyś będziesz we Włoszech to zadzwoń. – Dała mi małą karteczkę z numerem i odeszła. Ja wzięłam swoją gitarę i również wyszłam. Na szczęście dogoniłam Monikę. Po drodze opowiedziałam jej wszystko co mnie dzisiaj spotkało. Kiedy doszłyśmy do hotelu od razu poszłam spać. Zasnęłam wręcz momentalnie. Obudziłam się następnego ranka około 9:00. Nie byłam jednak o pokoju hotelowym. Byłam… w siebie w domu. Czy to wszystko to był tylko sen?

***

To opowiadanie było pisane specjalnie na konkurs użądzony przez stronę Lodovica Comello Polska jednak niestety nie udało mi się wygrać (nic nowego xd). Tak więc postanowiłam, że udostępnie je wam. Jeśli możecie to zostawcie opinie w komentarzu. W tym przypadku jest to dla mnie szczególnie ważne. 
Saludos amigos :D /Pala


2 komentarze:

  1. (*-*) Świetne opowiadanie, szkoda że to tylko sen był :D ;/ Fajniej by było, gdyby to była rzeczywista historia <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym chciała, żeby na serio to się zdażyło *-* Taką śmieszke Lodo sb w Wawie spotka - zawsze spoko :D
      Reasumując: dziękuję :)

      Usuń